XXXVII



— Alby chyba tego zakazał...

— Nasz śliczny, kochany Newt chyba zaliczył pierwszą bazę.

— Hihi, co najmniej trzecią!

— Ja i tak czuję, że to home run! Wszystkie bazy za jednym zamachem!

— Może nie będziemy psuć im nastroju po tak ważnym wydarzeniu...

— Młodszy ode mnie, a on już zaliczył, pff...

— Ciekawe czy laska pozwoli mi też dziś na małe co nieco, hehe...

Streferzy nie mieli zielonego pojęcia, jak głośno mówią. Rzeczywiście, położenie Remeny i Newta pozostawiało wiele do życzenia. Dziewczyna leżała praktycznie na chłopaku, a on obejmował ją obiema rękami.

Dopiero po paru chwilach, Remeny obudziła się, słysząc chichoty nastolatków. Uświadamiając sobie w jakiej pozycji aktualnie się znajduje, szybko zerwała się z blondyna z piskiem. Wszyscy zaczęli się jeszcze bardziej i głośniej śmiać, budząc przy okazji pozostałych Streferów, którzy zaczęli zbiegać się w miejsce największego gwaru.

Newt zaraz po przebudzeniu usiadł wyprostowany. Zdziwił się, widząc sytuację, w jakiej się znajdowali, a dopiero po chwili przypomniał sobie, co się stało w nocy.

— Chłopaki, to nie tak, jak myślicie! — Wyjaśnił w geście dezaprobaty.

Remeny siedziała skulona na kocu i wsłuchiwała się uważnie w słowa zastępcy Przywódcy.

— Wiecie, co wczoraj Gally chciał jej zrobić?! Ona się po prostu bała i w związku z tym nie mogła spać. Znalazła mnie i rozmawialiśmy parę godzin. Później się do mnie przytuliła, bo miała wizję Gally'ego! — Newt bardzo energicznie gestykulował rękoma. — Po paru chwilach zarówno ja, jak i Remeny usnęliśmy...

Wśród Streferów, którzy chwilę temu byli jeszcze w miarę spokojni, nastąpiło niezwykłe poruszenie. Krzyczeli, dyskutowali, szeptali. Rudzielec dał jakiemuś brunetowi ciastko (zapewne podwędzone z kuchni Patelniaka), a jakiś czarnoskóry chłopak uderzył lekko obcego Latynosa. Dopiero po dwóch minutach, Remeny zrozumiała przyczynę sprzeczki i postanowiła, że wyjaśni wszystko, nim dojdzie do prawdziwej bójki.

— Przypomniałam sobie imię — odezwała się słabym głosem, a wszystkie oczy zwróciły się ku niej. — Brzmi ono Remeny.

— Ale jak?

— Dlaczego tak długo to trwało?

— Jak to się wydarzyło?

— A może po prostu je wymyśliłaś, by nie być uważana za inną, hm?

— Wyglądasz bardziej na Eustachę albo coś takiego...

— O czym ty w ogóle bredzisz?

— Kiedy to się stało?

— To wina Gally'ego?

— CISZA! — ryknął w końcu Newt ponownie, sprawiając kontrast głosu. Przed chwilą było głośno, a teraz słowo ciałem się stało i nastała cisza. — Jeśli chcecie, by wam wszystko wyjaśniła, powinna mieć jakieś dojście do głosu, prawda? — Syknął.

— To było tak nagle... W jednej chwili stał tam Gally, a chwilę później Newt mnie uratował i... nie wiem, jak to się stało. Tak po prostu nagle mnie olśniło. Takie hej! Twoje imię brzmi Remeny — skłamała. Remeny spojrzała na blondyna, który kiwnął niezauważalnie głową w geście zrozumienia. Odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem. — Po tym...

Nie drążyła dokończyć. Zgrzyt wszystkich czterech Wrót jej to uniemożliwił. Każde z nich zaczynało się otwierać powoli z łoskotem. Remeny wstała jak poparzona i od razu zaczęła się spoglądać w górę. Chwilę później przecisnęła się pomiędzy dwoma chłopakami i zaczęła biec w stronę Zachodnich Wrót. Moment później mogła już ujrzeć obie ściany wielkich drzwi, które rozsuwały się, tworząc tarcie, które uformowało drobne iskierki. Gdy tylko szpara powiększyła się tak, że człowiek by przez nią przeszedł, Remeny przecisnęła się przez nią wkraczając do Labiryntu.

— Thomas! Minho! — Nawoływała, idąc przed siebie. — Tutaj jestem! Chłopaki! Wrota już się otwarły! Thomas! Minho!

— Miałem rację — poczuła na swoim ramieniu tę szczupłą dłoń. — Oni nie wrócili i nie wrócą...

— Newt, przestać być takim fujem i pesymistą! — Pisnęła, odwracając się do niego. — Może nie zdążyli jeszcze dotrzeć, hm? O tym nie pomyślałeś? — Klepnęła go delikatnie w ramię. — A oni dlaczego nie wchodzą? — Skinęła głową na resztę Streferów, którzy stali metr od otwierających się Wrót.

— Nie mogą — odrzekł. — Do Labiryntu mają prawo wchodzić jedynie Zwiadowcy oraz Przywódca i osoby przez niego upoważnione...

— A ja jestem? — Uniosła wysoko brwi, nadal zmierzając przed siebie. Byli już prawie na końcu korytarza.

— Jesteś... — spojrzał jakby na Streferów, upewniając się, że ich nie słyszą — jesteś naszą nadzieją... Dobrze o tym wiesz — szeptał. — Patrząc na to, że DRESZCZ usiłuje cię stąd wyciągnąć, musisz być jakoś wyjątkowa. Jeszcze nikt nie miał Wspomnień, rozumiesz? Nikt...

— Czyli wynika z tego, że mogę robić, co zechcę, bo nie zabijecie mnie tylko dlatego, ze jestem wam potrzebna? Aha.

— Nie tylko o to mi chodziło... — odpowiedział speszony.

— A więc o co? — Stanęła, łapiąc go za brodę i kierując jego wzrok na siebie.

— Chodzi o to, że...

— Thomas! Minho! — Dziewczyna przerwała mu, puszczając jego głowę i biegnąc w ich stronę. Po chwili przytuliła obu z całej siły. — Martwiłam się o was, ale wiedziałam, że przeżyjecie — szepnęła. — A Newti mi nie wierzył...

— Co się stało? — Do wesołego kącika dokuśtykał Newt ze skwaszoną miną. — Jakim, cholera, sposobem...

— Później opowiemy — wysapał Thomas. — Musimy uratować...

— Alby'ego — przerwała mu Remeny. — Gdzie go zostawiliście? — Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że wie rzeczy, o których co najmniej nie powinna mieć pojęcia.

— To on żyje? — Newt pobladł. — Czyli...

— Miałam rację razy trzy! Whooah! — Remeny uniosła ręce w geście zwycięstwa. Widząc zdziwione miny trzech Sztamaków, opuściła je. — Przepraszam... — mruknęła.

— Po prostu podejdźcie tu.

Thomas zwrócił swoją głowę na prawo, wyciągając daleko szyję. Remeny spojrzała momentalnie na jakąś zarośniętą ścianę. Co tu jest niezwykłego? Zwykła ściana porośnięta bluszczem... Zielony, szary, zielony, szary, zielony, szary, zielony, brązowy... ALBY?!

W pierwszym momencie, nastolatka była pewna, że chłopak jest gdzieś na dole, pod warstwą roślinności. Nie mogła ukryć zdziwienia, gdy, lustrując całą ścianę, ujrzała chłopaka przywiązanego kilkanaście metrów nad ziemią. Przyglądając mu się dokładniej, zobaczyła, że on nie okazuje żadnych oznak tego, że jeszcze nie odleciał wraz z boginią Hel do tamtego świata.

Przed chwilą Newt wyglądał, jakby nie wiedział do końca, co się dzieje. Jednakże w tym momencie miał minę, jakby ktoś uderzył go z całej siły w głowę metalową pokrywą od śmietnika.

— Czy on żyje? — Szepnął Newt.

— Nie wiem. Żył, kiedy go tam zostawiałem.

— Kiedy go zostawiałeś...?

W tym momencie Remeny złapała Newta delikatnie za bark.

— Oni muszą odpocząć — szepnęła. — Weź ludzi i idźcie zdjąć Alby'ego, a ja pomogę Plastrowi z nimi...

Newt przytaknął. W tym momencie Minho wytrzeszczył oczy w prawdopodobnie niedowierzaniu. Remeny tylko prychnęła, nie wiedząc, co ma chłopak na myśli.

Kiedy Thomas chciał się zwrócić w stronę Alby'ego i do niego pójść, Minho złapał go za przedramię i szepnął parę niezrozumiałych dla szatynki słów. Azjata klepnął nastolatka w plecy, popychając go w stronę otwartych Wrót.

Remeny spoglądnęła na dwójkę Streferów ze współczuciem. Wyszła ze Strefy dumnym krokiem, dając rozkazy podwładnym:

— Idźcie do Newta. Macie zdjąć waszego Przywódcę z pnączy, po czym przynieść go do Bazy. Tam zajmę się nim z Plastrem. Właśnie, gdzie jest Plaster?

— Tu jestem! — Zza pleców szatynki wyskoczył Jeff.

— A ja tutaj! — Dołączył do niego Clint.

— Dobra. Chodźcie ze mną. Weźcie przy okazji ze sobą gazy jałowe i wodę utlenioną... A wy — wskazała na pozostałych — ruszajcie swoje ślamazarne tyłki i idźcie pomóc Imperatorowi. Natychmiast.

Droga do Bazy była powolna. Ciągnęła się, niczym przyklejona guma do żucia do obcasa jakiejś eleganckiej kobiety, która (guma) nie chciała się za chiny ludowe odkleić. Thomas i Minho co jakiś czas się lekko zataczali, jakby byli pijani. W sumie, Remeny im się nie dziwiła – nie spali przez całą noc i zapewne musieli ciągle uciekać przed zgrają mechanicznych potworów.

Nastolatka postanowiła pomóc medykom w przemyciu ran chłopców. Asystowała Minho w wejściu po schodach. Ten jej tylko podziękował skinieniem głowy i dał się jej dalej prowadzić. Remeny poprawiła mu już poduszkę, gdy znajdowali się w jednym z pomieszczeń w Bazie. Jeff przyniósł jej wodę utlenioną i gazy, tłumacząc, że on sam idzie zająć się Thomasem. Dodał, że Clint karmi właśnie dziewczynę.

— Jesteś niesamowita — mruknął Minho, gdy Remeny oczyszczała swoje dłonie spirytusem, który znalazła w małej szafeczce w owym pokoju.

— Dlaczego tak sądzisz, Minhotaurze? — Uśmiechnęła się, odpakowując gazy jałowe.

— Jeszcze nikomu... powtarzam, nikomu nie udało się rozkazać czegoś Newtowi. On zawsze chodził swoimi ścieżkami. Często się sugerował naszymi radami, ale... nigdy tak od razu. — Mruknął. — Dwa lata w Labiryncie, a tobie udało się to, jako pierwszej...

— Uważam, że przesadzasz. Poza tym, kto uciekł przed tabunem Buldożerców, hmm? Komu się udało przeżyć całą noc w Labiryncie? — Uniosła triumfalnie obie brwi do góry.

— Ja i tak wiem swoje. Auć — syknął dziesięć milisekund po tym, jak Remeny przyłożyła gazę nasączoną wodą utlenioną do największego zadrapania chłopaka.

— Przepraszam — bąknęła.

— Nic się nie stało... Ale to piecze! — Uniósł wolną rękę do góry. — Jeszcze chyba nikt nie stosował tutaj takich zasad medycyny, jak ty.

— Bo jesteście facetami. Na dodatek bandą półgłówków — mruknęła, uważnie przyglądając się jego ranom.

— Nie jest najgorzej — poklepał ją po ramieniu. — Bywało gorzej...

— Ale to jest moja wina. — Powiedziała twardo podając mu kubek z wodą.

— Nieprawda. To nie jest twoja wina... Ty... — odrzekł, nie wiedząc pewnej rzeczy.

— Minho — zaczęła.

— Tak? — Zmarszczył czoło.

Remeny — poprawiła go. — Mam na imię Remeny.

— Co...? — Zachłysnął się wodą. — Jakim... purwa... cudem... pamiętasz... imię?! — Wytrzeszczył oczy w geście zdumienia.

— Opowiem ci, jak się wyśpisz. A teraz, idź serio lulu, bo jest ci to potrzebne — przytuliła go, całując w czubek głowy. — Ja idę na chwilę do Thomasa. Później pomogę chłopakom z Albym — uśmiechnęła się pocieszająco. — Dobranoc, mój dzielny Minhotaurze — puściła oko.

— Branoc — odrzekł, przekręcając się na lewy bok.

Wychodząc, usłyszała szurania butów i gorączkowe szepty Streferów. Zadziwiona, udała się do źródła dźwięku. Spoglądając z przyśpieszonym biciem serca, ujrzała Zarta i jakiegoś nieznanego jej przedtem chłopaka, którzy wnosili rannego Alby'ego po schodach. Za nimi podążał Newt, któremu pot spływał z czoła.

— Mogę jakoś pomóc? — Remeny spytała z poważną miną.

— Zawołamy cię, gdy będziesz nam naprawdę potrzebna — odrzekł blondwłosy chłopak. — Teraz idź do Thomasa i każ mu iść spać. Słyszałem od Jeffa, że on zadeklarował, że musi ujrzeć Alby'ego w pełni żywego, by usnąć.

— Prędzej jego organizm padnie z wycieńczenia, aniżeli dokona swego — wzięła głęboki oddech, po czym powoli wypuściła powietrze. — Zaraz do was dołączę — otworzyła drzwi do wolnego pomieszczenia, chcąc jakkolwiek pomóc.

Remeny, przechodząc obok Newta, poczuła dziwne mrowienie w okolicach karku. Przeszło ono przez jej cały kręgosłup, sprawiając, że przeszedł przez nią dreszcz. Dodatkowo usłyszała jakiś szept, jednak miała wrażenie, iż sprawką tego jest niedobór jedzenia i snu. W końcu zjadła jedynie trochę kurczaka i ryż, a tej nocy spała maksymalnie dwie godziny.

— Witaj, Thomato — uśmiechnęła się.

— Remeny? — zapytał, otwierając szerzej oczy.

— Co? Jak? Skąd wiesz...? — Odpowiedziała zdziwionym tonem.

— Musimy porozmawiać...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wiem, wiem. Obiecałam Wam, że rozdział pojawi się dokładnie tydzień temu, a zrąbałam po całości. 
Wybaczcie mi ;-;
Rozdział rzeczywiście miałam na tydzień temu, jednak nie podobał mi się... poza tym zawierał niecałe tysiąc słów, a zakończył się na momencie, gdy Remeny wychodziła z pokoju Minho. Oznacza to, że był o jakieś 700 słów krótszy, niż ten. Poza tym, jakoś dziwnie go poprowadziłam i... ehh...
Nie byłabym z niego zadowolona po prostu, gdybym go wstawiła. Natomiast w tym starałam się wykorzystać temat do granic tego, by Was nasycił, jednak byście czekali na więcej.
Kolejny postaram się dodać jutro wieczorem, bądź we wtorek <3

PS: Z okazji tego, iż 31 sierpnia świętuję moje 14 urodziny, postaram się zorganizować jakiś special :D

PPS: Chamska reklama! Moglibyście zerknąć na opowiadanie mojej przyjaciółki? :) Dopiero zaczyna pracę na Wattpadzie, a według mnie, wykonuje świetną pracę w swym opowiadaniu ^^
Nie jest to fanfiction, a zwykła fantastyka.
Wspomnę jeszcze, że jestem jej betą, więc błędów powinno być nie więcej, niż w moim fanfiku xD

TheRiverOfTrue

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top