Przepowiednia z przeszłości
Łóżko zaskrzypiało gdy Sebastian powoli podniósł się z pościeli. Ciemność panowała w całym dormitorium, a smuga światła księżyca, padała jedynie na chrapiącego głośno Nevilla.
Sebastian przetarł oczy, karcąc się w głowie za skrzyp łóżka. Spojrzał po współlokatorkach czy na pewno nikogo to nie obudziło.
Było grubo po czwartej w nocy, jednak Triton nie był do końca pewien która godzina. Nie spał, nasłuchując czy wszyscy już zasnęli.
Słuchawki Tritona leżały na szafce nocnej. Sebastian postanowił parę niepewnych kroków niemal przewracając się na leżącym w nogach lóżka kufrze.
- Cholera.. - Mruknął cicho pod nosem czując pulsujący ból w małym palcu u nogi.
Harry zachrapał głośniej w łóżku po prawej stronie Rona, obracając się na drugi bok.
Ciało Sebastiana napięło się na ten nagły ruch.
- Lumos. - Sebastian wyszeptał zapalając światło w swojej różdżce. Była to 11 calowa różdżka wykonana z ostrokrzewu, z rdzeniem z Rogu rogatego węża.
Światło opadło na pokój, sprawiając że w końcu Sebastian był w stanie cokolwiek zobaczyć. Dean spał praktycznie cały okryty kołdrą w lewym kącie dormitorium. Obok niego leżał Seamus z ręką opadająca z łóżka. Był odwrócony twarzą do Deana. Potem Nevill leżał pocharupjąc głośno a jego kołdra praktycznie leżała na ziemi. Po jego lewej stronie smacznie spał Harry a zaraz za nim wylegiwał się Ron, który zdawał się mieć koszmar, bo mamrotał do siebie niespokojnie podczas snu.
Widząc że nikogo nie obudził, Sebastian na palcach podszedł do łóżka Harrego, rzucając większe światło na jego kufer.
Pohukiwanie sowy rozległo się w dormitorium, na co Sebastian niemal podskoczył. Triton podniósł różdżkę do góry i zobaczył białego puchacza siedzącego na oknie, nad łóżkiem Harrego.
- Ciiii.. - Sebastian sykną na sowę, która nic sobie z tego nie robiąc, ponownie zachuczała.
- Przymknij się. - Sebastian odezwał się ponownie, rozglądając się spanikowany po swoich, na szczęście wciąż śpiących współlokatorkach.
Harry obrócił się niespokojny na łóżku.
- Finite. - Sebastian zgasił różyczkę.
Triton przykucną na ziemi, nasłuchując. Jego serce biło szybko ze stresu oraz ogarniającej jego ciało adrenaliny która chłopak kochał. Przez parę sekund pozostał w tej pozycji. Gdy okazało się że sowa nikogo nie obudziła, Sebastian zrobił parę kroków do kufra Pottera.
- tylko trochę... - wyszeptał Gryfon widząc jak blisko jest od zdobycia upragnionej peleryny niewidki.
Położył ręce na kufrze gdy sowa zahuczała głośniej i zatrzepotała skrzydłami nad głową Harrego.
Harry omal nie spadł z łóżka, wydając z siebie zdezorientowany dźwięk.
Sebastian zamarł w bezruchu, przeklinając swoje nieszczęście.
- Hedwiga. - Harry jęknął, widząc swoją sowę która właśnie zdecydowała się go obudzić. - Leć do sowiarni.
Potter poniósł się na łóżku otwierając sowie okno.
Sebastian skorzystał z chwilowego odwrócenia Gryfona i wsunął się do swojego łóżka. Niedługo potem usłyszał Harrego ponownie próbującego zasnąć.
Sebastian wpatrywał się chwilę za okno, patrząc na odlatującą sowę po czym zamkną oczy, zrezygnowany. Głupia sowa.
Następnego dnia, uczniów Hogwartu przywitał deszcz. Zimne smugi spływały po oknach zamku, a Filch, harłak pracujący w Hogwarcie, denerwował się na uczniów za wnoszenie błota na korytarze. Była dopiero dziewiąta rano, gdy tuzin uczniów dostało szlaban od woźnego.
Sebastian suną po korytarzach Hogwartu, szukając sali z zaklęć. Deszczowa pogoda i nieprzespana noc wpawiały jego umysł w otępienie a fakt że próba zdobycia peleryny się nie powiodła przelewała szale goryczy.
Usiadł na schodach żeby przwinąć, zaczynająca go wkurzać piosenkę AC/DC, zmieniając na znacznie spokojniejszy kawałek The Kinks. Gdy tylko podniósł wzrok zobaczył dwie wycelowane w siebie różdżki. Ich posiadaczami byli dwaj tępo wyglądający ślizgoni których Triton nie przypominał sobie by widział na lekcji eliksirów.
- Um.. Hej? - Sebastian uniusł brwi, przyglądając się chłopakom, których Gryfon kojarzył z jednej księgi którą przeczytał ale nie potrafił sobie przypomnieć jak się nazywali.
Wyższy z nich, brunet o dużym czole odezwał się pierwszy.
- Nowy, chodzą pogłoski że jesteś mugolakiem. - Drwina w głosie była widoczna.
Niższy, a zarazem grubszy z dwójki przysunął różdżkę bliżej twarzy Gryfona.
Świetnie. Jeszcze uprzedzonych dupków tu brakowało. Sebastian jęknął wewnętrznie wiedząc że spuźni się na zaklęcia.
- Jestem półkrwi. - Westchnął Sebastian opierając ręce za sobą by być bliżej różdżki na wypadek gdyby któryś z goryli zdecydował się zaatakować.
- A to? - spytał, wyciągając rękę po mp3 która wciąż leżała na kolanach Tritona.
Sebastian spiął się niemal instynktownie. Schował mp3 do tylnej kieszeni gdzie pozostała jego ręka która powędrowała do włożonej obok różdżki. Wiedział że jeżeli trafi do skrzydła szpitalnego, grono nauczycielskie dowie się o zmieniaczu czasu wciąż wiszącego na jego szyi pod koszulką.
- Masz jakiś problem? - Sebastian wstał z miejsca. Jest niższy od Ślizgonów.
Różdżka niższego niemal wbiła mu się w krtań. Głowa Tritona uniosła się, czując nacisk różdżki na gardło. Jego oczy zwęziły się z irytacją i wrogością.
- Mały, półkrwi Gryfon mi grozi? - Zaśmial się wyższy Ślizgon.
Triton spojrzał w dół na wycelowaną w niego drugą różdżkę. Wstrzymał oddech widząc mroczny znak na przedramieniu bruneta. Gregory Goyle. To w spisie śmierciożerców musiał o nim przeczytać. Nie było o nim zbyt wielu informacji, oprócz torturowania zaklęciem crutiatus. Służył krótko, bo zaledwie trochę ponad rok. Wzrok Sebastiana przeniósł się na drugiego Ślizgona który wciąż trzymał różdżkę przy szyi Tritona. Na zdjęciu w księdze Hogwartu znajdował się zawsze przy Goylu za Draco Mayfoyem. Vincent Crabb.
- Co zrobisz jeżeli tak? - W końcu Sebastian odezwał się, a jego dłoń zacisnęła się na różdżce za plecami.
- W tedy...
- Reducta! - Sebastian krzykną.
Smuga niebieskiego światła wleciała w Goyla zanim zdążył dokończyć zdanie.
Ślizgon odleciał parę metrów, upadając na zimną podłogę zamku. Jego ciało drżało a części skóry w które trafiło zaklęcie przybierała różowawy odcień po którym z pewnością zostaną siniaki. Crabbe odwrócił się za przyjacielem, tracąc koncentrację za co zapłacił mocnym kopnięciem w brzuch. Crabb cofną się parę kroków.
- Acusdolor! - Rzucił klątwę Crabb, która trafiła w Gryfona.
Sebastian zgiął się z bólu wypuszczając płytki oddech zza zaciśniętych zębów.
Korzystając z chwilowej fali bólu Tritona, Crabb rzucił kolejna klątwę.
- Desmaio. - Ślizgon zaatakował Tritona zaklęcim raniącym.
- Protego!
Smugi czarów spotkały się ze sobą gdy Sebastian w ostatnim momencie odbił zaklęcie.
- Expeliarmus! - Szybkim zaklęciem Sebastiana wytrącił różdżkę Crabba z jego rąk.
W następnym momencie trafiło Ślizgona uderzenie w głowę. Triton rzucił się na Crabba w przypływie złości. Crabbe odepchną Gryfona, okazując się wyraźnie silniejszy fizycznie.
Sebastian upadł na schody które zostawiły krwawą szramę na jego policzku i ostry ból w nosie.
- Expulso! - Zaklęcie odpychające trafiło w Crabba sprawiając że upadł na ścianę, uderzając potylicą z siłą która kosztowała go utratę przytomności.
Sebastian potrzedł do niego i po chwili wpatrywania się w nieprzytomną twarz ślizgona, kopną go w szczękę z duża siłą. Przycisną jego nieprzytomne ciało do ziemi, raz po raz uderzając zaciśniętą pięścią w twarz Crabba.
Gdy podniósł rękę by zadać kolejny cios, ktoś złapał go za przedramię. Sebastian wycelował różdżczkę w tajemniczego przybysza.
Zabini podniósł ręce do góry, wypuszczając tym samym przedramię Tritona z uścisku.
Blaise Zabini. Znowu.
- Spokojnie. - Ślizgon wpatrywał się w Tritona z wahaniem i niepewnością wymalowaną na twarzy.
Sebastian spojrzał na mocno obite ciało Crabba a następnie na Zabiniego. Powoli wstał i opuścił różdżkę gdy nie zauważył w zachowaniu Blaisa żadnego ruchu wskazującego że zamierza atakować. Jego oddech wciąż był ciężki.
- Co tu się.. - Zaczął Zabini po czym przerwał. - Trzeba ich zanieść do skrzydła szpitalnego.
Sebastian spojrzał zaskoczony na Zabiniego, zbity z tropu przez jego spokojny głos. Zwykle ludzie którzy po raz pierwszy byli świadkami jednego z jego ataków okazywali strach albo obrzydzenie.
Od kiedy pamiętał coś było z nim nie tak. Gdy był mały, zanim dostał list z Hogwartu, rodzice ciągnęli go po psychologach, jednak nigdy nie podali Sebastianowi żadnych informacji o jego stanie, jedynie podając mu duża ilość leków po których czuł tępe uczucie, jakby jego umysł spowalniał. Dopiero gdy podczas kolejnej bójki w wieku 12 lat, na korytarzu Hogwartu, gdy pobił Ślizgona który się z niego wyśmiewał, dostał nakaz sprawdzenia w Szpitalu Świętego Munga. Wyszedł po niedługim czasie, ze świadomością Osobowości dyssocjalnej czy jak częściej ją nazywano tendencjami psychopatycznymi.
Sebastian milczał przez chwilę patrząc na Zabiniego który za pomocą zaklęć zmniejszał obrażenia nieprzytomnych Crabba i Goyla.
- Pomóż mi z nimi. - Wydał polecenie Blaise, tym samym wyrywając Sebastiana z zamyślenia.
- Vingardium Leviosa. - Rzucił na nieprzytomnego Goyla, którego ciało podniosło się pod wpływem zaklęcia Triotona.
Zabini i Sebastian szli po pustych korytarzach Hogwartu, prowadząc nad sobą dwóch Ślizgonów.
- Czemu to zrobiłeś? - Zapytał po chwili ciszy Zabini.
- Sami zaczęli. - Wzruszył ramionami Gryfon, wycierając rękawem szaty zakrwawiony nos.
Zabini westchnął i rzucił Tritonowi chusteczkę.
- Mogłeś ich zabić. - Powiedział zerkając w górę na wciąż nieprzytomnego, mocno obitego Crabba.
- Tylko trochę zranić. Nie dramatyzuj. Sami robili gorzej.
Sebastian przewrócił oczami, dopiero po chwili zdając sobie sprawę że technicznie rzecz biorąc obaj Ślizgoni prawdopodobnie nie bawili się jeszcze w zaklęcia niewybaczalne jak crutiatus.
Zabini zdawał się nie zadawać pytań lub po prostu zignorować nielogiczną wypowiedź Gryfona.
Obaj chłopacy weszli do skrzydła szpitalnego gdzie od razu podbiegła do nich Pani Pomfrey
- Co się tutaj stało?! - Odezwała się, pośpiesznie kładąc nieprzytomne ciała Ślizgonów na szpitalnych łóżkach.
- Uhm pojedynkowaliśmy się i trochę za daleko to zaszło. - Wyjaśnił, na szybko wymyślonym kłamstwem Sebastian.
- Czym zostali trafieni? - Spytała Pani Pomfrey, już mieszając jakiś eliksir.
- Reducta i Expulso.
- Wyjdźcie już. - Pogoniła ich ręką, zabiegana medyczka, nie patrząc w ich stronę.
Nie musiała tego drugi raz powtarzać. Sebastian szybko ulotnił się ze skrzydła a za nim poszedł Zabini.
Na korytarzu zdążył się zebrać tłum wychodzących z klasy uczniów. Paru z nich zwracało uwagę na plamy krwi na korytarzu.
- Powiesz Dumbledorowi? - Spytał Triton zatrzymując się na korytarzu i patrząc na Zabiniego.
- Zostawmy to dla siebie. Goyle i Crabb pewnie i tak cię wsypiął, jak tylko się obudzą. - Zabini odparł biorąc swoją torbę z miejsca gdzie ją zostawił.
- Dzięki. - Odezwał się Gryfon po czym dodał. - Zmieniając temat, wiesz gdzie sala z wróżbiarstwa?
- Nie. Nie chodzę. - Odpowiedział pośpiesznie Ślizgon.
- Dobra. - Westchnął Sebastian. - Lecę jej szukać.
Sebastian machną ręką na pożegnanie Zabiniemu i skierował się do pokoju wspólnego Gryffindoru.
Jak dowiedział się od Harrego i Rona, sala z wróżbiarstwa była na siódmym piętrze w wieży północnej Hogwartu. Sala była nieduża i wogóle nie przypominała tej do której uczęszczał Sebastian. Pachniało w niej kadzidłami a na ścianach były poprzerzucane chusty i dywany. Temperatura w klasie była niemal nieznośna dla młodego Triotona.
- Biłeś się z kimś? - Spytał zdziwiony Ron, gdy siadali przy małym okrągłym stole.
Sebastian prawie zapomniał o ranach na swojej twarzy.
- Paru Ślizgonów się przyczepiło.
- Niech zgadne, Malfoy? - Spytał Potter.
- Crabbe i Goyle. - Odpowiedział Triton, a chwilę później weszła profesor.
- Już, już. Witajcie na 6 roku wróżbiarstwa.
Profesor Sybilla Trelawney była szczupłą kobietą o grubych okrągłych okularach i długich włosach. Miała ona wiele warstw chust oraz, zdaniem Sebastiana, nawiedzaną twarz.
- Dziś będziemy przepowiadać z fusów. - Kobieta przechadzała się między okrągłymi stołami gdy jej wzrok natrafił na Sebastiana.
Sybilla przypatrywała się Tritonowi przez milczącą chwilę.
- Widzę ciemność. - Profesor Trelawney, przyłożyła rękę do głowy Sebastiana.
Chłopak patrzył na Sybille zaskoczony ale również zafascynowany. Odkąd usłyszał że w magicznym świecie faktycznie istnieje coś takiego jak wróżbiarstwo, które nie jest chytrą panią na bazarku która za parę funtów przepowie ci wyimaginowaną przyszłość (Sebastian stracił tak swoje kieszonkowe), od razu się zapisał. Profesorka która uczyła Tritona jednak nie miała tak zwanego daru. Po przeczytaniu wielu książek, natkną się na nazwisko Sybilli Trelawney którą historycy bardzo chwalili, opowiadając że to ona przepowiedziała przyszłość wybrańca.
- A- a -a.. nie tylko...
Ron oparł głowę na rękach a Harry patrzył się zażenowany na panią profesor. Dwie dziewczyny, które początkowo usiadły przy stole obok Trelawney szeptały do siebie podekscytowane, zakrywając rękami usta.
- Taniec! Och tak, ciepło!.. Mhmm... Tak, tak. Zieleń rozjaśnia ciemność..
Sebastian wciąż wpatrywał się w nauczycielkę z tym samym wyrazem zainteresowania na twarzy.
- Co to oznacza? - Spytał podekscytowany Gryfon.
- Jeszcze coś! - Krzyknęła Sybilla na co Sebastian niemal podskoczył. - Śmierć! Straszny koniec..! Ach nie..!
Sebastian patrzył na profesorkę, wielkimi oczami, próbując sobie wszystko przetworzyć.
Sybilla poklepała Tritona po ramieniu.
- Uważaj na siebie, chłopcze, czas nie będzie dla ciebie łaskawy.
Sebastian przełknął ślinę.
Profesor Trelawney jak gdyby nigdy nic wróciła na swoje miejsce na pufie, zostawiając Tritona z rosnącym w środku niepokojem.
- Harremu przepowiada śmierć średnio raz w tygodniu. - Powiedział Ron widząc twarz Tritona.
- Aż się dziwię że dzisiaj wypadło na ciebie. - dodał Harry.
-------------------------
Dobry wieczór,
Oto już trzeci rozdział zmagań Sebastiana. Historia trochę skręciła z punktu którego miałam zaplanowanego, nie wiem czy na dobre dla Sebastiana.
anyway zapraszam do komentowania i oceniania!!
Playlista:
- Bad Religion "American Jesus"
- The Kinks "You really got me"
- Bad Religion "21st Century (Digital Boy)"
- The Kinks "All day and all of the night"
- Dexys Midnight Runners "Come on Eileen"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top