XLIII


— A–ale... To nie ja! — krzyknęła w geście obrony. — To nie byłam ja!

— Nie okłamuj nas! — ryknął Winston. — Widzieliśmy na własne oczy, jak z zakrwawioną ręką weszłaś do pomieszczenia i, ignorując nasze ostrzeżenia, zdewastowałaś ścianę! Dodatkowo naruszyłaś Tajemnicę Zgromadzenia!

Remeny spojrzała na swoją dłoń. Rzeczywiście miała przecięty cały kciuk, aż do kości, z którego kapały wielkie krople krwi na podłogę. Dziewczyna postanowiła ponownie wlepić wzrok w ścianę. Świeża, szkarłatna maź delikatnie na niej błyszczała. Pospieszcie się... Ale co to może oznaczać? Przecież... Ach, nic nie rozumiem. Brązowowłosa spojrzała na każdego członka Zgromadzenia. Wszyscy patrzyli na nią ze strachem. Ponownie poczuła się, jakby była niepotrzebna... Jakby była zagrożeniem. Na samym końcu spojrzała na Minho, Newta i Thomasa. Jedynie oni mieli na twarzy namalowane co innego, od tych barbarzyńskich pragnień do wyeliminowania zagrożenia.

Pierwszy był zadziwiony. Widać było, że próbował zrozumieć co tu się stało, a wzrokiem chciał nakierować Remeny, aby powiedziała o co chodzi. Trzeci z nich emanował wręcz empatią. Próbował dodać otuchy dziewczynie. Słaby uśmiech na jego twarzy może i dodałby jej brązowookiej, gdyby nie drugi z chłopców. Jego twarz była smutna. Zawiedziona.

Remeny, chcąc uratować swoje cztery litery, musiała coś zrobić. Choć poczucie obciążenia mentalnego, uniemożliwiło jej jakikolwiek ruch, wiedziała, że może powiedzieć tylko jedną rzecz. Że ON jej musi pomóc, skoro ją zrozumiał.

— Newt. — Powiedziała zachrypniętym głosem. Odkaszlnęła. — Newt — powtórzyła pewniej. Chłopak się odwrócił i spojrzał na nią brązowymi oczyma, wypełnionymi żalem. — To ona. To jej wina. Wiesz, o kim mówię. Nie chcę, żeby oni wiedzieli. Proszę. Wyjaśnij im, że jestem niegroźna. — Była bliska płaczu. — Dobrze wiesz, że tak jest. To jest jej wina. Tak samo, jak wtedy, gdy mnie uratowałeś. To jej wina.

— Domyśliłem się tego, patrząc na twoje oczy. Były takie same, jak wtedy w lesie, tylko, że w odwrotności. Czerń. — Odpowiedział twardo. — Poza tym, rozumiem, że to ona.

Głowy wszystkich członków Zgromadzenia kiwały się to w lewo, to w prawo, śledząc wzrokiem tę dwójkę. Nikt nic nie rozumiał.

— Ale — dodał — oni nie zrozumieją — wskazał ręką po całej sali. 

Remeny zamknęła oczy i kiwnęła powoli głową. Dłonie zaczęły jej się powoli trząść. Krew nadal skapywała na posadzkę.

— Przepraszam, że przerwę wam tę ckliwą scenkę — wtrącił jakiś czarnowłosy chłopak — ale my purwa chcemy wyjaśnień. Fuj z tym czy jesteście w jakimś spisku czy może po prostu teraz rozmawiacie jakimś kodem. Chcemy wiedzieć. Albo oboje zostaniecie Wygnani. I nie jest to tylko moja decyzja, a większości osób z tego zgromadzenia — warknął.

Nie... Nie, nie, nie, nie, NIE. Nie mogę pozwolić, aby coś się stało niewinnej osobie, jaką jest Newt. Szczególnie jemu. Przecież on chciał mi tylko pomóc. On mi chciał AŻ pomóc. Muszę im powiedzieć prawdę. Muszę...

— Powiem im — powiedział ostro Newt. — Nie pozwolę, aby jakieś głupie krótasy decydowały o życiu zastępcy Przywódcy oraz Njubi. — Zmarszczył czoło. — Minho, weź ogarnij jej rękę, bo mi się rzygać chce, patrząc na jej kciuk. Zart, ty idź po bandaż dla niego. Winston, pościeraj krew. Jedzie tu metalem. — Był nadzwyczaj spokojny. — A ty, Rusałko, nie bój żaby! — Uśmiechnął się pokrzepiająco.

Wszyscy chłopcy wykonali polecenia, zadane przez Newta. Uświadomiło to Remeny, że Newt ma większe wpływy, niż jej się wydawało. 

— Więc? Gadaj — warknął ponownie czarnowłosy. 

— Może ja powiem? — Odezwała się w końcu brązowowłosa. — W końcu, to tak jakby o mnie, więc...

— Zaufaj mi. — Newt złapał ją mocno za rękę. — Chodzi o to, że... ona... — głos mu się lekko załamał. 

— Chodzi o to, że ja... — wtrąciła się, jednak chłopak znów jej przerwał.

— Jest chora psychicznie.

Co?! Ja? Chora psychicznie? Jak ja go pieprznę za wygadywanie takich głupot... Pomimo wewnętrznego zdziwienia, wyraz twarzy dziewczyny pozostał niezmieniony. Może jedynie wkradła się w niego odrobina udawanej skruchy oraz prośby o wybaczenie. Ale to tylko dla spostrzegawczych.

— W jakim sensie chora psychicznie? — spytał Winston nie dowierzając. — Deprecha? Nerwica? Anoreksja? W sumie, to trzecie na pewno, patrząc, że nic nie jesz. Ale wątpię, aby jednym ze skutków anoreksji było pisanie krwią po ścia...

— Schizofrenia — przerwała mu Remeny. Podczas jego monologu, ona ułożyła sobie swój. — Widzę rzeczy, których według was nie ma, jednak ja uważam inaczej... Dlatego uciekłam do Labiryntu. Dlatego wpadłam do jeziora, po prostu uciekałam przed nim. A teraz... kazali mi. Kazali mi to zrobić. — Zaczęła się trząść. Była dość dobrą aktorką.

— Kto ci niby kazał?

— Starczy. — Przerwał mu Minho. — Nie widzisz, że jest roztrzęsiona? Dodatkowo straciła dość sporo krwi. Jest zmęczona. Newt, wiesz co masz robić, ja pójdę ją czymś nakarmić. — Wstał i pomógł wykonać tą samą czynność Remeny.

— Dalsza część Zgromadzenia zostaje przełożona na godzinę piętnastą. — Usłyszała brązowooka z ust blondyna, zostając wyprowadzana przez Minho. — Bez dyskusji. — Dodał, próbując przekrzyczeć sprzeciw większości Streferów.

Minho prowadził dziewczynę za rękę. Trzymał ją delikatnie, nie chciał sprawić jej dodatkowej krzywdy. Bandaż, którym owinięty był kciuk dziewczyny przesiąkał powoli krwią. Azjata zdawał się to widzieć, jednak z powodu zadania wyprowadzenia szatynki z Bazy, nie miał możliwości zmiany go.

— To prawda? — Przemógł w końcu w sobie strach i zadał to pytanie, kiedy Remeny jadła kanapkę, siedząc na trawie, na polanie.

— O co pytasz? — Odrzekła spokojnie dziewczyna.

— Z tą schizofrenią? Szczerze mówiąc to...

— Nie. — Poprawiła spokojnie swoje długie, brązowe włosy. Nie bała się, wiedziała, że może zaufać Streferowi choć odrobinę pod tym względem. — Nie chcę ci jak na razie mówić, o co chodzi, ale... zaufaj mi, proszę. Obiecuję ci, że kiedyś ci to wyjaśnię — objęła jego dłoń swoimi.

— Ufam ci, Akrobatko, nie zmarnuj tego, proszę — obdarzył ją uśmiechem. — W ogóle, wraz z Newtem zaplanowaliśmy dla ciebie niespodziankę.

— Taaak? — Uniosła wysoko brwi w geście zdziwienia. — Cóż za niespodziankę, Minhotaurze? 

— Gdybym wyjawił ci ją, nie byłaby już niespodzianką! To tak, jakby kota Schrödingera zamknąć w przezroczystym pudełku. Wtedy nie byłby już kotem Schrödingera, tylko zwykłym kotem w pudełku.

Remeny zachichotała, tłumiąc to zdrowszą dłonią.

— Powiedziałem coś nie tak, że tak rechoczesz? — Zmarszczył czoło, drapiąc się po głowie.

— Nie... Po prostu bawi mnie to, że wszyscy pamiętamy dość sporo rzeczy z poprzedniego życia, jednakże nie wiemy podstawowych rzeczy. Chociażby wiemy co to są koty, ale czy jakikolwiek jest w Strefie? No właśnie.

— Ale za to mamy jednego psa. No, ale pies to nie kot — chłopak ponownie się zmieszał.

— Czyli jeszcze raz — przerwała mu, kończąc jego mękę z zagwozdkami tego typu. — Macie dla mnie niespodziankę, która jest kotem Schrödingera, a przynajmniej przypomina go choć odrobinkę? Czy podałeś ten przykład, bo tak?

— Podałem ten przykład, bo Labirynt jest takim kotem Schrödingera. Swoją drogą, możemy przestać ciągle mówić kot Schrödingera. Te słowa powoli tracą sens, wymawiane tak wiele razy.

— Kot Schrödingera, kot Schrödingera, kot Schrödingera, kot Schrödingera, kot Schrö...

— Przestań — powiedział chłopak, przybliżając się do niej. Jego głos był spokojny, ale stanowczy. Delikatny, ale poważny. Opiekuńczy, ale ostrzegawczy. — Proszę, przestań. — Jego usta były niebezpiecznie blisko ust dziewczyny. 

Czy Minho chce mnie pocałować? Czy on wie, co się stało między mną, a Gallym? Czy on wiem, co ten oblech chciał ze mną zrobić? Czy on wie, co się wydarzyło między mną, a Newtem? Czy ja tego chcę?... Remeny przymknęła oczy, czekając na rozwój wydarzeń. Nie wiedziała, co się wydarzy. Nie chciała wiedzieć. Po prostu chciała dać działać wreszcie komuś innemu. Nie być zdaną tylko na siebie...

— Minho! Minho! Chodź, musimy ogarnąć do końca salę na Zgromadzenia, bo te purwy się zbuntowały! — Rozległ się głos Newta.

Remeny odskoczyła od Minho zaskoczona. Z nerwów zaczęła skubać trawę i rzuć swoje włosy, oczywiście obśliniając je przy tym.

— Tutaj jesteś! — krzyknął zadowolony Newt i pomógł przyjacielowi wstać. — Remeny, idź do Patelniaka. Powiedział mi dziś rano, że skoro jesteś taka dobra w gotowaniu, nie będziesz mieć żadnych praktyk, zostajesz u niego. Miałem cię powiadomić na Zgromadzeniu, ale że odbędzie się za parę godzin, idź i pomóż mu robić ten pikolony obiad! A ty, sztamaku — tyknął Minho palcem w klatkę piersiową — idź po swój różowy fartuszek. Lecim sprzątać!

Remeny uśmiechnęła się, patrząc na oddalających się chłopców. Nie chcę zniszczyć ich przyjaźni. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie mogę... Jednak, jeśli to zrobię, nie wybaczę sobie tego do końca życia. Mam tylko nadzieję, że żaden z nich nie zacznie gadać o domniemanym pocałunku. Nie chcę wzbudzać kolejnych konfliktów w Strefie. Już za dużo nabroiłam.

— No, a teraz głuptasie, idź do Patelniaka, bo on nie lubi spóźnialskich — mruknęła do siebie. — Oj, Remeny, Remeny, cóżżeś narobiła? — Uśmiechnęła się do siebie i skierowała swe kroki powoli w stronę kuchni, wyglądając przy tym jak szara dama, prosząca o litość, łaskę i pomoc.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dawno byłam, co? No cóż, takie uroki zepsutego laptopa i braku Worda :')
Czekałam, czekałam i ów programu się nie doczekałam. Nie mam go, nie posiadam i w ogóle bida z nędzą. Próbowałam z różnymi edytorami tekstu (nazw nie pamiętam, bo odinstalowywałam każdy, który mi nie podpasował). Dziś ostatecznie próbowałam z edytorem z pakietu OpenDocument, jednakże klump! Nie współgra z Wattpadem zbyt dobrze :')
W końcu, zrezygnowałam i postanowiłam po prostu pisać na Wattpadzie.
Rozdziały tym razem (o ile wena mnie nie opuści) będą regularnie 1/2 na dwa tygodnie zwykle, bowiem trzeba podciągnąć stopnie do końca roku szkolnego :D
Do końca ferii (czyli jeszcze tydzień, Podkarpacie pozdrawia ;-;) postaram się napisać na zapas, jakby miało coś nie pyknąć z moją weną, albo po prostu lenistwem pospolitym.

Nie mniej, mam nadzieję, że kolejna dwumiesięczna przerwa Was tak bardzo nie zraziła do tego fanfiction!

PS: planuję do końca roku szkolnego zakończyć przygodę z tą częścią, a na wakacjach rozpocząć Próby Ognia :D
PPS: jeszcze nie czytałam Kodu Gorączki, a więc mogą być trochę rozjechane rzeczy, jeśli tak będzie, wybaczcie, ale ze względu na chorobę nie mogę przeczytać ów książeczki, która dostała się w moje łapki stosunkowo niedawno (głupie zapalenie oskrzeli ;-;)
PPPS: nie spoilerujcie! >.<

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top