Rozdział 28

Obudziłem się i poczułem głód. No tak, długo nie miałem nic w ustach. 

Westchnąłem i ruszyłem na zewnątrz. Cholera, nie mogłem wymyślić, gdzie znaleźć coś do jedzenia. Nie mogę iść do lasu, bo założę się, że Shadow i Mortez razem z resztą stada przetrząsają go teraz, żeby mnie znaleźć. 
Mam tylko nadzieję, że żaden pies nie wpadnie na tak idiotyczny pomysł, żeby szukać mnie w mieście. Pomogłem Mortezowi wyrwać się z tamtego domu, niech teraz będzie wolny i szczęśliwy, z dala od ludzi. 

Założyłem jakąś kurtkę znalezioną w budynku i zarzuciłem kaptur na głowę. 

Ruszyłem w stronę... Czegoś... Musiałem znaleźć coś do jedzenia i picia, bo za długo tu nie przeżyję.

Westchnąłem i stanąłem obok jakiegoś parku. Oparłem się o płot i w zamyśleniu patrzyłem na chodzących po nim ludzi.

Nagle ktoś stanął obok mnie. 
- Dzień dobry, przepraszam bardzo... - Odwróciłem głowę w stronę dwóch facetów. - Policja, chcielibyśmy zapytać, czy widział pan gdzieś tę kobietę. - Pokazał mi jakieś zdjęcie. 
- Niestety nie, przyszedłem tu dopiero przed chwilą. - Powiedziałem. 
- Rozumiem... A z kim mamy przyjemność? - Spytał. Poczułem jak przez całe moje ciało przechodzi dreszcz strachu, a następnie wszystkie moje mięśnie zesztywniały.
- Proszę zsunąć kaptur z głowy. - Dodał drugi policjant. Mój oddech przyśpieszył.

Nagle pierwszy gliniarz złapał mnie i ściągnął mi kaptur.
- Ej, to nie jest czasami ten zaginiony chłopak? - Spytał drugi kolega.
- Ty, faktycznie. - Dodał pierwszy. 
- Weź wezwij wsparcie, niech zabiorą go do domu. - Rzucił.
- Co ty robiłeś tak daleko od domu? Porwał cię ktoś? Dobrze się czujesz? Jesteś ranny? - Zasypał mnie pytaniami, a ja w desperacji spojrzałem na jego twarz.
- Niech mnie pan puści... Proszę... - Szepnąłem przerażony. Policjant nieco się zdziwił, ale trochę rozluźnił uścisk na moich ramionach. 
- Spokojnie, nic ci nie zrobimy... Będziesz musiał opowiedzieć, co robiłeś przez te parę dni, ale potem wrócisz do domu. - Zapewnił. Taa, ja już znam te ich ,,wrócisz do domu"... ,,Jeśli naprawdę chcę wrócić, muszę zrobić to sam!", pomyślałem. Myśl ta jakimś cudem strasznie mnie zdenerwowała.

- Dobra, zaraz go zgarną. - Rzucił jeden glina. - Spokojnie, odwieziemy cię do domu. - Obiecał. Strasznie mnie to wkurwiło. Tyle poświęciłem, żeby się stamtąd wyrwać, a teraz miałbym tam wrócić?! NIEDOCZEKANIE, KURWA!
Gdy najmniej się tego spodziewali, złapałem ich za ubranie i uderzyłem ich głowami o siebie nawzajem. Padli na ziemię, ale widać było, że zaraz się obudzą. Rzuciłem się sprintem przed siebie, między budynki. Wejdę na jakiś i nic mi nie zrobią.

Znalazłem w miarę udekorowaną kamienicę i niczym jaszczurka wspiąłem się na górę. 

Usiadłem na dachu i położyłem się na nim. Brałem głębokie oddechy, żeby się uspokoić. Serce gnało mi w piersi jak oszalałe.

Usłyszałem syrenę policyjną i mimo, że nie było opcji, żeby ktoś mnie zauważył, to przycisnąłem się do betonowego dachu jak najmocniej się tylko dało.

Musiałem im uciec, nie było innej możliwości. NIE MOGŁEM DAĆ SIĘ ZŁAPAĆ! Raz udało mi się otworzyć bransoletkę ale to i tak z pomocą Morteza, którego już nie ma. Biega sobie szczęśliwy po lesie i nie martwi się, że ktoś go złapie. Kurwa, jak ja bym tak chciał! 
Tak chciałbym zaszyć się gdzieś w lesie, ale oni wtedy mnie wytropią. A tego nie chcę, bo ludzie mogą wtedy odkryć ich obóz. Cholera jasna, to wszystko jest takie trudne! 
Warknąłem wściekły i uderzyłem pięścią w betonową powierzchnię. Odetchnąłem drżąco. 
Ja nie chcę wracać do "domu". Chcę do Strumienia i Cienia... 

Uznałem, że już nie będę się narażał i tę noc spędzę na dachu. Zwinąłem się w kłębek gdzieś w rogu i zamknąłem oczy.
Po chwili zaczął padać delikatny, przyjemny, chłodny deszczyk. Ziewnąłem cicho i zasnąłem.

---

Obudziłem się nad ranem. Było jeszcze ciemno, choć to mogła być też wina pory roku.

Przeciągnąłem się dokładnie, a potem zszedłem ostrożnie na dół i zacząłem wracać do mojej norki. 

Zajęło mi to podejrzanie długo, bo gdy dotarłem do opuszczonego budynku, słońce powoli przygotowywało się do południa. Zmarszczyłem nieco brwi, ale uznałem, że nie ma się co martwić czy zastanawiać.

Wszedłem ostrożnie do pomieszczenia, w którym ostatnio zasnąłem i zdziwiłem się nieco, gdy zobaczyłem, że ktoś ewidentnie tam był. Rzeczy były w innym miejscu niż gdy je zostawiłem, a przytulne gniazdko, które sobie zrobiłem, było całe rozwalone. Warknąłem cicho. 

Ponownie zrobiłem sobie przytulne "legowisko" z rzeczy znalezionych w pomieszczeniu i zwinąłem się w nim w kłębek. 

,,Muszę naprawdę szybko znaleźć coś do jedzenia i wykombinować, skąd wziąć wodę...", pomyślałem jeszcze, zanim zasnąłem.

***

Macie 724 słowa, ale już mam dosyć XD

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top