Rozdział 43 - Róże
Gally ruszył, a za nim wszyscy pozostali. Panowała niezręczna cisza, której nikt nie miał zamiaru przerwać. Ludzie cały czas się dziwnie gapili. -Po labiryncie znalazła mnie ta grupa która się kierowała do miasta. Zorientowali się że jestem odporny, i sprowadzili tutaj. Do Lawrence'a. Walczą z dreszczem od kiedy tamci przejęli miasto. Ale dreszcz wiecznie nie może się chować za murem. Nadejdzie taki dzień że nam zapłacą za to wszystko.- Tłumaczył chłopak.
W końcu się zatrzymał. -Słuchajcie.. Rzadko kiedy go ktoś odwiedza, więc nie odzywajcie się. Okej?- Powiedział. -I nie gapcie się.- Dodał, ruszając dalej. Reszta po chwili ruszyła za nim.
Wszyscy weszli do pomieszczenia w którym znajdowało się sporo roślin, dzięki którym ładnie pachniało. Gally odłożył swoją broń na znajdującym się przy schodach stoliku. -Gally, dobrze że jesteś cały.- Odezwał się facet, robiący coś przy różach. -Jasper mi wszystko powiedział.- Wyjaśnił.
-To była masakra. Nic nie poradzimy na te ich działa.- Odezwał się chłopak. -Wiem. Ale kto tak jak oni ciągle igra z ogniem. Ten w końcu się sparzy.- Powiedział facet wąchając róże. Dopiero teraz dało się zauważyć że mężczyzna nie ma praktycznie nosa. -Kogo przyprowadziłeś? Po co przyszli?- Zapytał nieco poważniej.
-Chcemy wejść do środka. Gally powiedział że nam pomożesz.- Wyrwał się nagle Thomas. Gally spojrzał na niego poważniej. Zapanowała cisza. -Niech Gally lepiej nie składa obietnic bez pokrycia. Poza tym, ten mur to tylko połowa problemu. Nie ma sposobu żeby się tam przedostać.- Wyjaśnił facet.
-Sposób być może jest. Ale to się nie uda bez Thomasa.- Odezwał się Gally. -Doprawdy?- Zapytał facet podchodząc do grupki. -Czy wiesz kim jestem, chłopcze?- Zbliżył się. Z takiej odległości można było zobaczyć jego całą twarz. Powoła była pokryta czarnym porostem oraz jakimiś naroślami, prawdopodobnie oślepł na jedno oko ponieważ całe było białe, i ten częściowy brak nosa. Przerażający widok. -Biznesmenem.- Wyszeptał.
-Innymi słowy, nigdy nie ryzykuje pochopnie. Czemu miałbym ci ufać?- Zapytał. -Wiem jak ci pomóc.- Odpowiedział Thomas. -Mogę dać ci to czego potrzebujesz. Jeśli tam wejdę.- Dodał. -A powiedz mi, czego potrzebuje?- Zadał kolejne pytanie. -Czasu.- Odpowiedział prawie natychmiast spoglądając na kroplówkę z niebieską cieczą. -I to każdej chwili.-
Facet także zerknął na swoją kroplówkę, po czym na Gally'ego. -Tak uważasz?- Zapytał. -Skorzystamy na tym obaj.- Powiedział jedynie ciemnowłosy. -Coś ci powiem. Pójdą trzy osoby, reszta zostanie ze mną. To taka gwarancja że nie zabłądzisz w drodze powrotnej. Umowa stoi?- Wyciągnął w jego stronę rękę. Thomas natychmiast ją ujął. Jego ręka także była pokryta naroślami. Facet uśmiechnął się. -Gally zaprowadź go.- Zakończył.
Wszyscy udali się do zakrytej przez kraty wyrwy w podłodze. Chłopak najpierw zdjął kraty, następnie wsadził do dziury drabinę. -Bądź ostrożny.- Zwrócił się Jorge do Thomasa. Brunet jedynie dotknął jego ramienia nawet nic nie mówiąc. Tymczasem Gally zaczął już schodzić do dziury. -Gally, uważaj tam na nich.- Zatrzymał go jeszcze na moment Patelniak. -Jasne.- Odpowiedział ponownie zaczynając schodzić.
Już wcześniej uzgodnili że osobami które pójdą wraz z Thomasem, oraz Gally'm będą Newt oraz Oll. Dziewczyna zaczęła schodzić po drabinie zaraz po tym jak Gally dotarł na dół. Następny był Thomas, a na samym końcu schodził Newt.
Czwórka znalazła się w ciemnym, mrocznym tunelu. Dało się usłyszeć przerażające dźwięki które roznosiły się echem. Ich jedynym oświetleniem były trzymane przez nich latarki. -Obrzydliwość.- Odezwał się Newt czując nieprzyjemny zapach. Dziewczyna objęła samą siebie. -Już dawno nie byliśmy w tak okropnie cuchnącym miejscu.- Powiedziała czując odruch wymiotny...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top