Rozdział 7 - Labirynt
Pomagali sobie na zmianę. Do momentu kiedy na niebie zebrały się chmury i zaczęła się mocna ulewa. Piękno tego okropnego miejsca zaniknęło i zrobiło się mrocznie. –Powinni już wrócić.- Zauważył Thomas. -A jak nie zdążą?- Zaniepokoił się. –Zdążą.- Zapewnił go Newt. –A jeśli nie?- Thomas dalej drążył. –Zdążą.- Odpowiedział znowu Newt.
Jakiś czas później ulewa się skończyła. Wszyscy stali przy bramie czekając na Alby'ego oraz Minho. Lada moment miała się zamknąć a ich nadal nie było.
-Może ktoś po nich pójdzie.- Zaproponował Thomas. –To wbrew zasadom.- Odezwał się Gally. –Wrócą, albo nie.- Dodał. -Nie ryzykujmy bardziej.- Stwierdził Newt.
Wtedy pojawił się powiew wiatru. Niektórzy zasłonili oczy ręką. Niektórzy mieli to gdzieś. Oll lekko je zmrużyła dalej patrząc, jej serce biło mocniej przez odczuwany niepokój. Brama zaczęła się zamykać. –Tam!- Wskazał Thomas. –Coś jest nie tak.- Powiedział Newt. Minho trzymał Alby'ego na plecach ledwo idąc. –Dalej Minho dasz radę!- Krzyknął Chuck. W głowię Oll zebrała się burza. Chciała pomóc bo nikt inny im nie pomoże, jednak z drugiej strony wejście tam teraz to pewna śmierć. Już raz się ledwo z niego wydostała.
Brama nadal się zamykała i nie miała zamiaru przestać. –Zdążysz!- Krzyknął ktoś. –Musisz go zostawić!- Dodał kto inny. Ta burza którą czuła Oll czuł też ktoś jeszcze. Thomas. Który także walczył z samym sobą. Złamać te reguły? Czy ich nie złamać?
W końcu doszedł do wniosku co chciał zrobić. W ostatniej chwili Thomas wbiegł w już malutką szparę. Oll chciała ruszyć za nim by go powstrzymać jednak Newt złapał ją w ostatnim momencie. Jej oczy powiększyły się do ogromnych rozmiarów. –Thomas nie!- Krzyknął Chuck.
-I to by było na tyle.- Stwierdził Gally. –Nie ma szansy żeby przetrwali tam noc.- Dodał. Nikt w to nie wierzył że któryś z nich tam przeżyje. Oll z łzami w oczach zerknęła na Newta. Ten także nie był zbyt szczęśliwy, jak wszyscy. Niektórzy się rozeszli a paru zostało przy bramie. Taką osobą była też Oll. Pół nocy spać nie mogła zastanawiając się co z nimi. Okropne dźwięki także nie ułatwiały jej pobytu w tym miejscu. Leżący nieopodal niej Newt także nie mógł spać.
–Hej, wstańcie.- Krzyknął Chuck. Wszyscy od razu zebrali się na równe nogi patrząc. Brama zaczęła się otwierać. –Mówiłem że nie wrócą.- Powiedział Newt. Oll posmutniała. Wszyscy odwrócili się i ruszyli. Oll jeszcze na chwilę odwróciła głowę. To co tam zobaczyła było nie do wiary. –Newt.- Wyszeptała zatrzymując chłopaka. Chłopak od razu odwrócił głowę mrużąc oczy, pomyślał że Oll specjalnie go zatrzymała, nie przepuszczał że zobaczy tam przyjaciół.
Thomas i Minho nieśli Albyego. Udało im się przeżyć. –Udało się wam!- Krzyknął uradowany Chuck. Oll się uśmiechnęła. Od razu po przekroczeniu strefy inny rzucili się na pomoc. –Ostrożnie.-
-Co się stało?- I jak przeżyliście?- Zapytano ich. –Widziałeś dozorcę?- Zapytał Chuck. –Owszem.- Odpowiedział Thomas. –Nie tylko widział. Zabił go.- Odezwał się Minho. Wszyscy z niedowierzaniem spojrzeli na Thomasa.
Chwilę później zabrano Alby'ego w bezpieczne miejsce. Większość osób udało się do miejsca narad.
Oll stanęła przy wyjściu obserwując bacznie resztę. Jej twarz była obojętna, nie widniało na niej ani krzty emocji. Ręce trzymała na biodrach słuchając co mieli do powiedzenia. Na środku stał Gally. –Coś się zmienia. Nie zaprzeczycie. Najpierw dziabnęło Bena za dnia. A potem Alby'ego. W dodatku świeży dobrowolnie wszedł do labiryntu. Złamał zasadę.- Mówił Gally.
-Ale uratował Alby'ego.- Powiedział chłopak stojący koło Newta. –Czyżby?- Zapytał Gally. –Od trzech lat żyjemy z tymi stworami. A teraz jednego zabiłeś. Czy wiecie co teraz będzie?- Kontynuował Gally. –Co proponujesz?- Zapytał Newt. –Ukarzmy go.- Odpowiedział bez wahania...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top