XIII
Otworzyła oczy. Ujrzała dookoła siebie paru chłopców, którzy wpatrywali się w nią ze zdziwieniem. Wśród nich zdołała rozpoznać Imperatora, chłopaków którzy wczoraj ją puścili na schodach i Newta...
— Nic ci nie jest? — spytał ten ostatni.
— A co niby miałoby mi być? — Warknęła. — I od kiedy interesują cię moje uczucia?
— Po prostu wydawało nam, że zemdlałaś — odpowiedział spokojnym głosem. — I nie musisz się nadal tak rzucać, ogay?
— Która jest godzina? — Nie odpowiedziała mu.
— Ósma trzydzieści... Zart jest wkurzony i wiedz, że nie będziesz mieć przerwy.
— Jakby mnie to jeszcze obchodziło... Odmeldowuję się!
Wstała i szybkim krokiem pognała w stronę Zielni, nie dając żadnemu z chłopaków możliwości odpowiedzi. Podczas tej króciutkiej konwersacji, nie miała nawet szansy na to, aby przeanalizować tą wizję...
Co to do jasnej cholery miało oznaczać?!, krzyknęła w swoich myślach. Co miała na znaczeniu ta rozmowa? Kiedy się ona odbyła? Gdzie się ona odbyła? Kim jest on? O co chodzi ze Wspominaniem? I dlaczego Teresa mnie tak od tego odciągała?
Wiele pytań kłębiło się w jej głowie... Jednak dwa znajdowały się na samym początku listy... długiej listy...
Co oznacza zdanie DRESZCZ nie jest dobry i dlaczego tak często się pojawia, oraz o co chodzi ze zdaniami; Szczerze mówiąc, to czekam aż on umrze, bo wtedy będę miała genialny pretekst na to, aby popełnić to cholerne samobójstwo i nie być o nic osądzona! Jakbyście nie wiedzieli, że mam dość mojego życia!. Zapamiętała to zdanie tak, jakby ktoś jej po prostu wyrył to dłutem w jej mózgownicy.
— Kim jest on? — Szepnęła do siebie. — I dlaczego miałabym popełnić z jego powodu samobójstwo?...
Z zamyślenia wyrwał ją dopiero Zart, który był Opiekunem Zielni. Był on dość wysokim, czarnoskórym dziewiętnastolatkiem... Szczerze mówiąc, to wyglądał jak materiał na ochroniarza, a nie na rolnika, ale ogay, pomyślała.
— Spóźniona — warknął. — S-P-Ó-Ź-N-I-O-N-A...
— Nie obchodzi mnie to — odrzekła. — N-I-E-O-B-C-H-O-D-Z-I-M-N-I-E-T-O — przeliterowała, parodiując chłopaka.
Ten w odpowiedzi spojrzał na nią złowrogo. Tia... Ona już wiedziała, że stworzyła sobie kolejnego wroga... Czy jestem zbyt miła?, spytała sama siebie sarkastycznie.
— Nie błaznuj tutaj, tylko bierz się do roboty — łypnął na nią groźnie. – Już i tak masz wielki minus za, A – pyskowanie, i B – spóźnienie się do pracy.
Dziewczyna tylko przewróciła oczami.
Zart zaczął jej tłumaczyć wszystkie zasady panujące w Zielni, reguły i ogólnie takie sranie w banie (jakby to powiedział Minho). Po co komu teoria, zastanawiała się. Czy nie lepiej by było, gdyby tłumaczył jej wszystko podczas praktyki?
Wreszcie, po długim wywodzie Zarta (około godzinnym), Ona mogła przystąpić do swojej pracy... Zaczęła pielić grządki, co nie było najciekawszym zajęciem. Właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że niemożliwością było to, że jej przeszłość była związana z ogrodnictwem.
Przez ten cały czas myślała tylko o jednym...
Kim jest i jaki jest tego wszystkiego cel...
Do trzynastej trzydzieści męczyła się z przycinaniem gałązek w jabłoni, sianiem nasion rabarbaru, pieleniem, podlewaniem marchewek, które ni fuja nie chciały urosnąć takie jak powinny... Było tego o wiele więcej, jednak ziało to taką nudą, że Ona obawiała się, że gdyby ktoś się dowiedział co ona tutaj robiła, to by umarł z nudów od samego słuchania.
W ciągu tych pięciu godzin dowiedziała się paru rzeczy o sobie... Między innymi tego, że jej cierpliwość jest równa w przybliżeniu zero, a jej umysł nie potrafi się skupić na czterech rzeczach na raz...
Inaczej mówiąc, będzie szła do Mordowni z bandażem na dłoni, który miał na celu zatrzymanie krwotoku, który spowodowała wbiciem sobie nożyczek (którymi obcinała gałązki) na centymetr w dłoń, niniejszym prawie ją przebijając na wylot...
— Tommy, nie martw się tak o mnie, to tylko... małe draśnięcie — powiedziała do przyjaciela i uśmiechnęła się. Szli właśnie na przerwę obiadową, do stołówki.
— Tia... A ja jestem Matką Teresą, wiesz? — Ona poczuła jakieś dziwne ukłucie w piersi... Nie wiedziała czym było ono spowodowane, ale nie chciała o tym myśleć. — Idziemy na obiad?
— Nie jestem głodna... Rzygać mi się chce, kiedy patrzę na te pinkolone marchewki. Zjadłabym budyń...
Chłopak tak się tak zaczął śmiać, że aż musieli stanąć.
— No co? — zapytała obruszona, skrzyżowawszy ramiona i zrobiwszy minkę w stylu jestem groźna, mam już dziesięć lat, bój się mnie. — Znowu ci coś nie pasi?
— Nie... tylko — złapał się za brzuch — rozbawiłaś mnie.
— Czym niby? — Zmarszczyła czoło.
— Tym, że z jednej strony wydajesz się taka słodka i urocza, że aż chcesz jeść budyń, a z drugiej strony wczoraj niemal mnie nie zabiłaś — pokazał swoje białe zęby.
— Ja?! Słodka i kochana?! Chyba mnie nie zna... — Urwała w połowie, kiedy dotarł do niej sens ów słów. — A no tak... Zapomniało mi się, że nic nie pamiętam, ty nic nie pamiętasz, i że znamy się teoretycznie od jednego dnia, a praktycznie zapewne od lat...
— Co? – spytał zmieszany. — Przepraszam, nie zrozumiałem cię...
— Nic nie pamiętamy, teoretycznie znamy się od wczoraj, a praktycznie musimy się znać od lat. Teraz lepiej? — Wzruszyła ramionami.
— Czyli mówisz, że my się znamy?
— Ja pier... Nie, nie znamy się! Wcale wczoraj nie rozmawialiśmy, dzisiaj nie przytulałam cię oraz wcale nie mam wspomnień związanych z tobą, wiesz?! Purwa, myśl czasami, Tommy! — Starała się to powiedzieć z nutą sarkazmu, chociaż po minie chłopaka nie była pewna czy załapał. — Przepraszam, ja...
— Nie musisz przepraszać — puścił do niej oko. — Po prostu mój mózg nie działa zbyt dobrze po wczorajszych wydarzeniach i trochę więcej czasu zajmuje mi myślenie... W każdym razie nie martw się, focha nie mam.
Ona zaczęła się śmiać. Dotychczas nie czuła się tak wspaniale... Nie czuła się... szczęśliwa. Z Thomasem mogła na luzie pogadać, bez żadnych spin i w ogóle... Tylko jemu mogła ufać, nikomu innemu...
— Ogay, Tommy – zaczęła — ja idę odwiedzić tamtą dziewczynę, a ty idź na papu czy gdzie tam chcesz iść — uśmiechnęła się głupkowato. — Widzimy się później, okay?
— Okay — uśmiechnął się, po czym pomachał jej ręką.
Ona się odwróciła i poszła w swoją stronę. Chciała przez chwilę zostać sam na sam, tylko ze swoimi myślami. Chciała wszystko przeanalizować i zobaczyć, czy jest jakakolwiek szansa na odkrycie czegoś nowego. Chciała zaufać sobie i pozwolić im wtargnąć na chwilę do swojego umysłu tylko po to, aby się czegoś jeszcze dowiedzieć...
Chciała być wolna. Prawdziwie wolna.
-------------------------------------------------
Ogay, pierwsza notka ode mnie do was :D
Więc moi kochani <3
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam wszystkiego najlepszego. Spełnienia najskrytszych marzeń, zdrowia, radości, pysznego jedzonka dzisiaj i wiele, wiele więcej...
Z okazji Świąt będę wstawiać do soboty codziennie rozdziały, co oznacza, że jutro i pojutrze dostaniecie rozdział :) Planuję zrobić jeszcze taki mini special na Sylwestra, ale jeszcze nie jestem pewna :D
Wesołych Świąt, misiaki *o*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top