Rozdział 18
- Skoro mnie tu nie chcesz, to czemu nie przymkniesz oka i mnie nie puścisz? - Warknąłem. - Aż taki z ciebie służbista? - Dodałem ostro. - Albo taki biedak, że każda złotówka jest na wagę złota.
- Nie chodzi o to, że cię tu nie chcę. - Zaczął powoli. - Ale o to, że chcę, żebyś wydobrzał. Im szybciej się wyliżesz, tym szybciej stąd wyjdziesz. Rozumiesz? - Spytał.
- Człowieku, po prostu mnie stąd wypuść! - Warknąłem. - Nigdy więcej mnie nie zobaczysz! - Dodałem. W sumie, nie mogłem mu tego obiecać, ale niech się cieszy. Ten tylko westchnął.
- Co oni ci tam zrobili, co? - Spytał cicho, siadając na brzegu mojego łóżka. - Widać po tobie, że cholernie boisz się ludzi. Nie cierpisz, jak ktoś cię dotyka, tak? Pewnie ktoś cię tam zgwałcił, hm? Ludzie to bestie bez serca, co nie? Tacy wredni, okropni.. Porywają, gwałcą, mordują... - Poczułem łzy w oczach, ale szybko się ich pozbyłem. - Wykorzystują każdą słabość drugiego człowieka, nie? Nie martw się, nie wszyscy tacy są. - Mruknął. - A ci, co cię skrzywdzili skończą w więzieniu. - Obiecał. ,,Taaa, żebyś ty wiedział, co mi się stało, to byś tak kurwa nie mówił.", warknąłem w myślach. Temu skurwielowi wydaje się, że pozjadał wszystkie kurwa rozumy! Że wszystko wie, wszystko słyszy i wszystko widzi.
- Wynocha. - Warknąłem przez zęby. Ten zamrugał zdziwiony.
- Trafiłem, tak? - Spytał.
- Nie. - Warknąłem.
- I tak będziesz musiał komuś to opowiedzieć. - Stwierdził i wstał.
- Najpierw będą musieli mnie zmusić. - Warknąłem wściekły, zanim zdążyłem pomyśleć.
- Mają swoje sposoby. - Rzucił pewien siebie doktorek. Nagle przyszło mi do głowy pytanie. Chwilę walczyłem ze sobą. Przygryzłem wargi. - Co ci chodzi po głowie? - Spytał.
- Kiedy stąd wyjdę? - Zapytałem. Widziałem, że chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, ale potem uśmiechnął się przebiegle.
- To już zależy od ciebie. - Rzucił. Nagle wyciągnął skądś woreczek z kolejną dawką. - Po tej mieszance możesz czuć się osłabiony, ale to normalne. - Rzucił zanim zdążyłem zareagować zrobił mi zastrzyk, a potem podmienił woreczki. - W strzykawce była dawka tego leku na sen, jest też w kroplówce, więc może wreszcie uda ci się przespać w ludzkich warunkach.
- A jeśli nie chcę spać w ludzkich warunkach? - Wymamrotałem czując cholerne zmęczenie. Kurwa, doktorek nie kłamał. KURWA!!!
- A jak chciałbyś spać? - Spytał, jakby lekko zaciekawiony.
- Jak najdalej stąd. - Mruknąłem. - Na mchu przyjemnie się śpi... - Dodałem jeszcze, zanim zdążyłem pomyśleć, czy było to rozsądne, by wyjawiać coś obcemu człowiekowi.
- Spałeś na mchu? - Spytał zdziwiony. Nie odpowiedziałem. Leżałem na plecach, z głową odwróconą lekko w bok i zamglonymi oczami patrzyłem w jakiś punkt przed sobą, na podłodze. - Dobrze, pogadamy jak odpoczniesz. - Mruknął, jakby zadowolony. A no tak, według niego ,,przestałem walczyć". Co za zjeb. Nigdy nie przestanę walczyć... - Dobranoc. - Rzucił jeszcze i wyszedł, zamykając drzwi.
Nie miałem zamiaru spać. Musiałem wymyślić jakiś plan ucieczki.
---
Parę następnych dni było... Dziwnych.
Straciłem ochotę na cokolwiek. Leżałem tak tylko, gapiąc się w jedno miejsce bez ruchu. Przecież doktorek obiecał, że jak będę grzeczny, to szybciej stąd wyjdę. Zawsze, gdy to powtarzał dopowiadałem sobie ,,I wcielę mój plan w życie.". Chciałem do domu... Znów poczuć to zimno na skórze, śnieg pod stopami i to miękkie, ciepłe futerko, w którym aż przyjemnie było zatonąć.
Byłem grzeczny. Spałem, kiedy leki zaczynały działać. Dawałem się badać, choć tak cholernie się tego bałem. Nawet nikogo nie wyzywałem! DLACZEGO NIE CHCĄ MNIE WYPUŚCIĆ?!
Ten doktorek... Nakładł mi bzdur do głowy, a ja uwierzyłem mu jak ostatni idiota. Jestem idiotą.
Z czasem zorientowałem się, że gdy leki zaczynają działać, ja w głowie wracam do Domu. Mojego Domu.
Zawsze witały mnie uśmiechy na pyskach i twarzach. Całe dnie bawiliśmy się. Razem z Luke'm goniliśmy się po łąkach przysypanych śniegiem, albo polowaliśmy z Cieniem od świtu do zmierzchu.
A potem przychodził jakiś lekarz. Bełkotał coś do mnie, a następnie wzdychał i znowu mnie zostawiał. Po jakimś czasie zorientowałem się, że to był Damian, czy jak mu tam nie było. Poznałem go po zapachu. W pewnym sensie byłem z siebie dumny.
Znowu usłyszałem cichy, piskliwy śmiech... I to mruczenie... Leżałem z wpółprzymkniętymi oczami, w dokładnie takiej samej pozycji. Znowu wyczułem, że lekarz stanął obok mnie. Tym razem jednak nic do mnie nie mówił. A może tylko mi się wydawało?
W każdym razie poczułem jego dłoń na głowie. Dziwne. Mój mózg zamiast dłoni lekarza poczuł przyjemny, ciepły i szorstki język. To było takie przyjemne. Tak cholernie tęskniłem za domem... Moim Domem.
Doktorek lekko mną potrząsnął. Nie, żebym jakoś zareagował. Po chwili poczułem jak igła wbija mi się w rękę. Niech robią, co chcą, ale chcę już wrócić do domu...
W sumie, jak tak nad tym myślałem, to doszedłem do wniosku, że dałbym się nawet przerżnąć za cenę wolności.
Zerknąłem na lekarza. Ten miał dziwnie zatroskaną minę. Eh, co mnie to? Zamknąłem oczy.
- Słyszysz mnie? - Spytał. Lekko uchyliłem powieki. - Jak się czujesz? - Nie miałem najmniejszej ochoty mu odpowiadać. Pieprzony kłamca. Obiecał, że mnie wypuszczą! - Chyba trochę przesadziliśmy z lekami... - Przyznał, nieco zawstydzony. - Odezwiesz się do mnie? - Poprosił.
- Obiecałeś. - Mruknąłem zachrypniętym głosem.
- Co? - Spytał cicho, jakby zdziwiony.
- Obiecałeś. - Powtórzyłem, tym razem lekko zirytowany. Nie chciałem go tu... Nie chciałem tu być.
- Co ci obiecałem? - Spytał zaskoczony. Zerknąłem w stronę drzwi. Ten podążył za moim spojrzeniem. - Ach! - Kurwa, więc ten zjeb po prostu o tym zapomniał?! CUDOWNIE! ZAJEBIŚCIE!!!
Poczułem jak moje serce przyśpiesza, a krew we mnie wrze. Gdybym wiedział, że o tym zapomni, męczyłbym go za każdym razem, aż w końcu ta cholerna obietnica wżarłaby mu się w pieprzony mózg!
- Mówiłem ci już, że najpierw musisz dojść do siebie. - Powiedział łagodnie i usiadł na łóżku. Warknąłem cicho. Ten zamrugał, jakby zdziwiony. Pewnie nieraz już na nim siadał, a ja akurat polowałem z Cieniem lub biegałem z Luke'm po polach i tarzałem się z nim w śniegu. Byłem taki kurewsko wściekły!
- CO TWOIM ZDANIEM ZNACZY ,,DOJŚĆ DO SIEBIE"?! - Ryknąłem na niego.
***
Pisane 10.07.2021 ;)
Wreszcie znalazłam siłę i wenę, żeby zrobić sobie mini zapas XD
:>
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top