Rozdział XI

Mamy maj.

Edd wyszedł ze szpitala kilka tygodni temu.

Ukazało się, że będzie miał tylko guza.

Walnęłam twarzą w moją jakże twardą poduszkę. Od razu tego pożałowałam.

Dzisiaj jest sobota. Chłopaki wpadli na genialny pomysł. Postanowili pobawić się w prawdziwy Urbex. Skręcało mnie w środku, gdyż bycie takim Tordem i chodzenie po opuszczonych budynkach, nie skończy się dobrze. Jako iż należę do ich paczki oraz jestem dziewczyną jednego z nich, biorą mnie ze sobą. Przez to też ściska mnie w środku. Cóż, muszę pokazać, że nie jestem trzęsidupą i pójść z nimi. W tajemnicy Edd, wyznał mi, że się boi. W sumie, ja też mu to wyznałam. Po całym zwiedzaniu tego budynku, zaproszę Zielonka na nocowanie. Nigdy za długo u mnie nie był, a mi się udało raz u nich spać.

Jest to historia na inny termin, czy... Coś.

Wypełzłam spod kołdry i spadłam centralnie na podłogę. Dzień się świetnie zapowiada.

Mozolnie podniosłam się z paneli. Rozprostowałam swoje kości i przetarłam oczy.

Powinnam się przebrać. Chłopaki wpadną do mojego domu za chwilę. Tak, za kilka minut.
Była osiemnasta pięćdziesiąt pięć.

Tak, spałam. Nawet dobrze, że to zrobiłam, gdyż nie będę im tam jęczeć, że chcę spać.

Wyjęłam z szafy swoje ulubione ubrania. Co ciekawe, na dworzu jest dość ciepło. Zawsze zimno, brudno i mokro. Tym razem Bóg, wysłuchał moich modlitw. Jak dobrze!

Przygotowawszy się do przygody rozłożyłam się na swojej kanapie. Mateńki jak zawsze nie było w domu. W jakimś sensie się przyzwyczaiłam, ale coraz mniej było jej w moim życiu. Kiedy był tata, nie było takiego problemu. Sam pracował, ale nie tak zawzięcie jak rodzicielka aktualnie.

Leniwie przetarłam oczy i uświadomiłam sobie, że ktoś napierdala w dzwonek do drzwi.

Wstałam z kanapy i podreptałam do wcześniej wymienionego przedmiotu.

Otworzyłam je kluczem oraz uchyliłam.

- Hejka! - wykrzyczała cała banda.

- No cześć! - odpowiedziałam radośnie.

- Gotowa na przygodę? - mruknął Edd i ucałował mnie w usta.

- No jasne! - wykrzyczałam pełna entuzjazmu, ale w środku myślałam tylko, żeby się nie posikać ze strachu.

- No to świetnie! - mówił podekscytowany Tord - Znalazłem idealną miejscówkę! Jest lepsza niż poprzednia!

__, nie zsikaj się. Spokojnie __.

- W jakim sensie lepsza? - zapytałam ciekawym tonem.

- Mówią, że te miejsce jest opętane - odezwał się Tom.

- I sekty mają tam spotkania! - dodał radosny Tord.

Może lepiej wziąć majtki na zmianę?

~🐈~

Szliśmy kawał drogi. Mattowi tak się to znudziło, przynajmniej oznajmił tak chłopakom (gdyż ja wiedziałam coś innego), że aż poszedł do akademiku. Cudem nie odpadły mi nogi, bo serio jest to dość daleko.

- Ile jeszcze? - wymamrotał Edd.

- Tyle ile zmieścisz w sobie Coli - odpowiedział dumnie rogacz.

Edd mruknął coś pod nosem.

- No to jeszcze daleko - skomentował.

Usłyszałam szelest i momentalnie przytuliłam się Edda.

- Szłyszeliście to? - mruknęłam.

Tom swoją ręką zakrył moje usta.
Nasze oczy powędrowały na krzaki z których wydostał się szelest. Przestaliśmy momentalnie oddychać.

- Kurwa - wyszeptał Tord.

Edd poświęcił latarką na krzaki.

Znowu coś się w nich poruszyło.

Czerwony, jako ten odważny, podszedł do dźwięku. Kopnął krzaki.

- Tylko nie w twarz! - wykrzyczał... Matt.

Edd wyciągnął rudego z krzaków.

- Prawie zeszłam na zawał! - powiedziałam zdenerwowana.

- Wybaczcie, ale się zgubiłem - wymamrotał narcyz.

- Jak mogłeś się zgubić? Przecież niedaleko jest akademik! - warknął Tom.

- Zostawcie mnie już w spokoju - rudy wydął policzki.

Szczerze? Wyglądał jak ryba.

~🐈~

Doszliśmy do opuszczonego budynku. Nie był jakiś wielki, ale nie ukrywam, klimat był przerażający. Tord musiał troszkę szukać, żeby znaleźć to miejsce.

Wyjęliśmy wszyscy latarki. Matt wyjął telefon...
Zaczął nagrywać snapy.

- Hejka kochani, tutaj wasz najwspanialszy Matt! - wykrzyczał do telefonu.

- Kochany mój Boże, widzisz a nie grzmisz - skomentował Tord.

- Zazdrościsz bo nikt ciebie nie lubi! Komunisto! - wysyczał Matt.

Tord mrugnął z zaskoczenia.

- Kurczaki, Matt... Okres masz? - zapytał Tom.

~🐈~

Byliśmy w samym środku budynku. Rozwalone meble, rozszarpane w niektórych miejscach ściany oraz podłoga w opłakanym stanie.

Wszyscy się rozdzieliliśmy. Mówiąc dokładniej, ja byłam z Eddem, a chłopaki byli ze sobą. Z zielonkiem przeglądałam parter, a reszta brygady poszła na piętro.

Jak jesteśmy nauczeni, nie potrafiliśmy zachować powagi w takim miejscu. Bardzo głupio opisywaliśmy wszystko dookoła siebie. Mimo, że powinniśmy być cicho, nie potrafiliśmy tego zrobić. Czasami, któreś z nas zganiało drugą osobę by przestała się śmiać, ale to skutkowało większym rozbawieniem.

Porobiliśmy sobie także kilka bekowych zdjęć.

Bawiliśmy się świetnie, do czasu...

Znaleźliśmy piwnice. Postanowiliśmy nic nie mówić reszcie, że będziemy właśnie w niej.

Tutaj udało nam się uspokoić. Powoli i dokładnie zwiedzaliśmy piwnice. Znaleźliśmy to, o czym wspominał Tord.

Cudowny pentagram na środku piwnicy. Kilka świec oraz zwłoki kilku ptaków. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny oraz wilgoci.

Spanikowałam wraz z Eddem.

- Wracajmy do domu - wymruczałam.

- Ależ to tylko pentagram - powiedział Edd próbując zachować zimną krew.

Usłyszeliśmy nawoływanie nas przez chłopaków. Bez zastanowienia wybiegliśmy z piwnicy, jakbyśmy mieli jakieś torpedy w dupach.

- Znaleźliście coś ciekawego? - mruknął Matt.

- nie, nie, nie - powiedziałam.

- Myślałem, że będzie tu dość klimatycznie, ale to są jakieś flaki z olejem! Phi! - zadrwił Tord.

Kolego, ja prawie popuściłam.

~🐈~

Zaprosiłam swojego kochanego do siebie. Zgodził się pełen entuzjazmu.

Chłopaki dowiedziawszy się, że Zielonek będzie spał u mnie, zaczęli mu gratulować tekstami typu:

"Zaruchasz tej nocy"

Nie byłam za to jakoś zła, ponieważ spodziewałam się takich słów, zaś Edd... Kipiał złością.

Skoczyliśmy do akademika, by mógł wziąć ze sobą jakieś piżamy i prosto poszliśmy do mojego domu.

Otworzyłam magiczne drzwi cudownym kluczem i gestem ręki wprosiłam Zielonego do środka.

Była godzina dwudziesta-pierwsza trzydzieści osiem, więc postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Była to jakaś komedia, która nie była śmieszna.

Kto kręci takie gówno?

Byliśmy w siebie wtuleni, a między nami panowała sroga cisza.

Edd westchnął.

- Nie wiem co będę bez ciebie robić za granicą - powiedział ze smutkiem.

- Oj, Edd - mówiłam - Jakoś się ułoży. Będę do ciebie codziennie dzwoniła.

- Ale nie będziemy blisko, będzie tak sztucznie.

Chwilę pomyślałam.

- Skończę szkołę to polecę do ciebie.

Chłopak spojrzał na mnie kątem oka.

- Naprawdę?

Niby w wodzie jest wiele ryb, ale czuję, że moja zielona ryba jest jedyna. Kocham go nad życie i nie zamierzam go stracić.

- Obiecuję.

Chłopak się rozpromienił.

- Jesteś cudowna. Lepszej osoby nie mogłem spotkać.

- A chłopaki?

- W porównaniu do ciebie... Oni ssą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top