Rozdział X

Ubrałam się w mój ulubiony komplet do szkoły. Był kwiecień, więc jak to mówią:

"Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę zimy"

Było w cholerę zimno.

Miałam na sobie moją ukochaną kurtkę.

Czekając na autobus dokładnie ją oglądałam. Z nudów. Dopiero teraz zauważyłam, że ma ona dziurę przez ostatni wypad z chłopakami.

Jak jakieś małpy chodziliśmy po drzewach.

Wiadomo nie od dziś, że jestem totalną sierotą i nie obyło się bez żadnego upadku. Bardziej przejmowałam się o Edda, który spadł z drzewa centralnie na rękę, ale uspokajał mnie, że to nic poważnego.

Nadjechał mój autobus. Gdy pojazd się zatrzymał niechętnie weszłam do jego środka. Jak na mnie przystaje, usiadłam na samym końcu.

Wyjrzałam przez nigdy nie myte okno i zaczęłam myśleć.

Do tej pory nie mogę uwierzyć, że jestem z Zielonym. Jestem z nim tak bardzo szczęśliwa.

Z zamyśleń wyrwało mnie wibrowanie telefonu.

Szybko wyjęłam go z torby i odebrałam.

- Halo? - mruknęłam.

- Słuchaj __, powiedz nauczycielkom, że spóźnimy się na lekcje - wymamrotał przejęty głos Torda.

- Coś się stało? - dodałam.

- Powiemy Tobie w szkole.

Chłopak rozłączył się, a ja zaczęłam się momentalnie martwić.

Obstawiam, że z ręką Edda jest coś nie tak. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Tak bardzo się martwię.

~🐈~

Minęło kilka lekcji, a chłopaków dalej nie ma. Myślałam, że oszaleje przez to oraz miliardy pytań od nauczycielek.

Szłam właśnie w stronę klasy, w której miałam mieć następne lekcje.

Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i bardzo blisko przysuwa do siebie.

W powietrzu unosił się bardzo charakterystyczny zapach męskich perfum i tytoniu.

Odwróciłam się szybko do osobnika przodem i zobaczyłam Torda.

- Co się stało? - zapytałam ekspresowo.

- Eddowi się zemdlało w pokoju i walnął głową o kant łóżka - wymamrotał ciągnąć mnie do wyjścia.

W oczach nazbierały mi się łzy.

Przecież może on mieć wstrząśnienie mózgu!

- To coś poważnego? - spytałam przerażona kiedy Tord wyciągnął mnie z budynku szkoły.

- Lekarze się nim zajmują - powiedział i wsadził mnie do samochodu.

- Jedziemy do niego? - wymamrotałam.

- Nie kurwa, jedziemy do kina - zakpił Czerwony odpalając auto.

Zamilkłam.

Tord ruszył z miejsca i zaczął prowadzić samochodem w stronę szpitala.

Mój kochany Edd tam siedzi. Na pewno prędko nie wyjdzie. Mam nadzieję, że nie jest to nic poważnego.

~🐈~

Siedziałam wraz z Tordem w sali Edda. Chłopak wygląda bardzo blado, ale mimo tego był uśmiechnięty. Nigdy nie schodził z jego twarzy ten niebiański uśmiech.

- Wiesz ile tu będziesz? - zapytałam z troską.

- Nie wiem. Lekarze mówili, że szybko nie wyjdę.

Zrobiło mi się cholernie smutno.

- Hej, __. Nie smutaj - powiedział i pogłaskał mi głowę.

- Będę do Ciebie codziennie przychodzić, zapewniam to.

Chłopak pocałował mnie w czoło.

- Będzie mi bardzo miło - wymruczał, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Przestańcie słodzić, bo zaraz cukier mi podskoczy - wymamrotał Tord.

Zarechotałam wraz z Eddem.

- Gdzie są chłopaki? - zapytał Edd.

- Pakują twoje ubrania, zielony.

- Miło z ich strony - dodał Edd.

- Taa - czerwony spojrzał na zegar - Zostawiam was samych, a sam jadę po tamtych przydupasów.

Jak Tord powiedział, tak zrobił. Wyszedł z sali Edda zostawiając nas samych.

~🐈~

Aktualnie śmiałam się wraz z Eddem. To jest niezłe uczucie oglądać "Szpital" w szpitalu.

Odcinek jak to odcinek. Dla dwóch śmieszków, wydaje się być on wielkim polem do popisów idiotycznych żartów, a dla tych normalnym...

Szkoda strzępić ryja!

- Ja pierdziele! Jak można być takim idiotą i zjeść czerwonego muchomora myśląc, że to kurka*! - zarechotał Edd.

- Lepsza jest ta dziewczyna, co połknęła agrafkę!

Wybuchliśmy totalnie wielkim śmiechem.

Cudem jest to, że do tej pory nikt nam nie zwrócił uwagi.

W akademiku u Edda, zawsze chłopaki zganiali nas, gdyż byliśmy za głośni. Tak samo i u mnie w domu czy w szkole.

Była godzina szesnasta pięćdziesiąt cztery.

Chłopaków nadal nie było.

Sam Edd się niecierpliwił, bo w końcu mają mu przywieść ubrania. Byłam zdziwiona, że Zielonek jest taki spokojny, ja bym już sikała złością.

Gdy z Eddem, odrobinę się uspokoiłam, do sali wbiegli chłopaki.

- Co tak długo? - mruknął Edd.

- Nie potrafimy ciebie pakować - powiedział zdyszany Tom - Oraz Matt postanowił podskoczyć do jakiegoś dresa.

- No musiałem! - wykrzyczał zdyszany rudy - Czepiał się mnie jak wygląda!

- On miał broń! - wtrącił zły Tord.

Chłopaki podali Zielonemu torbę z ubraniami.

- Przemyciliśmy Cole - powiedział Matt poprawiając swoje włosy w lustrze.

- To był mój pomysł - dodał Tom.

- Miło z waszej strony - mruknął uśmiechnięty Edd.

- Dokładniej, to ja ją kupiłem i to był mój pomysł - wtrącił znowu zły Tord.

- Nie ważne kto kupił czy kogo to pomysł. Ważne, że Edd jest szczęśliwy, bo ma Cole.

Powiedziawszy to wtuliłam się w Zielonego, a ten mnie przytulił.

- Bo naprawdę cukier mi skoczy - dodał Tord.

~🐈~

- Tord złaź z tego okna! - krzyknęłam na Czerwonego, który stał na parapecie i próbował otworzyć okno.

- Nie ma mowy! Nikt mnie nie będzie badał! - warknął.

- Nikt nie zamierza Cię badać! - wtrącił Edd.

- Ja pierdole, jaki debil - zadrwił z Czerwonego Tom.

- Ja ci zaraz kurwa dam debil! - wykrzyczał zdenerwowany Tord.

Zszedł on z okna i naskoczył na Toma. Zaczęła się walka dwóch samców alfa.

Pojedynek oglądaliśmy w trójkę. Ja, Edd i Matt. Dobrze, że przynajmniej jesteśmy w szpitalu. Jak któremu coś się stanie, to przynajmniej im pomogą.

Spojrzałam na zegarek, który wyświetlał godzinę dziewiętnastą trzydzieści sześć.

- Chyba musimy już iść - mruknął Matt.

Edd zrobił kwaśną minę.

- Będzie bez was nudno - zaczął Zielony - Ale przyjedziecie do mnie jutro?

- No jasne! - przytuliłam brązowookiego.

Edd rozpromienił się.

- Chłopaki, stop - powiedział Matt, ale dwóch samców nadal walczyło - __ jest już wolna.

Momentalnie Tord i Tom przestali się bić, a sami stali już obok mnie.

- Dobra, możemy się zbierać - dodał Matt.

Do dwóch samców doszło, że to był tylko żart i posłali rudemu niezadowolony wzrok.

Matt niepewnie się uśmiechnął i wybiegł z sali.

Tord z Tomem pobiegli za nim.

Wtuliłam się w Zielonego.

- Do jutra Edziu.

- Do jutra __.

~~~~
*Pieprznik jadalny, gąska, kurka, taki żółty grzyb.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top