2
Ashley
– Widziałaś gdzieś moje kluczyki? – pytam mamy, która stoi oparta o murek w kuchni, z kawą w ręku. Skupiona ogląda wiadomości, a jej ciemne włosy są w nieładzie. Owija się ciaśniej szlafrokiem i w końcu zaszczyca mnie swoim spojrzeniem. Jej wyblakłe niebieskie oczy, mówią mi jedno, na pewno nie przespała nocy.
Zegar w przedpokoju pokazuje, że zostało mi piętnaście minut, by znaleźć się na ceremonii zakończenia roku.
Ponownie sprawdzam torebkę, ale nic tam nie ma. Spoglądam na mamę, która jeszcze mi nie odpowiada. Wiem, że od rozwodu mamy słaby kontakt, ale chyba mogłaby odpowiedzieć na moje pytanie? Wchodzę do łazienki, salonu, kuchni... nigdzie ich nie ma.
Już się obracam, w stronę wyjścia, kiedy moja matka zabiera głos:
– A wybierasz się gdzieś?
Pogardliwe prychnięcie, wydobywa się z mojego gardła. Ściskam pięści, aż czuję, jak moje paznokcie wbijają się w cienką skórę, wnętrza dłoni.
– Tak, do szkoły – odpowiadam szorstko.
– Czy ty, jej czasem nie skończyłaś?
Kurde. Psia kość. Ona chyba żartuje, prawda?
– Postarałabyś się w byciu matką. – Te zgorzkniałe słowa wychodzą z mojego gardła jak kule z rosyjskiego karabinu. Oczy kobiety ciemnieją.
– Uważaj na to, co mówi panienko.
Przewracam oczami.
– Bo, co?
– Nie tak cię z ojcem wychowaliśmy – Bierze głęboki oddech. – Kluczyki są w samochodzie.
– To jadę.
– Dobrze, uważaj na siebie – Idzie za mną do drzwi wejściowych. – Kocham cię.
Faktycznie, kocha mnie. Tylko okazuje to w trochę inny dziwaczny sposób. Tak naprawdę, nieraz zastanawiam się, czy Ian, z moim ojcem ma lepiej. Czy nie trzyma go na tak krótkiej smyczy, czy bardziej się nim interesuje?
Wsiadam do samochodu, nie odpowiadając matce, że też ją kocham. Od zerwania z Bradem, te słowa nie potrafią wyjść z mojego gardła.
Droga do szkoły, zajmuję mi niecałe dziesięć minut. Parkuję z piskiem opon, obok miejsca Brada, które jest jedynym wolnym miejscem, na tym parkingu. Do ceremonii, pozostało mi jeszcze trzy minut. Więc opieram się o samochód i biorę porządny haust powietrza. Mam wyjąć paczkę fajek, ale przeszkadza mi dość duży cień.
– Mysza.
Ten toksyczny ton, poznam wszędzie. Nie podnoszę wzroku na jego twarz, nie chcę poczuć się poddana. Ten gościu doskonale wie, jak na mnie działa.
– Mysza – powtarza.
– No, co tam? – pytam nonszalancko, wyjmuję papierosa i wkładam go sobie do ust. Odpalam ogień, ale wyprzedza mnie ten palant.
– Co ty odpierdalasz? – Bezpruderyjnie, Brad.
– Palę.
Zaciągam się dymem i przytrzymuję go na dłuższą chwilę w płucach.
– Mysza, nie jestem ślepy.
– Czyżby? Bo ja kurwa myślę, że tak.
Chcę się oderwać od samochodu, ale jego duża dłoń mi to uniemożliwia. Popycha mnie z powrotem na karoserie.
– Nate, jest nie dla ciebie – mówi, a jego głos jest dziwnie spanikowany.
– Brad! – podnoszę głos. – Pozwól, że to ja wybiorę odpowiedniego partnera dla siebie.
Jestem stanowcza. Jestem stanowcza. Jestem stanowcza. Powtarzam to sobie w kółko, ale moja siła zmniejsza się, z każdym krokiem McCall'a.
– Przecież, oboje wiemy, że nadal mnie kochasz.
Waham się. A nie powinnam. Czy ja go nadal kocham? Czy da się kochać człowieka, który rozerwał ci serce?
Chyba tak. O Boże, ale ze mnie idiotka.
– Mysza – Przysuwa się do mojego ucha, a jego gorący oddech pieści moją szyję. – No już, nie bądź taka. Przecież znam cię na wylot.
Zerkam na niego. Nie wiem, czy potrafię wytrzymać tydzień bez tego faceta, a co dopiero całe życie. Przez dwa lata jestem w nim bezgranicznie zakochana. Latam za nim, jak jakaś psychiczna laska. Razem tworzyliśmy coś pięknego. Ale to już Historia. Koniec. Nie ma, tematu. Jednak Brad, potrafi się naprawdę słodko zachowywać, na przykład jak wtedy kiedy się poznaliśmy jak prawię przewróciłam się na schodach, a on mnie złapał... Jego uśmiech, dołeczki, głos, oczy...
Uwaga! Grząski teren!
W głowie wyje mi alarm. Nie pozwolę sobie, na popełnienie tego błędu. Co z tego, że facet potrafi zachować się słodko, kiedy kilka dni temu i przez nie wiem, nawet jaki czas, zachowywał się okropnie.
Prostuję ramiona i z całej siły, jaką posiadam wewnątrz, odpycham tego palanta od siebie. Wymijam go zgrabnie, by trzymać się obranego wcześniej planu. Nie możemy do siebie wrócić, nie może tak po prostu o wszystkim zapomnieć.
– Znałeś mnie na wylot – Podkreślam dobitnie. – Ale to spieprzyłeś.
Idę dumna na salę. Zostawiam go samego ze sobą. Niech myśli. Może w końcu, coś tam wymyśli.
***
– To świetne miejsce – Piszczy z zachwytem Kate. No proszę, chociaż nie jest znudzona.
Ma rację, miejsce jest inne, świetne, idealne na imprezę kończącą męczarnie w tym mieście. Rozglądam się dookoła, tańcząc razem z moją przyjaciółką na parkiecie i chłonę to, chłonę wolność. Jesteśmy ściśnięte jak sardynki, ale to i lepiej. – Przestań, być takim ponurakiem, Ash – krzyczy podając mi kubeczek galaretkowego shot'a. – Przyznaj, że to miejsce jest zajebiste.
Nawet nie słucham, co mówi dalej, przechylam kolorowe galaretki, jedna po drugiej. Są przepyszne, słodkie, lepią się od nich moje usta. Nie wiem, ile ich wypiłam, ale wiem, że nieźle namieszały mi w głowie.
Czuję się świetnie. Ostatnie dni, jak dzisiejszy poranek, były makabryczne. Alkohol mnie uwalnia i pozwala żyć.
Piękny blondyn z niebieskimi oczami przeciska się do mnie. Uśmiecha się szelmowsko, a mi miękną kolana. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale mam ochotę się na niego rzucić i pokiereszować go ustami. Wygląda olśniewająco, ma nieogoloną szczękę, a jego wysportowana figura idealnie jest podkreślona przez biały T-shirt, o który odbija się ultrafioletowe światło, ze sceny.
– Dobra księżniczko, wypij to – podaję mi, butelkę wody. – Nie chcę, żebyś mi w nocy wymiotowała.
Oblizuję spierzchnięte wargi i przybliżam się do niego, na niebezpieczną odległość.
– A, co chcesz ze mną robić w nocy?
Śmieje się w głos, a ja robię naburmuszoną minę.
– Oj Ashley, nie gniewaj się – Przerywa nam Kate. – Zabrałam cię tutaj specjalnie, masz poznać nowych ludzi i zapomnieć o tym palancie – Spogląda na Nate'a i robi głupią minę. – Sorki. – Ton jej głosu, wskazuje na niezłe upojenie, alkoholowe. – Jesteś dla mnie jak siostra, martwię się o ciebie.
Piję świeżą i zimną wodę z butelki. Zakręcam ją i oddaję mojemu towarzyszowi.
– Nie myśl – Protestuje, moja przyjaciółka – tylko pij!
I piję. Jeden, dwa, trzy... Przy kolejnym przymykam oczy i chwytam mocno kubeczek. Przechylam go do gardła i nie jestem w stanie poczuć, jak galaretka prześlizguje się po moim przełyku. Jest mi dobrze. Jestem odurzona, skąpana potem i reflektorami. Jestem łatwą zdobyczą. Czuję mocne ramiona, które łapią mnie w talii. Otwieram oczy i jestem oczarowana jego spojrzeniem. Nate, pewnie wydziera mi kubeczek z ręki i rzuca go na podłogę. Przywiera do moich ust i językiem wyciąga, tym razem, pomarańczową galaretkę. Nie jestem w stanie poczuć swojego serca, czuję tylko jego, które obija się o moją pierś.
I to wszystko, co czuję. Pozwalam mu siebie całować, ale to na nic. Nie ma iskrzenia, nie ma zadowolenia, nie ma spełnienia.
Zastanawiam się, czy gdybym zaciągnęła go do toalety, byłby w stanie spełnić moje oczekiwania.
Nate, jakby wyczuł moje myśli, przyciska swoje biodra do moich, gdzie doskonalę, mogę poczuć jego nabrzmiałe kroczę. Ociera się o mnie, w rytm muzyki. Pasuje mi to. Pozwala sobie na zapomnienie, chociaż na chwilę. Pogrążona w pocałunku, próbuję włożyć rękę pod jego T-shirt, ale to na nic. Jest za ciasno.
– Kurwa... – syczy przy moich ustach, a to tylko potęguję moją rządzę. Muszę go mieć. Teraz.
– Chodźmy, do toalety. – Tylko tyle, jestem w stanie z siebie wydusić.
Prowadzę go przez tłum ludzi, którzy ocierają się o nas w intymny sposób. Nate jest bardzo blisko mnie, co chwila przyciąga mnie bliżej i całuje mój spocony kark. Wchodzimy do krętego i ciasnego korytarza. Chłopak przyciska mnie do ściany i całuje mnie namiętnie. Jego język wodzi po moim, delikatnie, taki pyszny i zimny. Chcę więcej. Mocniej na mnie napiera, a z moich ust wydobywa się chrapliwy jęk.
Odrywam nas od muru i otwieram drzwi do pomieszczenia gospodarczego. Wpycham tam chłopaka i zamykam za nami drzwi. Jest apetyczny, bardzo apetyczny. Podchodzi do mnie i błądzi dłońmi po moich biodrach. Znów przyciska mnie, tym razem do komody, na której sprawnie mnie sadza.
– Jesteś idealna.
Całuje mnie. Długo i powściągliwie. Zapominam o wszystkim. O Bradzie, o jego dziewczynie. Zapominam o miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top