Rozdział XII

Przetarłam leniwie oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej na swoim łóżku. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wcześniej przygotowane ubrania. Biała koszula i czarna spódnica. Głęboko westchnęłam.

Mój zielony dziś wyjeżdża. Od razu po całym zakończeniu szkolnym.

Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Pojęcia bladego nie mam, co ja będę robić. Jest on dla mnie idealny. Bardzo się o mnie martwi, a ja o niego. Kocha mnie, a ja jego.

Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
__, dziewczyno! Dasz radę! Będziesz z innym. Matt, Tom czy Tord. Oni ciebie też uwielbiają.
Chcę być tylko z Eddem. Z moim kochanym zielonym.

Wytarłam łzy i mozolnie zeszłam z łóżka. Była godzina siódma trzydzieści jeden. Zakończenie roku szkolnego zaczyna się o dziesiątej trzydzieści.

Zostało do tego dramatu dużo czasu, więc chwyciłam telefon. Postanowiłam zadzwonić do Edda. Powinniśmy się spotkać.

Wykręciłam numer zielonego i po chwili usłyszałam dźwięk sygnału.

Bez długiego czasu oczekiwania, ktoś odebrał.

- Cześć __ - usłyszałam smutny głos Edda.

- Cześć Edziu - mruknęłam - Spotkamy się?

Chciałabym spędzić ostatni czas z Tobą.

- Też chciałem w tej sprawie dzwonić - powiedział.

- W parku?

- W parku.

~🐈~

Nie miałam zamiaru wybierać sobie ubrań, więc założyłam te, w których miałam się pokazać w szkole.

Była równo godzina ósma.

Siedziałam na ławce w parku. Drzewa cicho szumiały przez lekki wiatr. Poczułam kogoś ręce na swoich ramieniach. Należały one do Edda. Zawsze miał je ciepłe, nie ważne czy było zimno czy gorąco.

Dosiadł się obok mnie. Wiedziałam, to był Edd.

- Masz jakieś plany na wakacje? - mruknął.

- Nie mam - powiedziałam ze smutkiem.

Chłopak przyciągnął mnie do siebie. Na jego twarzy widniał cudowny uśmiech w którym się zakochałam. Udawał szczęśliwego moją bliskością, ale widać było także, że jest smutny wyjazdem. Przytuliłam się do niego. Nie poczułam nawet jak oczy zaczęły mi łzawić.

- Nie płacz, __ - szepnął mi do ucha i zaczął gładzić moje włosy.

Nie mogę przestać. Wyjeżdżasz Edd! Nigdy już nie poczuje twojego ciepła!

- Nie potrafię - wymamrotałam.

Podniosłam głowę i spojrzałam na Edda. Brązowooki także płakał. Jeszcze nigdy nie widziałam go płaczącego. Wyglądał tak niewinnie i bezbronnie. Widząc mój wzrok, szybko przetarł oczy i uśmiechnął się do mnie.

Także wytarłam oczy i odwzajemniłam uśmiech.

- Spędźmy dobrze ten czas - powiedział i przysunął swoją twarz do mojej.

Chłopak złączył nasze usta w pocałunku. Nie był to krótki czy chwilowy, lecz był on namiętny i długi. Oderwawszy się od siebie spojrzeliśmy sobie w oczy. Oboje mieliśmy je zaszklone oraz czerwone od łez. W oczach miał wiele uczuć. Radość, smutek, strach oraz miłość. Jego brązowe oczy uspokajały mnie. Czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie.

- Pamiętasz jak pierwszy raz pocałowaliśmy się w szkole? - powiedział po chwili zastanowienia.

- Pamiętam dokładnie.

- Piszczałem w środku ze szczęścia.

Głupio się uśmiechnęłam.

- Ja też.

- A pamiętasz jak się poznaliśmy?

- W autobusie.

- Zakochałem się od razu.

Na moją twarzyczkę wkradł się rumieniec.

- Pamiętasz akcję na sankach? - tym razem ja się odezwałam.

- Prawie się utopiłaś, jak mam tego nie pamiętać?

- Wiesz, że kiedy niosłeś mnie do domu... Każda sekunda była dla mnie radosna, mimo, że było mi w cholerę zimno.

Chłopak cicho zachichotał.

- Trzeba było mówić, że zimno, a nie dopiero teraz mi to opowiadasz.

- No dobrze, dobrze.

Wtuliłam się w Zielonka. Zaczął głaskać moje włosy.

- Kocham Cię Edd.

- A ja Ciebie kruszynko.

~🐈~

Cały czas spędziliśmy na opowiadaniu sobie historii. Takie przypomnienie naszych akcji. Śmieliśmy się razem czy płakaliśmy. Mimo, że wyjeżdżał próbował mieć swój uśmiech na twarzy. Cieszył się tym, że jest ze mną. Ja także cieszyłam się tym, że on jest obok mnie.

Zaczęliśmy iść w stronę szkoły. Apel ma być za dobre dziesięć minut. Byliśmy blisko budynku, więc się nie spieszyliśmy.

Szliśmy wolnym krokiem trzymając się za ręce. Co jakiś czas posyłał mi uśmiech, a ja go odwzajemniałam.

- Edd, będzie mi ciebie brakowało...

- Mi ciebie też, ale nie wspominaj już o tym wyjeździe. Nic z tym nie możemy zrobić. Czuje się szczęśliwy, że mogę być w tym momencie obok ciebie. Tylko teraz się to liczy.

Chłopak puścił moją dłoń i objął mnie ramieniem. Jedną ręką przytuliłam Zielonka, byśmy mogli dalej iść.

- Mimo, że nie będę obok ciebie, to będę w Twoim sercu... Jak będziesz miała problem lub będziesz chciała pogadać to dzwoń. Zawsze znajdę za granicą czas dla ciebie. Mogę być nawet na pogrzebie, a ja i tak odbiorę!

~🐈~

Byliśmy w szkole. Apel trwał, a my cieszyliśmy się sobą. Padło między nami kilka namiętnych pocałunków i tych delikatnych. Mimo tego, ciągle byliśmy w uścisku, a nauczycielom teraz to nie przeszkadzało. Udało się uronić kilka łez, które nawzajem sobie wycieraliśmy. Wszyscy gratulowali nam takiego związku, ale nie wiedzieli, że jedno wyjeżdża na stałe.

Argh! Dalej nie mogę się z tym pogodzić. Znam go pół roku szkolnego, a ja tak bardzo go pokochałam. To jest wręcz nie możliwe.

Usłyszeliśmy dzwonek, który mówił, że nadszedł koniec.

Uczniowie radośnie wybiegli ze szkoły. Ja z Eddem wyszłam z niej mozolnie, by dalej się cieszyć bliskością. Przed nami ukazał się samochód rodziców Zielonka.

Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy strumieniami.

- Edd, musisz jechać? - załkałam próbując się uspokoić.

- Gdybym nie mógł, nie pojechałbym.

Chłopak złapał mnie za policzek i lekko go pogłaskał.

- Nie płacz kruszynko, będzie dobrze, obiecuję.

Spojrzałam się głęboko w oczy Edda. Były zaszklone i lekko czerwone.

Wstrzymywał łzy.

- Jesteś tak słodka, że...

Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

- Więcej Coli mi nie trzeba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top