11.

- Nie mam już siły! - Drę się na trenera, który każe mi biec na bieżni.

Jak ja nie cierpię biegać, jak ja NIENAWIDZĘ biegać! Niech mnie ktoś zabije, niech walnie we mnie piorun i niech zabiorą mnie z tego piekła...

- Biegniesz dopiero dwadzieścia minut! - Śmieje się Jorge.

- O dwadzieścia minut za dużo! - Ukradkiem zmieniam zabójcze tempo, które mi narzucił.

- Wszystko widzę - mruczy i przez dłuższy czas naciska plus.

- Hej! Teraz jest jeszcze szybciej! - Marudzę, wykończona.

- To kara za próbę oszustwa, moja droga Shailene - uśmiecha się ironicznie.

Wyglądam jakbym miała zaraz umrzeć, bo tak też się czuję. Theo, Miles i Ansel siedzą sobie spokojnie i podnoszą ciężarki, a ja wyciskam z siebie siódme poty.

Jednocześnie jestem podekscytowana kolacją z Theo. Nie robię sobie zbytnich nadziei, wiem, że to czysto przyjacielskie spotkanie, ale to zawsze coś. Więcej czasu sam na sam. Chociaż zawsze trochę się obawiam takich miejsc publicznych, bo nie lubię jak robią mi zdjęcia z ukrycia. Człowiek podrapie się po nosie, a potem takie fotki okrążają internet.

- Mogę już zejść? - Wysapuję ostatkiem sił po dziesięciu minutach.

- Jeszcze piętnaście minut i daję ci spokój - odpowiada Jorge.

Chyba kompletnie zwariował, nie mam zamiaru biegać ani minuty dłużej. Moje nogi w końcu się buntują i słabną na tyle, że nie mogę na nich wywrzeć posłuszeństwa. Zjeżdżam z bieżni, robiąc niemały hałas.

- Shai! - Krzyczy Jorge, klękając przy mnie. - Żyjesz?

- Nieeee - odpowiadam z twarzą wciśniętą w podłogę.

Słyszę w oddali, że chłopaki ryczą ze śmiechu. W końcu podchodzą, a Theo pomaga mi wstać.

- Jak można zjechać z bieżni? - Pyta rozbawiony.

- Nie wiem, zapytaj ich dwóch - wskazuję na swoje nogi.

- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju - odpowiada i zarzuca sobie moją rękę na swoje ramię.

- Miała jeszcze pojeździć na rowerze! - Woła oburzony trener.

- Daj na luz, Jorge - odpowiada mu Theo.

Gdy tylko wychodzimy z siłowni, staję normalnie na własnych nogach.

- A co to ma znaczyć? - Pyta podejrzliwie Theo.

- Musiałam trochę poudawać, żeby dał mi spokój - odpowiadam, uśmiechając się szyderczo. - Ten facet to wariat. A ja nienawidzę biegać.

- Ej, bieganie jest super! - Obrusza się Theo.

- Dla kogoś kto to lubi robić, owszem - stwierdzam. - O której się widzimy?

- O dziewiętnastej. Przyjdę po ciebie, więc bądź gotowa! Nie ma spóźniania się! - Odpowiada z uśmiechem i wchodzi do siebie.

Biorę długą, relaksującą kąpiel i od razu czuję się lepiej, obolałe mięśnie się odprężają. W końcu wychodzę z łazienki i wysyłam smsa do Zoe.

Zoe, musisz mi pomóc. Wychodzę dzisiaj wieczorem z Theo i chciałabym wyglądać choć trochę atrakcyjnie.

Nie muszę długo czekać na odpowiedź.

Aaaaaa, serio?! Zaraz u ciebie będę! Oddaj się w ręce cioci Zoe, a żaden ci się nie oprze! PS Jesteś atrakcyjna, marudo.

Uśmiecham się tylko sama do siebie i już po chwili jak burza wpada Zoe, niosąc wielką kosmetyczkę.

- Zaraz zrobimy cię na bóstwo - zapowiada i sadza mnie na krześle.

Nakłada mi pełny makijaż i podkreśla oczy czarną kredką i tuszem do rzęs, a następnie zabiera się za włosy. Są krótkie, więc nie ma za dużego pola do manewru. Prostuje je, żeby nie odstawały i to wszystko.

- Co ubierasz? - Pyta, gdy kończy.

- Nie wiem. Nie będę się stroić jak szczur na otwarcie kanału, ale chcę żeby wyglądało ładnie - odpowiadam, otwierając szafę.

Zoe przygląda się przez chwilę jej zawartości, po czym wybiera skromną sukienkę w kolorze bladego różu i beżowe koturny.

- Nie za elegancko? - Pytam z powątpiewaniem. - To przyjacielska kolacja.

- Nie narzekaj, tylko zakładaj - gani mnie Zoe.

W końcu jestem gotowa i patrzę się w lustro. Muszę przyznać, że wyglądam ładnie.

- Dobra, ja się zbieram - mówi Zoe. - Powodzenia i napisz mi później jak było!

- Okej, dzięki! - Odpowiadam i patrzę na zegarek. Theo powinien być za pięć minut.

Mija ponad pół godziny, a jego nadal nie ma. Zaczynam się denerwować, może coś się stało? Postanawiam pójść do niego, ale chyba nikogo nie ma w środku. Co jest grane? Może jest na zewnątrz?

Zjeżdżam windą na dół i wchodzę do lobby. To co widzę, sprawia, że mrozi mi krew w żyłach. Theo jak gdyby nigdy nic całuje się z Ruth przy wejściu. Chyba poczuł na sobie moje spojrzenie, bo otwiera oczy i patrzy na mnie. Czuję, że łzy zbierają się pod moimi powiekami i wybiegam.

CDN.

Dobranoc 😏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top