12

Narine stała na środku drogi, spoglądając za odchodzącymi Zwiadowcami, którzy zmierzali na zasłużony odpoczynek. Czuła jak w jej sercu pojawiła się wielka boląca dziura, gdy wreszcie dotarła do niej szara rzeczywistość. Cokolwiek i kiedykolwiek łączyło ją z Ackermannem, w tej chwili nie było już takie samo. Oboje się zmienili, wiele doświadczyli ale wiedziała, że sporą winę za ten stan rzeczy ponosi ona sama. Było tyle momentów w ich wspólnym życiu, niewykorzystanych okazji, które przegapiła, a które mogły wszystko zmienić. Ignorując zaciekawione spojrzenia, powlekła się z powrotem do budynku. Nawet nie zajrzała do Historii, tylko od razu skierowała kroki do swojej sypialni. Jako osobistej strażniczce Władczyni Murów, przysługiwały jej pewne udogodnienia z których nie krępowała się korzystać i tym razem było dokładnie tak samo. Pociągnęła za gruby sznur, przyzywając pokojówkę która została jej na stałe przydzielona i poprosiła o gorącą kąpiel, ze swoim ulubionym olejkiem do ciała. Służąca przygotowała wszystko w pokoju łaziebnym i pozostawiła ją samą. Narine zdjęła swoje ubranie pozostawiając je na podłodze obok wanny i z cichym jękiem przyjemności zanurzyła się w gorącej wodzie.  Zapach lawendy który wdarł się do jej nozdrzy, przynosił jej ukojenie którego teraz bardzo potrzebowała. Musiała uporać się własnymi uczuciami, przyjąć do wiadomości zaistniałą sytuację i pogodzić się z tym stanem rzeczy. Tym, że jej stosunki z Levi'em mogą jedynie ograniczać się do sformułowania znajomi i nic ponad to. Znała Ackermanna i powinna wiedzieć, że dla niego raz złamane zaufanie, pozostanie takim już na zawsze. Niezależnie od tego co mogła by zrobić lub powiedzieć, nic nie zmieni tego co się wydarzyło. Mimo to, nadal w dalszym ciągu chciała mu wszystko wytłumaczyć. Sekundy zamieniały się w minuty, a z minut powstała godzina. Woda w wannie zrobiła się całkiem zimna, kiedy Lowell wreszcie ocknęła się z zamyślenia i postanowiła z niej wyjść. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka i drżąc z zimna, szybko owinęła się puchatym ręcznikiem próbując choć trochę się ogrzać. Włożyła czyste cywilne ubranie, bo choć była już pora wspólnej kolacji, tym razem nie miała zamiaru się na niej pojawić. Wiedziała, że Historia zrozumie jej nieobecność i znajdzie na ten czas odpowiednie zastępstwo. Lowell czuła nieodpartą potrzebę wyrwania się z tego pełnego żołnierzy budynku, który chwilowo pełnił role koszar dla wszystkich uczestników misji oczyszczenia. Założyła sprzęt do trójwymiarowego manewru i przez nikogo nie zauważona, wymknęła się swoim oknem na zewnątrz. Podmuch świeżego wieczornego powietrza który w nią uderzył sprawił, że na jej ustach pojawił się uśmiech. W swoim ulubionym wygodnym ubraniu, z pędem wiatru we włosach, czuła się znów wolna od wszelkich trosk i problemów. 

-------------------------------------------------------

Ackermann powiódł wzrokiem po sali, oceniając ilu żołnierzom udało się wrócić z wyprawy w jednym kawałku. Tak jak mógł się spodziewać, niestety nie wszyscy rekruci których szkolił przez ostatnie tygodnie, zdołali przetrwać. Na sali panowała mieszana atmosfera. Jedni, zwłaszcza ci którzy po raz pierwszy zderzyli się z Tytanami lub stracili kogoś w bitwie, siedzieli w milczeniu przy swoim stoliku, z przygnębieniem wpatrując się w pełny talerzy. Inni reagowali euforycznie ciesząc się, że udało im się przetrwać. Pili i śmiali się tak, jakby udało im się oszukać po raz kolejny przeznaczenie. Levi doskonale pamiętał swoją pierwszą i zarazem tragiczną w skutkach wyprawę za mur. Wtedy zachowywał się zupełnie inaczej niż obecni tutaj ludzie. Gniew na Erwina, na samego siebie, ból po stracie przyjaciół, chęć mordu tytanów i gdzieś na szczycie tego wszystkiego słowa Erwina, które wyryły się w jego pamięci po dziś dzień. Słowa prawdy której doświadczył już lata temu zanim go poznał.

" Gdy do twego serca wleje się niepewność, to będzie Twój koniec"

Tamtego dnia, jego słowa trafiły go bezpośrednio, bo z dokładnością opisywały to, co wydarzyło się w Podziemiu. Narine była dobra w tym co robiła, a mimo to doszło do sytuacji w której tkwiła w objęciach swojego oprawcy, z nożem przyłożonym do jej gardła. Moment zawahania którego w tamtej chwili doświadczył, kosztował go jak sądził, jej życie. Nigdy później się nie wahał i by udowodnić to Erwinowi, podjął decyzję która sprawiła, że stracił Farlana i Isabel.

"Nie będziesz tego żałował. A jeśli zaczniesz mieć wyrzuty, stępią się Twoje przyszłe decyzje i pozwolisz decydować za siebie innym. A wtedy pozostanie ci już tylko umrzeć. Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Znaczenie naszych decyzji ogranicza się do tego, że wpływają na nasze kolejne decyzje."

Levi żałował. Żałował śmierci Narine, Farlana i Isabel. Zrzucał odpowiedzialność na innych, pozwalając im decydować o sobie w sytuacjach kryzysowych. Nie był w stanie przewidzieć konsekwencji swoich decyzji, dlatego to inni decydowali za niego. Bolała go śmierć Petry i reszty oddziału. Każda strata członka Korpusu budziła jakieś emocje, jednak robiąc to co mówił Erwin, nie czuł się winny śmierci tych wszystkich osób tak, jak w przypadku swoich przyjaciół. Smith przewidział w jakimś stopniu jak postąpi, ale co do jednego się mylił. Levi wcale nie musiał umierać. Wręcz przeciwnie. Ruszył do przodu, niosąc na swoich barkach śmierć towarzyszy. Walczył by nie zmniejszyć wagi ich poświęcenia, by nadać ich śmierci sens. Ci którzy teraz go otaczali, albo już zrozumieli, że nie wolno sobie pozwolić na zbyt długi smutek albo dopiero to zrozumieją. Przyjmą każdą stratę z milczeniem i ruszą do przodu mając świadomości, że przed nimi byli inni, a po nich przyjdą następni, bo takie właśnie jest życie. Życie które sami musieli sobie wywalczyć. Sobie i obywatelom Paradis. Tym czasem był ktoś, kto nie zjawił się na kolacji, a kto być może skrywał tajemnice ważne nie tylko dla niego, lecz dla nich wszystkich. Narine tak jak przypuszczał nie zeszła do jadalni jednak  był pewny, że w tej chwili wcale nie przebywała w swoim pokoju. Zbyt dobrze znał ją i jej zwyczaje. Skończył swój posiłek i ruszył do pokoju po swój sprzęt, który był niezbędny jeśli chciał z nią porozmawiać tak, jak jej obiecał na polu bitwy. Sytuacja która miała miejsce na placu przed budynkiem, tylko umocniła go w tym postanowieniu. Sporo sytuacji jakie wydarzyły się między nimi w trakcie dnia, wymagało przemyślenia. Levi miał wrażenie, że jeśli chodziło o Narine, nic nie było takie jak mu się od początku wydawało. Jej przywiązanie jakim niewątpliwie go darzyła, okazywało się niezmienne pomimo upływu tylu lat. On pomimo tego co zrobiła, nadal nie był w stanie całkowicie wyrzucić jej ze swoich myśli i życia, kiedy już na powrót się w nim znalazła. Jednak znajdował się w tym momencie swojego życia, w którym nie chciał nawiązywać z nikim żadnych bliższych relacji. Ta chwila słabości, której dopuścił się gdy z ulgą wypisana na twarzy wpadła w jego ramiona, nie powinna była się wydarzyć. Wiedział o tym teraz jak i wtedy. Mimo tego jakaś jego część, po raz ostatni chciała poczuć ją całą blisko siebie. Poczuć jej zapach, doświadczyć na własnej skórze, że naprawdę wciąż tutaj była i żyła. Levi wyszedł przed budynek i używając swojego sprzętu, wzbił się w powietrze. Wystarczyła zaledwie chwila by dostrzegł jej ciemna sylwetkę, na tle nocnego nieba. 

-----------------------------------------------------

Narine siedziała na dachu budynku z zadartą do góry głową spoglądając w gwiazdy, kiedy Levi ją odnalazł. Usiadł w niewielkiej odległości od niej, wyciągając przed siebie nogi. Jedną z nich ugiął w kolanie i oparł na nim swoją rękę.

- wiedziałem, że cię tu znajdę - powiedział w przestrzeń.

- Niektóre rzeczy jednak się nie zmieniają - odparła z delikatnym uśmiechem na ustach - Farlan zawsze chciał je zobaczyć - dodała, wracając wspomnieniami do tamtych dni, które odeszły bezpowrotnie.

- I zobaczył. Przykro mi - powiedział cicho - Wiem, że był dla ciebie kimś ważnym - dodał Levi nie kryjąc przygnębienia.

- Był, ale nie w sposób o którym myślisz - rzekła spoglądając na niego. W tej jednej chwili nie było sensu ukrywać jakichkolwiek uczuć i widziała, że Levi też to rozumiał, bo kiedy na niego spojrzała widziała wyraźnie jego zaskoczenie - Nigdy go nie kochałam. Byłam nim zauroczona, to zrozumiałe, ale nie kochałam - dodała. Choć dla kogoś spoglądającego na to z boku, ich relacja mogła wyglądać na bliższą, wcale taka nie była. Narine rzeczywiście miała do Farlana słabość, uważała go za atrakcyjnego chłopaka i lubiła spędzać z nim czas, jednak nic poza tym. Levi musiał przetrawić tą informację. Cały czas myślał, że Narine darzyła Farlana głębszym uczuciem. Nawet teraz, po tylu latach, nadal tak myślał. Poznał Farlana osobiście o wiele później niż ona, jednak zdążył zżyć się z nim równie mocno. Wtedy bardzo irytowało go, że lubiła przesiadywać z Farlanem i mu pomagać. Teraz z perspektywy czasu, wiedział już co nim tak naprawdę kierowało.

- Nie przyszedłeś tu żeby rozmawiać ze mną o Farlanie prawda? - spytała Narine, choć doskonale znała już odpowiedź na to pytanie. Levi nawet nie musiał odpowiadać. Rozumieli się bez słów i wiedziała, że dostała swoją ostatnią szanse na spowiedź. Szansę na którą tak długo czekała.

- Nigdy nie powiedziałam ci kim tak naprawdę jestem. Nawet teraz nie powinnam tego robić. Gdyby ktoś nieodpowiedni poznał prawdę, nie tylko ja mogłabym mieć kłopoty - powiedziała ze wzrokiem wbitym we własne kolana. Choć była zdecydowana by o wszystkim mu opowiedzieć, mimo wszystko czuła się lekko onieśmielona - Pochodzę z rodziny Królewskiej - wyznała spoglądając na niego kątem oka - ale to już przypuszczalnie wiesz - dodała z uśmiechem, widząc z jakim spokojem to przyjął.

- Podejrzewałem to od dłuższego czasu, ale dopiero dziś zyskałem pewność - Przyznał - Wtedy... na treningu... gdy przyjechałaś do Hange i Erena...

- To był głupi błąd z mojej strony. Nie pomyślałam, że oboje z Erenem możemy mieć jakieś wizje. Po prostu chciałam go ratować i jeden dotyk wystarczył. Tak jak w przypadku Erena i Historii podczas wręczania odznaczeń - powiedziała.

- Masz rację, niektóre rzeczy faktycznie się nie zmieniły - rzekł, a na jego ustach po raz pierwszy od bardzo dawna, pojawił się lekki uśmiech. Narine zawsze taka była. Gdy chodziło o czyjeś życie, najpierw działała a potem myślała.

- Nazywam się Narine Reiss. Jestem córką Roda Reiss i jego żony, a także starsza siostrą nie tylko Historii ale i Fridy - powiedziała niespodziewanie, a uśmiech na jej ustach zgasł jak płomień pozbawiony dostępu do tlenu. Levi spojrzał na nią ze szczerym zaskoczeniem, odmalowanym na jego twarzy. Podejrzewał, że Narine może być królewskiej krwi, ale w życiu nie pomyślałby, że należy do Reissów. Jednak skoro była starszą siostrą Historii...

- To oznacza, że ty jesteś prawowitą Władczynią Murów - Stwierdził czując powagę sytuacji.

- Nigdy nie chciałam nią być - powiedziała szczerze i Levi wcale jej się nie dziwił - Jako najstarsze dziecko miałam przejąć koordynat po Urim. Uciekłam z domu, pozwalając by to Frida zajęła moje miejsce - dodała  a wtedy do Levi'a dotarł sens jej słów. Frida Reiss została przecież pożarta przez Grishe, a to by oznaczało, że Narine... Levi mimowolnie napiął mięśnie czując złość.

- W noc mojej ucieczki odnalazł mnie Kenny i zabrał ze sobą do Podziemia. Był przyjacielem Uriego, więc zrobił to na jego prośbę - powiedziała - nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Ani wtedy, ani teraz. Nikt nie może nigdy wiedzieć kim na prawdę jestem. To zbyt ryzykowne.

- Komu powiedziałaś? - zapytał Ackermann.

- Historii bo to dotyczy ją osobiście. Pyxis był przy tym obecny - odparła - Eren również już wie, że mam w sobie Królewską krew, ale nie zna szczegółów. Teraz wiesz także i ty - dodała spoglądając na niego uważnie, jakby chciała odgadnąć o czym w tej chwili myśli.

Levi nie wierzył w to co słyszy. Narine przez cały ten czas była córką Roda. Nagle kawałki całej układanki, powoli zaczęły składać się w jego głowie w jedną całość. Wszystkie niejasności z nią związane, nagłe pojawienie się w Podziemiu, milczenie na temat swojego wcześniejszego życia, a nawet to, że nie chciała wydostać się na powierzchnię. Jednak w dalszym ciągu nie tłumaczyło to dlaczego odeszła.

- Tsy - syknął zaciskając zęby - więc dlaczego? - pytanie opuściło jego usta, choć wcale nie planował go zadać.

- Uwierz mi, że nie chciałam tego - powiedziała spoglądając ku świecącym na niebie gwiazdom - Naprawdę myślałam, że umieram. Ostatnie co pamiętam to twoja rozmazująca się twarz i błaganie bym nie odchodziła. Obudziłam się w obcym miejscu gdzieś na Powierzchni, a przy moim łóżku czuwał Kenny - dodała i zwróciła swój wzrok na profil Ackermanna - Zagroził, że jeśli kiedykolwiek wrócę do Podziemia lub spróbuje cię odszukać, to zabije nas oboje. Wtedy widziałam go po raz ostatni. Trafiłam pod skrzydła Pyxisa i dołączyłam do korpusu treningowego. Wiedziałam, że nie mieliśmy z nim żadnych szans, zwłaszcza jeśli dopadłby nas w pojedynkę, dlatego nigdy już nie wróciłam.

- Kenny - syknął Ackermann zaciskając pieści - dlaczego miał by to zrobić? Musiał mieć jakiś cel.

- Oczywiście, że miał - przytaknęła Narine - Byłam swego rodzaju konfliktem interesów. Byłam kimś, przez kogo nigdy nie zdołałby zrealizować swoich planów. Kenny chciał nauczyć cię wszystkiego co niezbędne, byś opuścić podziemie o własnych siłach. Miałeś walczyć o swoje, nie oglądając się za siebie. Zabijać bez wahania każdego, kto stanie na twojej drodze. Ja taka nie byłam. Nie chciałam wracać na powierzchnię, nie chciałam odwracać się od potrzebujących. Kenny uważał, że przeze mnie stałeś w miejscu. Zatrzymywałam cię, podczas gdy ty miałeś szansę wyrwać się z tego bagna w którym żyłeś - dokończyła szeptem.

- Powinnaś była mi powiedzieć - rzekł Levi, spoglądając pustym wzrokiem przed siebie.

- Teraz już wiem, że powinnam - powiedziała z goryczą -  Podobnie jak wiem, że ta rozmowa niczego między nami nie zmieni - odparła z lekkim uśmiechem kogoś pogodzonego z losem.

- Masz rację. Niczego - Przytaknął. Jej wyjaśnienia sprawiły, że wreszcie mógł zrozumieć jej postępowanie. Jednak nie zmieniało to faktu, że ich obecne wzajemne stosunki, nie będą już takie jak dawniej. W głębi duszy cieszył się, że Narine w końcu to zrozumiała. Tak było lepiej i dla niego i dla niej.

 - Nigdy nie chciałaś nikogo zabić... - zaczął - wiesz, że tytani to tak naprawdę niewinni ludzie? - zapytał spoglądając na nią. 

- Wiem o tym - odparła - Krótko po opuszczeniu Podziemia, wreszcie dojrzałam do tego, by zrozumieć to co zawsze próbowałeś mi uświadomić. My albo Oni... jeśli chcę przetrwać, muszę zabić tytana niezależnie od tego kim był wcześniej - powiedziała spoglądając na Ackermanna. Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech triumfu, który nawet ona bardzo rzadko u niego widziała.

- Hej! to, że wreszcie przyznałam ci rację nie oznacza, że musisz zaraz być taki dumny z siebie! - zawołała szturchając go łokciem w bok. Choć Levi prychnął w odpowiedzi, z jego twarzy nie zniknął pogodny wyraz. Przez tę krótką chwilę, mogli poczuć się jak za dawnych lat, gdy wspólnie siadali na dachu budynku i spoglądali na rozświetlone blaskiem lamp miasto.

- Kiedy wracacie do swojej Kwatery? - zapytała, próbując nawiązać z nim normalną rozmowę, jakiej od dawna nie prowadzili. Levi milczał przez chwilę jakby próbował zebrać myśli, a jego twarz na powrót stała się nieprzeniknioną oazą spokoju, która spoglądała na świat pochmurnym wzrokiem.

- Wszyscy którzy będą na siłach, wyjadą jutro. Reszta dopiero gdy dojdzie do siebie, wróci albo do kwatery, albo do domu - odparł zgodnie z prawdą. Niestety nie wszyscy którym udało się przeżyć, wrócili w jednym kawałku. Było kilka osób, które dzięki poświęceniu swoich kończyn, uszło z życiem. Jednak ich obrażenia na stałe wykluczały ich jako żołnierzy. Levi nie wiedział co się  z nimi stanie. Niektórzy dostaną odprawę i wrócą do domu. Inni, którym dopisze szczęście, otrzymają pracę za biurkiem i nadal będą otrzymywać stały miesięczny dochód dla swojej rodziny. Jedno było pewne. W Korpusie Zwiadowców nie było już dla nich miejsca. Erwin był jedynym wyjątkiem osoby, która pomimo braku kończyny nadal znajdowała się w Korpusie. Smith był Dowódcą i jako taki nie potrzebował drugiej ręki, by w dalszym ciągu dowodzić swoimi ludźmi. 

- Potrzebujecie odpoczynku. Historia robi co może by dać wam czas - oznajmiła Narine - jednak czuje ciągły nacisk ze strony Dariusa i swoich doradców.

- Wiem - odparł. Był wdzięczny, że próbowała im pomóc, kupując cenny czas którego stale im brakowało. Każdy dodatkowy dzień zwiększał szanse rekrutów na przeżycie - Obecnie otrzymaliśmy miesiąc czasu na przygotowania do kolejnej wyprawy. Biorąc pod uwagę okres rekonwalescencji, pozostaje nam maksymalnie dwa tygodnie na trening. To zdecydowanie za mało - powiedział sucho krzywiąc się z niezadowolenia - Wiem, że przeklęty Zackley wysłałby nas już jutro gdyby nie decyzja Historii - dodał.

To była prawda. Gdyby wszystko zależało od Naczelnika Sił Zbrojnych Paradis, prawdopodobnie ich dzisiejsza rozmowa wcale by się nie odbyła. Choć w efekcie nic nie miało ulec zmianie, przynajmniej wreszcie zrzuciła z siebie to, co ciążyło na jej ramionach i duszy przez te wszystkie lata. Jutro Levi wracał do siedziby Zwiadowców, a ich stosunki wracały na poziom znajomości, ograniczając się jedynie do spotkań służbowych. Jednak teraz, w tej chwili, Narine miała zamiar cieszyć się jego towarzystwem tak długo, jak jej na to pozwoli. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top