Rozdział 52 - Raj

Wszystko zrobiło się jakby czarne. Ból jednak nie znikał, ani się nie nasilał. Oll miała wrażenie jakby nadal mogła oddychać. Powoli zaczęła otwierać oczy, ujrzała że facet leżał bez ruchu na ziemi. Nie żył? Ciemnowłosa zamrugała kilka razy.

-Oll!- Krzyknął znajomy głos który się do niej zbliżał, po czym przy niej kucnął. Lekko odgarnął jej włosy w tył. -Gally?- Wyszeptała oszołomiona, nie do końca do niej docierało co się właśnie wydarzyło. -Jak dobrze że żyjesz! Już myślałem że cię zabił!- Wrzasnął z przerażeniem. -Chyba nie rozumiem.- Zaśmiała się. -Czego nie rozumiesz?- Zdziwił się.

-To ja żyję? Ahh. Dlatego to paskudztwo nadal tak boli.- Zażartowała szczerząc się. -Jak możesz żartować w takiej chwili?- Zapytał z niedowierzaniem. -Rozluźniam atmosferę.- Stwierdziła.

-Szalona.- Prychnął pod nosem. -Możesz wstać?- Zapytał. -Nawet nie chce próbować.- Odpowiedziała, nadal leżąc w bezruchu. Ponownie wypluła trochę krwi.

Chłopak wziął głęboki wdech ostrożnie podnosząc dziewczynę. Nie obyło się bez bólu. Gdy już ją podniósł, Oll wtuliła się lekko w tors chłopaka zaczynając płakać. -Tak się wystraszyłam. Myślałam że już po mnie! Ja wcale nie chce zginąć, boję się śmierci.- Powiedziała.

-Już nie musisz się bać.- Posłał jej uśmiech. Dziewczyna spojrzała prosto w jego oczy, a on w jej. Nadal była przestraszona na śmierć. -Dziękuje ci za ratunek.- Wyszeptała. Następnie leciutko musnęła policzka chłopaka, rumieniąc się przy tym.

Gally wydał się tym bardzo zdziwiony. Mimo że teraz są innymi ludźmi niż kiedyś, on nadal wspominał labirynt, oraz wydarzenia z nim związane. Jej słowa wypowiedziane wtedy w klatce śniły się jemu po nocach, w najgorszych koszmarach. Czuł się z tego powody źle.

Gally jeszcze przez chwilę wpatrywał się w przestraszone tęczówki dziewczyny. Następnie leciutko się uśmiechnął. Dziewczyna wtuliła się zamykając oczy, niespokojnie oddychała.

W końcu chłopak ruszył. Zapanowała niekomfortowa cisza. Gally po prostu niósł ją. Oll w końcu chociaż przez chwilę czuła się bezpiecznie. Niedługo później dotarli do samolotu.

-Co ci się stało dziecinko!- Wrzasnął natychmiast Vince widząc w jak opłakanym stanie jest dziewczyna, Gally ostrożnie ją odstawił, a Vince ją ostrożnie przytulił by nie narobić jej jeszcze większego bólu. -Dziękuje ci.- Położył rękę na ramieniu Gally'ego.

-A gdzie Thomas?- Zapytała nagle Brenda. No tak.. Thomas. -Nie mogłam nic zrobić. Janson go złapał. Dodatkowo, postrzelił mnie, a po drodze prawię zostałam zabita przez jednego z jego przydupasów.- Opowiedziała. -Nie widziałam dokąd go zabrał. Wybaczcie.- Uderzyła się ręką w czoło.

-Znajdziemy go.- Vince przełknął ślinę. -Jak na razie ruszajmy.- Podszedł do Jorge który znajdował się przy sterze, a wtedy samolot zaczął się unosić. -Trzeba opatrzyć ranę zanim wda się zakażenie.- Zauważył Gally, zostawiając dziewczynę przy ściance.

Po kilku minutach, chłopak wyciągnął znajdująca się w jej nodze kulę. Następnie zabandażował  ranę. Na zewnątrz nie działo się dobrze. Po Thomasie nie było żadnego śladu, a budynki waliły się jeden po drugim, taranując tym samym kolejne. Z ostatniego miasta, stało się piekło, którego już nie dało się uratować. Mimo to, nadal starali się odnaleźć chłopaka.

Niedługi czas później unieśli się na samą górę budynku, w którym wcześniej się znajdowali. Na nim stał nie kto inny jak Thomas i Teresa. Większość dachu się paliła, a chłopak był widocznie ranny.

Vince próbował wciągnąć chłopaka jednak wszystkie próby szły na marne. -Jesteśmy za daleko!- Wrzasnął Gally. Rozpoczęła się ostateczna walka o przeżycie. Wszyscy starali się jak mogli. Nawet Teresa pomagała by chłopak został wciągnięty. Ostatecznie się udało.

Minho i Vince znowu wystawili ręce by pomóc jeszcze Teresie. Wtedy budynek wydał z siebie przeraźliwy dźwięk. Wszystko się za trzęsło. Będący tuż obok budynek runął, rozwalając przy tym ten, na którym stała Teresa. Kobieta upadła na kolana, w jej oczach znajdowały się łzy.

Kobieta zerknęła do tyłu, budynek zaczął się zawalać. Gdy się ponownie odwróciła w kierunku reszty, grunt jej się zawalił pod nogami, a ona runęła wraz z wieloma odłamkami, umierając. Nie pozostało im nic innego jak odlecieć. Thomas jeszcze przez moment wpatrywał się w miejsce w którym jeszcze przed chwilą stała kobieta. Został postrzelony w brzuch. Wszyscy próbowali go uratować, jednak niewiele mogli zrobić przy tak poważnym obrażeniu. Chwilę później chłopak zamknął oczy tracąc przytomność.



W końcu zostawili za sobą ostatnie miasto w kompletnej ruinie. Wrócili do przystani gdzie statek którym mieli odpłynąć był już gotowy. Wszyscy wyruszyli w rejs.

Osiedlili się na pięknej wyspie. Plaże złociste mieniące się niczym złoto. Fale rozbijające się o skały. Śpiew ptaków. Piękna zielona trawa która tańczyła wraz z podwiewem wiatru. Wszyscy ciężko pracowali by postawić szałasy, pola uprawne, oraz pozostałe potrzebne do przeżycia rzeczy.

Thomas odpłynął na jakiś czas. Tego dnia w końcu się obudził, wychodząc ze swojego namiotu. Cała grupka przyjaciół zebrała się natychmiast wokół niego witając w ich nowym domu. Z niektórymi się przywitał poprzez przytulaska. 
Oll nadal kulała. Mogła już co prawda chodzić o własnych siłach, była jednak znacznie wolniejsza, w dodatku posiadała prowizoryczną kulę zrobioną z długiego patyka, o którą się opierała gdy chodziła.

Wieczorem zorganizowano zebranie. Vince stał na środku mówiąc. -Wiele razem przeszliśmy. Wielu z nas wiele poświęciło. Żebyśmy w końcu mogli tutaj być. Za przyjaciół, za krewnych, za wszystkich których już z nami nie ma.- Uniósł kubek z cieczą. Wszyscy inni także unieśli swoje kubki. -Za tych wszystkich których straciliśmy. To jest wasze miejsce. Nasze miejsce. A to ich.- Wskazał na wysoką skałę która znajdowała się przy plaży.

-Żeby pamiętać. Żeby w przyszłości, każdy po swojemu, znalazł ukojenie.- W tym momencie wbił w, znajdującą się koło skały, kłodę nożyk który trzymał do tej pory w lewej ręce. -Nasza bezpieczna przystań!- Krzyknął znowu unosząc kubek. Wszyscy zaczęli wiwatować, klaskać, oraz upijać napój.

Na skale wyryli wiele imion. Aby nigdy o nich nie zapomnieć.

W taki oto sposób, dawni więźniowie labiryntu zaczęli normalnie żyć... KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top