15

Historia siedziała na prowizorycznym łóżku w swojej celi, a Eren spoczywał na podłodze, opierając się plecami o zimne stalowe kraty w sąsiednim pomieszczeniu. O ile Jaeger dostał karę kilku dni w więzieniu za niesubordynację, o tyle Historia miała przebywać tam aż do rozprawy bez możliwości widzenia z kimkolwiek. Nie przeszkodziło to jednak Levi'ow w dostaniu się do podziemnego więzienia, strzeżonego przez Żandarmów. Gdy zastąpili mu drogę, jedynie prychnął i przeszedł obok nich. Nikt przy zdrowych zmysłach nie miał zamiaru zatrzymywać Najsilniejszego Żołnierza Ludzkości, zwłaszcza wtedy gdy emanował aurą grozy. Ackermann oparł się o ścianę naprzeciw obu celi i spojrzał na więźniów obojętnym wzrokiem.

- o ile rozumiem pobyt Histori w tym miejscu, ciebie w ogóle nie powinno tu być Jaeger - powiedział sucho - dobrze, że skończyło się zaledwie na kilku dniach - dodał. Eren nie odpowiedział. Historia wstała ze swojego miejsca i podeszła do krat.

- Gdzie moja siostra? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Wiem gdzie jest, ale to grubsza sprawa - powiedział ściszonym głosem - Armin pracuje nad planem odbicia Narine, jednak wszystko musi odbyć się w tajemnicy. Arystokracja i Kult Murów trzymają rękę na pulsie. Mają swoich ludzi wśród Żandarmerii i cały czas nas obserwują - odparł.

- Moja rozprawa odbędzie się za trzy dni - powiedziała cicho Historia.

- Wiem. Robimy wszystko by zdążyć na czas. Hange rozmawia z Pyxisem na temat współpracy. Nie ukrywam, że byłoby prościej, gdyby Jaeger znowu nie wpakował się do celi - rzucił sucho spoglądając na Erena karcącym wzrokiem. Nie krył swojego niezadowolenia z tej sytuacji. Gdyby Eren był na wolności, odbicie Narine byłoby zdecydowanie łatwiejsze.

- Nie powinien oceniać mnie człowiek, który sam zareagował w podobny sposób, nie dalej niż minionej nocy - warknął Eren. Levi zacisnął usta w wąską linię zanim się odezwał.

- Ja przynajmniej nie przeciwstawiłem się swoim przełożonym - syknął

- Działanie na własną rękę, bez zgody Hange nie jest tym samym Kapralu? - zapytał Eren spoglądając na niego ze złością. Levi prychnął doskonale zdając sobie sprawę, że w pewnym sensie chłopak miał rację.

- Dosyć! - rozkazała Historia - Oboje przestańcie! W tej chwili mamy ważniejsze sprawy niż czyjakolwiek niesubordynacja - dodała, po czym zwróciła się bezpośrednio do Ackermanna - Jeśli uznają mnie winną zdrady stanu, prawdopodobnie zostanę stracona. Narine musi wrócić przed wykonaniem wyroku, w innym wypadku będzie musiała zostać Królową. Tylko my wiemy jak bardzo tego nie chce. Wszystko w waszych rękach Kapralu.

Levi skinął głową i nie zaszczycając Jaegera spojrzeniem, ruszył do wyjścia. Teraz życie Historii zależało od powodzenia ich misji w określonym czasie. Musieli się spieszyć. 

---------------------------------------------

Plan Armina zakładał, by zaczekać na murze przy przyczółku do zmierzchu i dopiero wtedy wyruszyć w głąb miasta znajdującego się przed bramą do Shiganshiny. Tytani przebywający w tym obrębie, powinny mieć mniejszą aktywność, dzięki czemu przeszukiwanie miasta byłoby znacznie łatwiejsze. Levi jednak nie był zadowolony z tego faktu. To oznaczało kolejne godziny zwłoki i choć już wiedzieli, że Narine jest dla porywaczy zbyt cenna by ją zabić, Ackermann czuł, że jeszcze tylko kilka godzin, a jego sławne opanowanie bezpowrotnie zniknie. Gdzieś przed nim w ruinach budynku znajdowała się Narine, Było to miejsce w którym polegli niemal wszyscy Zwiadowcy z Erwinem włącznie. Levi zacisnął pięści na rękojeściach swojego sprzętu. Znów tu był, znów będzie toczył walkę o życie, lecz tym razem nie tylko przez względy polityczne by Historia utrzymała tron, a ze względów osobistych. Wiedział, że gdy tylko dorwie tych którzy byli odpowiedzialni za porwanie, zabije ich bez mrugnięcia okiem. Dokładnie tak samo, jak zrobił to lata temu w Podziemiach. Gdy słońce wreszcie zniknęło za horyzontem, Zwiadowcy ruszyli na ratunek. Podzieleni na kilka grup, przeszukiwali kolejne budynki przetrząsając je wzdłuż i w szerz. Godziny mijały a w poszukiwaniach nie było żadnych postępów. Na pozostałych po ataku tytana zwierzęcego murach, nadal widniały czerwone plamy zaschniętej ludzkiej krwi. Levi w pewnym sensie czuł się tak, jakby przeszukiwał cmentarz bezczeszcząc spokój poległych na polu bitwy kompanów. Czasami odnajdywał jeszcze jakieś strzępy ubrań, lub zniszczony sprzęt do manewru, który musiał zostać pominięty podczas prób porządkowania tego miejsca z ludzkich ciał, które mogłyby stać się przyczyną epidemii. Po kilku dobrych godzinach intensywnych poszukiwań, Hange zarządziła odwrót. Levi zacisnął zęby i pierwszy raz odkąd została Dowódcą, nie posłuchał jej polecenia. Głuchy na jej okrzyki brnął w głąb miasta, widząc powoli zmierzających w jego kierunku tytanów. Byli nielicznymi wyjątkami, które z bliżej nieznanych im powodów mogły poruszać się w blasku księżyca. Levi nie czuł jednak z tego powodu żadnego strachu. Parł przed siebie, próbując dostrzec jakiekolwiek oznaki niedawnej obecności ludzi w tym opuszczonym mieście. Wtedy wreszcie ją dostrzegł. Stała na dachu jednego z nielicznych budynków, które w dalszym ciągu pozostały całe. Z prawej strony wyskoczył na niego tytan i Ackermann w ostatnim momencie zdążył wykonać unik. Nacisnął oba spusty, z czego tylko jeden zadziałał perfekcyjnie, wypuszczając kotwiczkę w kierunku pozostałej po budynku ściany. Drugi musiał ewidentne się zacząć. Levi podczas tego manewru znajdował się w nieciekawym położeniu i w tej chwili, nie mogąc zmniejszyć siły pędu z jaką się przemieszczał uderzył całym ciałem w mur. Ostatnim co usłyszał, był głos Narine wołający jego imię.

------------------------

Narine siedziała skulona w kącie pomieszczenia, którego jedynym źródłem światła był niewielki płomień starej lampy naftowej. Porywacze związali ze sobą jej ręce i nogi, przez co nie była w stanie się wyprostować. Miało to jednak swój plus. W bucie nosiła zawsze sztylet, który mógłby jej się przydać na czarną godzinę i ta godzina właśnie nadeszła. Problem polegał na tym, że porywacze bezustannie przebywali tuż obok niej, grając w karty. Podczas Nielicznych chwil, gdy zostawała sama, lub mężczyźni ucinali sobie drzemkę, mogła próbować przeciąć krępujące ją więzy. Nie było to takie proste jak na początku sądziła i spędziła nad tym zadaniem więcej czasu niż się spodziewała. Wytrwałość jednak się opłaciła, kiedy krępujący ją sznur cicho poddał się, pod naporem ostrza. Teraz wystarczyło jedynie wyczekać odpowiedni moment, by rozprawić się z dwoma typkami którzy ją tu przetrzymywali. Okazja nadarzyła się niebawem, kiedy jeden z mężczyzn postanowił do niej podejść i wyciągnął swoją brudną dłoń w kierunku jej twarzy. Narine nie potrzebowała niczego więcej. Jednym zamaszystym ruchem poderżnęła mu gardło. Gdy ofiara z przerażonym wzrokiem osunęła się na podłogę, ruszyła ku drugiemu mężczyźnie, wbijając mu ostrze prosto w spasiony brzuch. Mężczyzna jęknął z bólu i wymierzył potężny cios w jej kierunku. Narine uskoczyła w bok, na centymetry mijając się z jego olbrzymią pięścią. Zniżyła się do parteru przemykając zwinnie pod jego pachą i cięła głęboko jego zgięcia w kolanach. Nogi natychmiast się pod nim załamały i runął z hukiem na podłogę. Lowell spojrzała z niesmakiem na leżących na podłodze mężczyzn, z których powoli uchodziło życie. Zabijanie ludzi nigdy nie było jej domenom. jednak bywały chwile, że nawet ona musiała posunąć się do tak drastycznych kroków. Kenny z pewnością byłby z niej dumny. Założyła na siebie sprzęt do trójwymiarowego manewru. który był własnością jednego z porywaczy. wybierając ten z większą ilością gazu. Nie miała pojęcia gdzie w tej chwili się znajdowała. ani która była godzina. Wyszła po drabinie na powierzchnię. początkowo nie rozpoznając miejsca w którym była. Przy pomocy sprzętu wskoczyła na najbliższy cały dach jaki znalazła. a jej oczom ukazało się miejsce masakry sprzed kilku miesięcy.

- Jestem pod Shiganhiną - wyszeptała z przerażeniem. Wtedy usłyszała znajomy dźwięk gazu wydobywającego się podczas lotu i kątem oka zarejestrowała jakiś ruch. Odwróciła się w momencie. w którym Levi umknął wyciągniętym ku niemu dłoniom tytana. jednak jego sprzęt odmówił mu posłuszeństwa. Na jej oczach Ackermann z impetem uderzył w kamienną ścianę.

- Levi! - krzyknęła. jednak jej nie odpowiedział. Zwisał nieprzytomny na kotwiczce uczepionej ściany, jak gotowa karma dla zbliżającego się tytana. Narine z gardłem ściśniętym od strachu, ruszyła w kierunku trzy metrowca będącego winnym całego zajścia. Ciesząc się w duchu, że zabrała z piwnicy sprzęt, bez większych problemów rozorała tytanowi kark, zanim ten zdążył zrobić choćby krok w kierunku Ackermanna. Narine pospieszyła do nieprzytomnego Levi'a i odcięła linkę na której się jeszcze trzymał. Choć był bardzo ciężki, jakimś cudem dała radę wspiąć się z nim na dach budynku. Najbliżej znajdujący się tytani którzy wyczuli ludzki zapach, powolnym krokiem skierowali się w ich stronę. Narine zacisnęła wargi i podnosząc Levi'a na tyle na ile była w stanie, wskoczyła przez dziurę w dachu do wnętrza ocalałego budynku. Runęli na drewnianą podłogę wzbijając tumany kurzu. Narine przez moment cieszyła się, że Levi jest nieprzytomny i nie widzi co ona z nim wyprawia. Oprócz dziury w dachu, budynek był zachowany w bardzo dobrym stanie. Na środku pomieszczenia w którym się znaleźli, była klapa w podłodze, prowadząca zapewne również do piwnicy, co było powszechną praktyką w tego typu domach. Niewiele myśląc, Narine zapaliła znajdującą się na blacie stołu świecę i wspomagając się jej blaskiem zajrzała pod klapę. Wyglądało na to, że miała sporo szczęścia, bo ktoś najwyraźniej wpadł na podobny pomysł ukrycia się przed tytanami co ona. Na dole piwnicy znajdowały się dwa sienniki i kilka kocy poskładanych w równą kostkę. Najwyraźniej właściciele niestety nie zdążyli nigdy z nich skorzystać. Lowell zaciągnęła Levi'a do pomieszczenia pod klapą i z głośnym stęknięciem ułożyła go na sienniku. Dopiero teraz mogła lepiej mu się przyjrzeć. W efekcie uderzenia, na skroni Levi'a pojawiło się spore otarcie, które na szczęście nie krwawiło jakoś specjalnie mocno. Dzięki pozostałym w domu przedmiotom i apteczce, była w stanie oczyścić ranę by nie wdała się infekcja i założyć prowizoryczny opatrunek. To na razie musiało wystarczyć. Ackermann oddychał swobodnie a jego puls był w normie, więc jedyne co mogła w tej chwili zrobić to czekać aż się ocknie i mieć nadzieję, że nie nastąpi to zbyt późno. Jego twarz, na której zwykle gościł jakiś grymas niezadowolenia lub zupełna obojętność, teraz wydawała się spokojna. Narine dotknęła jego czoła wmawiając sobie, że robi to tylko w celu sprawdzenia temperatury, jednak nie mogła się powstrzymać przed odgarnięciem opadającego mu na powiekę kosmyka ciemnych włosów. Kochała obserwować go gdy spał, bo wtedy opuszczało go całe napięcie widoczne w ruchach. jakie towarzyszyło mu w ciągu dnia. Teraz zaś był spokojny odprężony. Lowell doznała ochoty by go pocałować i pod wpływem nagłego impulsu, pochyliła się ku jego twarzy. Jednak gdy zawisła tuż nad jego ustami, zatrzymała się.

- Zaczekam aż sam tego zechcesz - wyszeptała i ucałowała jego czoło.

Znała Levi'a i czuła, że postąpienie w ten sposób byłoby niewłaściwe. Nie miała w tej chwili żadnych praw do leżącego przed nią człowieka, choć jej głupie serce pragnęło by było inaczej. Ułożyła się na senniku tuż obok niego, obserwując jego twarzy dopóki nie zmorzył jej sen.

---------------------------------------

Levi nie miał pojęcia jak i gdzie się znajduje. Dopiero gdy rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył śpiąca tuż obok niego Narine, sytuacja zaczynała robić się bardziej klarowna. Dotknął dłonią skroni czując na niej opatrunek i uśmiechnął się pod nosem spoglądając na śpiącą dziewczynę. Zawsze taka sama. Zawsze niosąca pomoc innym. Nie byłaby sobą, gdyby go tam zostawiła. Mało tego, nie byłaby sobą gdyby zostawiła choć jedno zadrapanie na jego ciele, bez jakiegokolwiek opatrzenia. Narine westchnęła cicho przez sen i choć Ackermann nie miał serca jej budzić, wiedział, że musi to zrobić. Złotowłosa spała na sienniku z twarzą zwróconą w jego kierunku i oddychała lekko przez usta. Levi dawno nie widział jej takiej. Ostatnio raczej doprowadzał ją do szewskiej pasji, gdy tylko mieli okazję się zobaczyć. Więc widok spokojnej Narine był czymś niesamowicie rzadkim. Powoli podniósł się do siadu, krzywiąc się z powodu fali bólu jaka przetoczyła się przez jego głowę. Odetchnął pozwalając swojemu ciału na moment rozluźnienia, po czym przybliżył się do Lowell. Zawahał się na moment nim wyciągnął w jej kierunku swoją dłoń. Z doświadczenia wiedział, że dziewczyna zawsze spała jak kamień i zwykłe zawołanie jej po imieniu, nigdy nie przynosiło efektu. Dotknął jej ramienia, lekko nim potrząsając, na co Lowell jęknęła przez sen jednak nie miała zamiaru się budzić. Levi westchnął. Miał wybór, albo szarpać nią dalej, co być może nie przyniesie efektu, albo obudzić ją w sposób który zawsze działał. Naprawdę nie chciał tego robić. Mimo to sięgnął dłonią ku jej twarzy i dotknął opuszkami jej policzka. Sunął nimi wzdłuż twarzy, głaszcząc jej miękką skórę tam i z powrotem, ignorując własne odczucia. Gdy Narine drgnęła, jak oparzony natychmiast się od niej odsunął. Złotowłosa powoli podniosła powieki i napotkała jego opanowany wyraz twarzy. Usiadła na swoim posłaniu i przyglądając mu się uważnie zapytała:

- Jak się czujesz?

- Dobrze - odparł - dziękuję za opatrunek - dodał na co Narine kiwnęła głową.

- Obejrzałam twój sprzęt i niestety nie nadaje się już do użytku - oznajmiła od razu przechodząc do rzeczy za co był jej wdzięczny - Mamy dwie pary mieczy do walki z tytanami i jeden sprawny sprzęt do manewru - dodała.

Levi syknął niezadowolony. W ich obecnej sytuacji jeden sprzęt na dwoje był znacznym utrudnieniem. Jedno z nich musiało albo tutaj zostać, albo próbować swoich sił na piechotę, pośród grasujących w pobliżu tytanów. Wpadające przez szpary w podłodze światło mogło sugerować, że zaczynało świtać. Najbezpieczniej byłoby zaczekać do wieczora i wyruszyć gdy przeważająca większość tytanów będzie spać. Nie mogli jednak sobie pozwolić na utratę kolejnych godzin, jeśli chcieli uratować Historię. 

- Zaczekam tutaj... - zaczęła

- Nie - natychmiast zaprzeczył - jesteśmy tu zbyt długo. Nasz zapach zacznie przyciągać kolejne osobniki. Musimy oboje opuścić to miejsce - powiedział. 

- Dobrze, ale ty założysz sprzęt - oznajmiła - jesteś lepszym żołnierzem ode mnie, lepiej go wykorzystasz. 

- A co z Tobą? - zapytał mierząc ją wzrokiem.

- Znasz mnie. Skakanie po dachach to moje drugie imię - odparła posyłając mu szeroki uśmiech, na który nie był w stanie nie odpowiedzieć. Rzeczywiście, Narine doskonale radziła sobie we wszelkiego rodzaju wspinaczkach i pokonywaniu mniejszych lub większych przeszkód terenowych.

- Niech będzie - powiedział wreszcie wstając. 

Wygramolili się z ciasnej piwniczki do znajdującej się nad nimi izby, w której Narine zostawiła cały sprzęt. Levi założył go na siebie i pierwszy wyszedł z budynku, by sprawdzić bezpieczeństwo okolicy w której się znajdowali. Gdy nie zauważył żadnego niebezpieczeństwa, wrócił po Narine i pomógł jej wspiąć się na dach. Od muru dzieliła ich znaczna odległość i oboje zdawali sobie sprawę z tego, że jeżeli chcą zdążyć przed pełnym wschodem słońca, muszą się spieszyć. Tytani powoli zaczynali budzić się do życia, gdy mrok nocy zaczynał znikać pod naporem pojawiających się promieni słonecznych. Ackermann próbował ustalić trasę po której mogli się przemieszczać, biorąc pod uwagę fakt, że tylko on posiadał sprzęt do manewru, kiedy poczuł silne popchniecie które sprawiło, że upadł na kolana. Odwrócił się w kierunku Narine z zamiarem wywarczenia jej, że to nie czas na durne wygłupy, kiedy zobaczył jej złoty warkocz wysuwający się z pomiędzy palców, sporo górującego nad budynkiem tytana. Z przerażeniem wypisanym na twarzy oglądał jak tytan wkłada ją do swoich ust, a gdy odsunął rękę w jego rozwartej paszczy ujrzał Narine. Była spokojna i wyglądała na pogodzoną ze swoim losem, jakby uważała, że własnie teraz oddając za niego swoje życie, mogła zadośćuczynić cierpieniu które mu zadała. Posłała mu uśmiech i obdarzyła czułym spojrzeniem, zanim zniknęła w gardle tytana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top