XXIX



— Chodź, klumpie — warknął Gally, gdy tylko ujrzał Nią zbliżającą się do niego.

— Spokojnie, spokojnie! — Próbowała polepszyć stosunki z chłopcem. — Przychodzę w pokoju! — Zaśmiała się.

— Mhm — odburknął, po czym złapał ją za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. — Słuchaj, głupia, bo widzę, że nie rozumiesz. Nie zdążyłaś jeszcze zauważyć coś narobiła? — Zaczął ją świdrować swoimi małymi oczkami. — Nie widzisz, krótasie, jak cię tu traktują?! Jak jakąś purwa księżniczkę, która nic nie musi robić, nie musi żadnych zasad przestrzegać! Wbiegłaś do Labiryntu, co jest surowo zabronione i jak cię ukarano? Dostałaś buty, o których piertoliłaś od samego początku! Panienka jeszcze wybrzydza i nie chce naszego jedzonka...

— Wydaje mi się, że miałeś mnie czegoś nauczyć, a nie prawić morały jaka to jestem — odpowiedziała oschle, ukrywając przerażenie. Wyszarpnęła swoją rękę i zaczęła rozmasowywać nadgarstek, który był zaczerwieniony.

Chłopak zaczął jej coś tłumaczyć, jednak nastolatkę obchodziło to tak bardzo, jak Minho obchodziła kulinaria... Szatynka znów zapuściła się w głąb swoich myśli. Nadal nie mogła zrozumieć, co przed chwilą zrobiła... Dlaczego go przytuliłam? Dlaczego się z nim pogodziłam...? Powtarzała w głowie. Co się ze mną dzieje?!

Brązowooka spuściła wzrok na swoje buty. Bardzo powoli i spokojnie stawiała stopy na trawie, jak gdyby coś miało zagłuszyć ciszę w jej głowie... Jakby miało zniszczyć tę bezpieczną przestrzeń, która została już naruszona przez obcych ludzi... Przez DRESZCZ...

— Rozumiesz, co mam na myśli? — Przerwał jej rozmyślanie głos Kartoflanonosego.

— Uhm, tak... Znaczy, nie do końca — skłamała. — Mógłbyś jeszcze raz powtórzyć?

— Baba — syknął, po czym ilość jadu w jego głosie się zmniejszyła. — Ponieważ i tak nie będziesz należeć do mego królestwa, chcę byś chociaż na praktykach mi się przydała... Widzisz tamte bele drewna, prawda? — Dziewczyna kiwnęła głową. — Więc masz siekierę — dziewczyna nawet nie zauważyła, że Gally miał takie narzędzie w ręku — i pociachaj mi to wzdłuż na deski... Mam nadzieję, że zrozumiałaś o co mi chodzi.

— Oczywiście, królu — teatralnie się ukłoniła, niczym Newt jakiś czas temu, po czym wyrwała mu siekierę z ręki i powstrzymała się przed uderzeniem go w głowę tępą stroną narzędzia...

I tak oto minęła godzina z życia nastolatki. Rąbanie drewna. Rozmyślanie. Poprawienie bandaża na dłoni. Ponownie rozmyślanie. Wbicie siekiery w ziemię. Najdłuższa godzina w moim życiu, pomyślała. I tak tu purwa nie będę pracować, a te szowinistyczne świnie postanowiły mnie wykorzystać... Zrezygnowana ostatni raz wyjęła topór z ziemi, po czym zamaszystym ruchem przecięła kawał drewna.

Szatynka podeszła do Wrót i stanęła koło przyjaciela. Umordowana uśmiechnęła się, pomimo pulsującego bólu w okolicach skaleczenia...

— Gdzie jest Minho, Thomato? — Oparła się o jego ramię i poprawiła buta. — Nie miałam zbytnio widoku na Wrota, więc nie wiem kiedy wrócił... Ogólnie, dlaczego tutaj tak stoisz? Chcesz popatrzeć jak się zamykają? — Spoglądnęła na niego promiennym wzrokiem.

— Jeszcze nie wrócili — mruknął przez zaciśnięte usta. — Zostało im dziesięć minut, a nadal nie wrócili.

Wtedy ją zmroziło. Zacisnęła swoją dłoń na ramieniu szatyna i zmrużyła oczy, powstrzymując łzy przed ucieczką. Jednak to nie wystarczyło... Jedna mała buntowniczka przedostała się przez kurtynę gęstych rzęs, niniejszym naginając barierę zdrowego rozsądku dziewczyny. Całe jej ciało ze zmęczenia i zdenerwowania zaczęło się trząść.

— Wrócą. — Szepnął ocierając łzę z policzka dziewczyny. — Nie martw się...

— Wiem o tym... wrócą — próbowała samej sobie wmówić te słowa.

I tak oto dwójka przyjaciół stała przed Wrotami, które miały się zaraz zamknąć... Nastolatków, jak dotychczas nie było widać, tak nie było do teraz... Ironią losu było to, że w Labiryncie była osoba dla dziewczyny ważna, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Nie mogła tam wbiec i ich odnaleźć, ponieważ Labirynt był zbyt wielkim obiektem. Nie było po prostu szans.

— Jak tam jest? — Usłyszała nagle zdenerwowany głos Thomasa. — W Labiryncie — dodał po chwili ciszy.

— Mury. Pnącza. Niższe mury. Więcej pnączy. Różne małe wyrwy skalne, na których można odpocząć. Ciemność... — zamyśliła się. — Nie przyglądałam się zbytnio. Wpierw uciekałam przed wami, bo bałam się, że będziecie mnie gonić... Następnie musiałam ratować swoje życie przed nabuzowanym Buldożercą.

— W tył zwrot i powtórz! — Jego oczy powiększyły się znacznie. — Co powiedziałaś?!

— No... Uciekałam przed Buldożercą. Ale to nie jest chyba dziwne, w Labiryncie ich jest podobno pełno...

— Może i jest pełno, ale ty jesteś małą dziewczynką, która ma nawet nie wiem czy metr sześćdziesiąt! Na dodatek zwiała wielkiej maszynie w zwykłych tenisówkach! Jak? Powiedz mi, jak!

— Znaczy... To nie było takie trudne, choć w tamtej chwili takie się wydawało... Po prostu jestem szybsza od was wszystkich, a pod koniec trasy powrotnej znudziłam mu się. Nic wielkiego, zwykłe szczęście — uśmiechnęła się nieszczerze.

— W takim razie wyjaśnij mi jeszcze jedno — zmarszczył czoło.

— Dajesz, nic mnie już nie zdziwi — rzuciła bezmyślnie.

— Jak wróciłaś do nas z powrotem? Jak zapamiętałaś tak purewsko długą drogę, skoro musiałaś się dość daleko oddalić, gdyż widziałaś Buldożerców... I oczywiście nasza mini-ekspedycja nie mogła cię znaleźć, ale to już mniejszy powód — rzekł dziwnym nonszalanckim tonem, którego zapewne nie chciał osiągnąć.

— Nie wiem... Powtarzałam sobie w głowię kierunki mych zakrętów, a później jakoś mój mózg to obrócił... Nie wiem jak to jest możliwe, jednak jest to... trochę dziwne.

— Trochę? — Uniósł brew do góry.

— No może trochę bardzo — speszyła się.

— Może? — Wyszczerzył zęby.

— Oj, zamknij się, Thomato! — Dała mu kuksańca w bark, a chłopak odpowiedział jej tym samym tylko, że lżej.

Nastolatkowie zachowywali się, jakby nic się nie stało... Jakby nie czekali na dwójkę przyjaciół z nadzieję, że wrócą przed godziną osiem...

Nastą.

Łoskot Wrót przerwał śmiech i radość obecną w Strefie. Każdy skierował wzrok w stronę bramy, której nieuniknionym było zamknięcie się... Jedyną nadzieją było to, iż chłopcy wrócą prędko i zdążą ominąć przeznaczenie...

Idą. Pomyślała, widząc dwie postacie... A raczej jedną, która ciągnęła za sobą inną. Minho ciągnie rannego Alby'ego. Czyżby deja vu?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


*Ogłoszenie parafiaalneeee*

Moi drodzy!
Ważna informacja! [no shit, Sherlock]
Otóż zmieniam metodę dodawania nowych rozdziałów...
A dlaczego? Już tłumaczę!

Zawsze bałam się, że nie zdążę dodać rozdziału na niedzielę. Wiecie, równy tydzień mam na jego napisanie... A tak, teraz wykombinowałam coś lepszego!
Otóż rozdziały będą się ukazywać raz w tygodniu.

Przykład:
Rozdział dodałam dziś - poniedziałek.
Do końca tygodnia nie ma rozdziału.
Przyszły tydzień: rozdział dodaję w niedzielę.

Jest to jedna z opcji, jednak wątpię by była aż taka przerwa, ponieważ będą już wakacje :3
Ogólnie drugim powodem jest to, iż *mini spoiler, warto czytać ogłoszenia parafialne :P* mam zamiar zacząć publikować nowe opowiadanie <3 I tak, tym razem to nie będzie fanfiction!

Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi z nowego pomysłu na rozdziały... Jak nie, to nie moja wina, przepraszam ;_; Po prostu nie chcę byście byli źli, że nie będzie rozdziału idealnie w niedzielę...

Okay, a teraz kończę już przynudzać <3 Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, ponieważ... hmm... Miałam z nim dość spory problem (mała wena na rozwinięcie wątku z Gallym :') ) Poza tym przyszły rozdział pewnie pojawi się za dokładny tydzień, bo już biorę się za jego pisanie xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top