XXVIII
— Księżniczko! — Usłyszała pukanie zza drzwi. — Mogę wejść?
— Jasne, Kulawy! — Odpowiedziała.
Blondyn wszedł do pokoju, po czym zrobił zdenerwowaną minę.
— Plaster nie zdjął ci opatrunków? — Zmarszczył czoło.
— No... zmienił je raz. Ale mówił, że jeżeli chcemy by rany się zagoiły szybciej to na czas pracy powinnam się oszczędzać.
— Aha... W takim razie muszę chyba skoczyć po nowe buty dla ciebie...
— Co?! — Zerwała się z łóżka, a jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. — Nowe buty, nowe buty, nowe buty, nowe buuutyyyy — zaczęła piszczeć. — Taaak! Dziękuję! — zdziwiła się, że mogła już wstać, po czym podeszła do Newta. — Zaprowadź mnie do tego pięknego miejsca, jakim jest butolandia!
Źrenice chłopca rozszerzyły się, a jego usta zwęziły w cienką minę. Wyglądał na przerażonego, a zarazem zaintrygowanego.
— Uspokój się, rusałko — klepnął ją w ramię. — Usiądź spokojnie, a ja ci przyniosę te buty. Jaki masz rozmiar?
— Trzydzieści siedem albo trzydzieści osiem... Nie jestem pewna — uśmiechnęła się.
— To masz malutkie nóżki, nie wiem czy mamy w ogóle taki rozmiar — skrzywił się. — Ale jak coś to będziesz mieć trochę za duże buty.
— Okay, to ja czekam! — Banan wyrósł na jej twarzy i zamienił miejsce z ustami.
Nastolatka co jakiś czas kręciła się nerwowo i rozglądała po pomieszczeniu. Nie mogła się doczekać nowego obuwia. Chociaż naprawdę była wycieńczona, nie miała zamiaru nic jeść. Brzuch, co chwilę przypominał o głodzie, jednak dziewczyna to ignorowała.
***
Szła przez dziedziniec z wysoko uniesioną głową. Chciała by wszyscy widzieli jej nowe martensy. Była dumna z tego, iż dostała nagrodę. W sumie, nie dziwne, miała się czym chwalić. Wszyscy uważali ją za popychadło, jednak szatynka wiedziała, że wkrótce będzie najbardziej szanowaną osobą w całej Strefie...
— Czyli zaczynam pracę o 16:45, mam przerwę od 17:45 do 18:15, a później o 20:15 mam wolne tak foreva, prawda...?
— Znaczy się, nie tak foreva — zatrzymał ją ręką, by szła wolniej. — Około 5:00, Minho cię obudzi, bo wiesz, że o 6:00 idziecie za Mury, prawda?
— Noo, taaak... — dziewczyna wyprzedziła go. — Właśnie, gdzie jest Minhotaur?
— Kto? — Blondyn parsknął śmiechem. — To wy już macie słodkie przezwiska? — Zdziwił się.
— Tak samo jak my — szatynka stanęła przed nim i spojrzała prosto w jego oczy, choć było to trudne dla dziewczyny mającej zaledwie metr sześćdziesiąt... Chłopak był wyższy o jakieś trzydzieści pięć centymetrów. — Ja jestem twoją rusałką, a ty moim kulawym chłopczykiem — brązowooka zamruczała, a zdekoncentrowany chłopak przybliżył się tylko do niej.
Nie wiedziała nawet kiedy, jak i gdzie, ale przytuliła go. Nie spodziewała się tego... to było silniejsze od niej samej. Była na wysokości jego klatki piersiowej, więc słyszała jego serce... Bum, bum. Bum, bum...
— Szybko ci bije serce... — Mruknęła po chwili. Nadal była zdziwiona tym, co właśnie zrobiła.
— Naprawdę...? Ja w sumie twojego nie słyszę... — chłopak się zmieszał, gdy zrozumiał, co powiedział. — Znaczy, nie jest to możliwe, bym słyszał, bo przecież mam głowę na twojej główce, chyba, że miałbym ją niżej, wtedy by może mi się to udało, ogólnie to mamy ładną pogodę — próbował jakoś się wyjaśnić.
— Boże, wolniej — zachichotała i odsunęła się od chłopaka. — Poza tym, mów więcej niż jednym zdaniem, bo to, co powiedziałeś przed chwilą, nie miało żadnego sensu — znów się wyszczerzyła.
— Oj tam, oj tam — wystawił jej język.
Dziewczyna, idąc, znów zaczęła spoglądać na swoje stopy. Była bardzo dumna ze swojego nowego obuwia... Nie wiedziała czy chciała pokazać tym, iż jest lepsza, czy po prostu była zwykłą kobietą i ubóstwiała buty, jednak nie mogła się nimi nacieszyć...
Bo parunastu minutach nastolatkowie doszli w docelowe miejsce. Szatynka ujrzała kilkadziesiąt metrów od nich Gally'ego i już miała do niego iść, jednak Newt zacisnął swoją dłoń na jej nadgarstku.
— O co chodzi, Kulawy? — Zwróciła na niego wzrok.
— Chciałem jeszcze z tobą o jednej rzeczy porozmawiać...
— Gadaj — rzuciła zadziwiona.
— Chciałem cię przeprosić... za to, jak traktowałem cię na początku... Byłem wkurzony, bo chciałem ci pomóc, jednak nie chciałaś mi udzielić odpowiedzi.
— Nic się nie stało — uśmiechnęła się, wystawiając mu rękę. — Sztama?
— Sztama — uścisnął ją, a dwa dołeczki ozdobiły jego twarz.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Okay, jest długo wyczekiwany rozdział :3
Zaraz biorę się za pisanie kolejnego, więc może, że dziś jeszcze otrzymacie jeden xD Nawet jeśli tak, to zapewne koło godziny 22:00 :P
Zapewne dziś wszystkie fanki Newczyny są zadowolone :3
Natomiast jedna z moich czytelniczek (błagam, nie zabij, iż nie pamiętam Twego nicku ;-;), która shippuje Ją z Thomasem będzie zawiedziona :c Masz specjalne przeprosiny ode mnie i przytulasa :P
Ogólnie chciałabym byście przyjęli ten rozdział z dystansem i jeżeli są błędy, wypomnieli mi je w komentarzach, gdyż można rzec, iż pisałam go na haju (za dużo ciastek xD).
*dla ciekawskich*
Już mi lepiej po zerwaniu... Nie jest tak źle, teraz mam więcej czasu na "realizację siebie" i wreszcie mam jakiś postęp w grze na pianinie <3 Już umiem prawie całe "Dla Elizy" :3
Więc to tyle Misiaki... Kocham Was <3
PS: dobra, jednak nie tyle... zapomniałam Wam podziękować za ponad 9K wyświetleń i *fanfary* 1K głosów! Nie wiem jak Wy to robicie <3 Boże, jesteście wspaniali <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top