Rozdział II

O chłopakach wiedziałam już wszystko, tak jak oni o mnie. Niby znamy się niecały dzień, ale czuję jakbyśmy znali się całe życie. Śmieliśmy się oraz rozmawialiśmy. Pragnęłam, żeby trwało to jak najdłużej.

Z oknem było już ciemno, chyba czas wracać, nie?

- Chłopaki ja będę uciekać - mruknęłam patrząc się w telefon, który ukazywał godzinę 18:38.

- ‎Zostań jeszcze - nalegał Edd - Tak fajnie się rozmawia.

- ‎Fajnie to będę rozmawiać w domu z mamą - zachichotałam.

- ‎Dasz radę dojść do domu? - dodał Matt.

- ‎Tak, dam radę.

Ubrałam swoją kurtkę oraz buty. Pomachałam chłopakom na pożegnanie, a oni mi odmachali. Wyszłam z ich pokoju i powędrowałam do wyjścia.

Starsza kobieta, którą poznałam, badała aktualnie jakąś grupkę chłopaków alkomatem. Chyba mają problem z piciem. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi i cichutko wyszłam z internatu.

Zaczęłam iść przed siebie.

Czekaj... Ja nie wiem w którą stronę mam dom!

Zabijcie mnie proszę. Nie wrócę się teraz do chłopaków z tekstem:

"Hej chłopaki nie wiem gdzie mam dom, odprowadźcie mnie, serio"

No nic. Należy się wrócić do szkoły, a tam dam już sobie radę.

Tak, to dobry pomysł.

Ruszyłam w stronę szkoły. W głowie miałam najczarniejsze opowiadania.

Będę szła tym chodnikiem, a przede mną będzie lampa. Niby zwykła, ale jak na chwilkę zgaśnie, a później zapali, będzie stał tam psychopata. Lampa później znowu zgaśnie i się zapali, a tam nikogo nie będzie. Myśleć będę, że jestem pojebana i to jakieś zwidy, więc będę szła dalej. Nagle poczuje ukłucie w karku lub ewentualnie szyji. Obudzę się w obskurnym pokoju, przywiązana do krzesła bądź łóżka. Do pokoju wparuje chłopak mający czarne włosy, bladą skórę i będzie miał ten pieprzony, wycięty, wieczny uśmiech. Na samym początku będzie chciał mnie zabić, a później okazuje się, że mnie kocha! Usłyszymy policję, a on ucieknie. Na komisariacie powiem, że nic mi nie zrobił, bo go kocham! Będę później w swoim pokoju, a on wejdzie mi do niego przez okno. Wtedy powie, że mnie kocha, a ja powiem to samo, bo kurwa nie mam wyboru! Przecież to morderca! On mnie zabije jak powiem:

"Ej, chuju, utknąłeś we friendzonie XDD"

Zaczęłam panikować, bo nie chciałam mieć małych Jeffusiów. Poczułam lekkie szturchnięcie w ramie.

- Nie chcę mieć dzieci! - wykrzyknęłam i odwróciłam się w stronę osoby, która mnie szturchnęła.

Co ciekawe, nie był to żaden seryjny morderca, lecz rozbawiony Edd. Lekko się speszyłam.

- Co tu robisz? - mruknęłam po chwili namysłu.

- ‎Doszło do mnie, że nie wiesz jak dojść do domu - powiedział z lekkim uśmiechem - więc jestem.

- Edd, jesteś moim zbawieniem! - nie ukrywam, byłam zadowolona.

- ‎Dobra, dobra - cicho zachichotał - Chodźmy do Twojego domu, bo będziesz miała gorąco. Mówiłaś rodzicom, że byłaś u nas?

Zapomniałam! Jestem w dupie!

Posłałam Eddowi wzrok, który wyrażał więcej niż tysiąc słów. Chłopak po chwili namysłu, uśmiechnął się do mnie.

- Wejdę z Tobą do domu i wytłumaczę twoim rodzicom, że mieliśmy projekt na zakończenie I semestru - mruknął z wielkim uśmiechem - Pasuje?

Myślałam, że skoczę mu na szyję.

- Jasne, że pasuje! Jesteś świetny! - wydusiłam zadowolona.

- ‎Dzięki - zarumienił się - Chodźmy już do ciebie.

Chłopak zaczął prowadzić mnie w stronę mojego domu. Czułam się strasznie głupio, gdyż musi mnie on odprowadzać do własnego domu. Myślałam, że spale się ze wstydu.

Staliśmy przed moim domem. Moje policzki płonęły.

- Będzie dobrze __ - mruknął spokojnie Edd.

Lekko otworzyłam drzwi i weszłam z kolegą do środka. Matka czekała centralnie przed nami.

- Cześć mamo - wydukałam.

Rodzicielka patrzyła się na mnie dość surowo.
Kurczaki, to się nie uda.

- Dobry wieczór, mamo __ - zaczął - Chcę Panią przeprosić, że tak długo córki nie było, ale zadano nam projekt na koniec I semestru.

Matka się uspokoiła.

- Czemu nie zadzwoniłaś? - mruknęła do mnie.

- ‎Zapomniałam - powiedziałam lekko speszona - Niestety, ale mamy dużo roboty co z projektem i będę musiała być u Edda z kilka razy.

Na twarzy Edda pojawił się wielki uśmiech.

- Nie przeszkadza ci to, Edd? - dodała matka.

- ‎Nie, nie przeszkadza - mruknął - Muszę już lecieć.

Wyszłam z chłopakiem z domu.

- Jesteś wielki! - powiedziałam z radością.

- ‎Wiem, muszę schudnąć - zaśmiał się Edd - To do jutra?

- ‎Do jutra!

Przybiłam z Eddem piątkę na pożegnanie.

Chłopak zniknął z mojego pola widzenia.

Wróciłam do domu.

- Ładny ten chłopak - zaczęła Matka - Kiedy będziecie trzymać się za rączki?

- ‎Daj mi spokój - powiedziałam marszcząc brwi, a rodzicielka przytuliła się do mnie.

- ‎Kocham cię - mruknęła.

- ‎Ja ciebie też, Mami - wtulilam się w kochaną mamusię.

- ‎Komedia?

- ‎Zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top