12
Max
Zachlała się, a ja muszę ratować jej dupę. Tak samo jak Ianowi. Kochane rodzeństwo.
– Tobie już dość – odciągam ją od Sama.
Tak się dobrze składa, że razem Samem znamy się. Nie wiem, co dziewczyny w nim widzą, ponieważ to rasowy dupek i kasanowa. To tępy drań, który przy laskach, używa swojej anielskiej aury, by zaciągnąć je do łóżka. W dodatku lubi tak zaciągać, dziewczyny, które ze mną się spotykają.
– Black, ona jest dorosła, pozwól jej zadecydować.
– Dorosła, czy nie – Krew wrze mi w żyłach – jest pijana i nie myśli trzeźwo.
Sam śmieje się lekko ukazując rząd białych zębów i mocniej przyciska dziewczynę.
– Słuchaj wrzuć na luz, ona jest chętna...
– A ja jestem chętny przyjebać ci w ten twój zasrany profil – przerywam mu i przyciągam dziewczynę do siebie. Ta wzdycha teatralnie i prawie upada na kafelki ale w porę, przewieszam ją sobie przez ramię.
Wychodzimy z knajpy i pakuję ją na tylne siedzenie samochodu. Wątpię żeby noc w domu lub u Iana, była odpowiednia dlatego robię to, co najbardziej uważam za słuszne. Zawożę ją do siebie.
Zniesmaczony siadam na swoje miejsce i zatrzaskuję głośno drzwi. Włączam się do ruchu, pokonują, skąpane w świetle latarni, ulice Brooklyna. Zerkam za siebie, by zobaczyć czy z Ash wszystko w porządku. Dziewczyna mruczy coś niezrozumiałego i opiera stopy o mój fotel. Spódniczka wędruje jej znacznie do góry ukazując jej perfekcyjne nogi.
Zjeżdżam z głównej drogi, pokonując drogę do domy szybciej niż to robiłem do tej pory. Parkuję przed średniej wielkości budynkiem i pozostawiam uruchomimy samochód, by oświetlał mi drogę do drzwi. Wysiadam i zmierzam w kierunku tylnych miejsc. Otwieram drzwi i poprawiam dziewczynie włosy, które zdążyły się przylepić do czoła. Nawet nieprzytomna, śmierdząca alkoholem i dymem, jest przepiękna.
– Ashley – Szturcham ją lekko w ramie. – Ashley, obudź się.
Jęczy tylko przeciągle, ale nie otwiera oczy. Ręka osuwa się jej z kolan i ląduje na drzwiach. Pięknie.
Ashley jest drobną dziewczyną, niezbyt wysoką. Jestem pewien, że waży nie więcej niż dwadzieścia cztery funty. Ale alkohol, który krąży w jej żyłach sprawia, że staje się ciężka jak wór ziemniaków. Dźwigam ją z siedzenia, a jej bezwładne nogi i ręce opadają.
Przytulam ją mocniej do siebie, żeby nie wysunęła się z moich rąk. Wchodzę do mieszkania i kopniakiem zamykam za sobą drzwi. Układam ją na łóżku w swojej sypialni i znów odgarniam czarne włosy z mokrego czoła.
– Udało się, co? – pytam zadowolony z siebie, ponieważ widok Ash w moim łóżku, jest najlepszym widokiem, jaki widziałem od kilku lat.
Okrywam ją kawałkiem koca i całuje w lekko zadarty nos. Przepełnia mnie uczucie spokoju, ją chyba również, ponieważ zmarszczka pomiędzy oczami, która gościła u niej cały dzień, nagle zelżała. A zaciśnięte wargi, formują się w kojący uśmiech.
Jest piękna i nie ma się co oszukiwać, że każdy facet o niej marzy. Widziałem spojrzenie Sama, znam go nie od dziś, żeby wiedzieć, że zrobi wszystko, by dziewczyna znalazła się w jego ramionach.
Zdenerwowany, wracam do salony i wyciągam butelkę burbonu. Nie przejmuję się szklanką ani lodem, pociągam spory łyk prosto z butelki o oddycham zadowolony, że ciesz piecze mnie przyjemnie w gardło.
Odpalam papierosa i zaciągam się dymem. W pokoju unosi się zapach alkoholu i tytoniu.
Sięgam po telefon i zauważam kilka wiadomości od Iana. Ignoruję je, ponieważ nie mam teraz na to głowy. Zjebał klejony raz.
Opadam zmęczony głębiej w skórzany fotel. Nawet nie wiem, kiedy zasypiam.
***
Twarz mi płonie. To pierwsza myśl po przebudzeniu. Nie otworzyłem jeszcze oczy, aby wiedzieć którą mamy godzinę. Słońce w Brooklynie, wstaje za wcześnie.
Niewyspany podnoszę się z kanapy i przecieram ręką twarz i włosy. Sięgam po opróżnioną butelkę alkoholu z podłogi i człapię na bosaka do kuchni. Zerkam na zegarek i jęczę sfrustrowany.
– Pieprzona szusta rano.
Nalewam dwie szklanki wody i wyciągam aspirynę z apteczki. Jedną porcje tabletek popijam na miejscu, natomiast z druga wędruje do sypialni.
Staję jak wryty, gdy zauważam niekompletny strój Ashley. Jej ubiór zniknął, została jedynie w czerwonej bieliźnie, która zakrywa tyle co nic. Tyłek ma wypięty w moją stronę, a piersi są zakryte beżowym kocem.
Kładę szklankę i aspirynę na stoliku nocnym i oglądam przez chwilę jej ciało. Jest perfekcyjna.
Postać w którą się wpatruje jęknęła i przekręciła się na plecy, ukazując mi swoje idealne piersi otulone czerwoną koronką. Ich rozmiar jest tak perfekcyjny, że jestem pewny, że moja otwarta dłoń by je zakryła.
Podchodzę bliżej dziewczyny i kucam przy niej. Spoglądam na jej twarz i rozmazany makijaż.
– Hej
Ani drgnie.
– Ashley – świergotam do jej ucha.
Nadal cisza. Rozchyla delikatnie wargi, a ja mam ochotę ją pocałować.
W momencie, gdy chcę okryć jej ciało, ona łapie mój nadgarstek i patrzy na mnie wkurzona. Wytrzeszczam oczy, ponieważ naprawdę mnie zaskoczyła.
– Ani się waż – syczy. Ale po chwili się krzywi i przełyka ślinę.
– Chciałem tylko cię przykryć – informuję ją rozbawiony.
Zerka na mnie to na siebie i robi się purpurowa na twarzy.
– Jasna cholera – wciąga głośno powietrze.
– Właśnie o tym mówiłem.
Puszczam jej oczko i wychodzę z pokoju. Dam jej chwilę, niech się ubierze.
Ashley
Słońce dochodzi do moich źrenic i od razu żałuję, że spojrzałam w okno. Mrużę oczy i staram się podnieść moją sukienkę, ale gdy to robię orientuję się, że jest brudna.
Świetnie, Ashley! Brawa dla ciebie.
Podchodzę do krzesła przy biurku chłopaka i podnoszę z niego koszulkę. Unoszę materiał do nosa i wdycham zapach jego perfum, tytoniu i czegoś jeszcze, ale nie jestem pewna czego. Bez chwili namysłu wpycham ją przez głowę i usatysfakcjonowana siadam na łóżku, ponieważ mam zawroty głowy.
Świetnie, po raz kolejny musiałam się opić.
Zerkam na stolik nocny. leży na nim szklanka wody i aspiryna.
Anioł, nie chłopak.
Zadowolona wchodzę do kuchni, ale szybko tego żałuję, ponieważ gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia, chłopak rozkręca radio. Na cały regulator.
– Dupek – krzyczę.
– Mogłabyś powtórzyć, bo niedosłyszałem. – Jego śmiech wypełnia całą kuchnie. Krzywię się na to, ponieważ głowa chce mi eksplodować.
– Dobrze słyszałeś dupku – WYmijam go i chcę podejść do radia, ale Max łapie mnie w talii.
– Masz racje słyszałem – szepcze do mojego ucha, a ja przymykam oczy. Jego głos jest kojący i cholernie seksowny. – Wczoraj byłaś milsza.
Spoglądam mu w oczy i widzę pożądanie.
– Co niby wczoraj zrobiłam takiego miłego?
– Mówiłaś moje imię przez sen – uśmiecha się, widocznie z siebie zadowolony.
– Kłamiesz – Chcę się wyrwać, ale mocniej mnie przytula.
– Serio uważasz, ze muszę zmyślać takie rzeczy?
Zaschło mi w ustach od jego spojrzenia. Moje nogi to galareta, a jego dłonie palą skórę moich rąk.
– Puść mnie dupku – warczę.
– Co tylko zechcesz, piękna.
Puszcza mnie i nalewa kawy do kubków. Stawia jeden przede mną, a mi robi się miło na widok parującej kofeiny.
– Przebierz się w coś, za trzydzieści minut wychodzę do pracy.
Zostawia mnie samą w kuchni i idzie do łazienki.
Nie wiem co się właśnie dzieję, ale obawiam się, że lubię Maxa Black'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top