65.


Chcę pomóc przy zanoszeniu kolacji na stół, ale niestety mi na to nie pozwalają. Czuję się jakbym była niepełnosprawna, a to tylko ciąża! Akurat teraz czuję się lepiej, nawet nie męczą mnie mdłości.

- Ślicznie wyglądasz - słyszę głos przy swoim uchu. Theo chce mnie objąć od tyłu, ale obracam się pospiesznie, nie dając mu ma to szansy.

- Dziękuję - odpowiadam i uśmiecham się do niego.

Gdybyś tylko wiedział, że niedługo będziesz tatą... Jestem pewna, że bardzo by się ucieszył na tę wieść. Wielokrotnie mówił o tym, że chce mieć ze mną dziecko. A potem mnie zdradził...

- Moi rodzice są dziwnie szczęśliwi, Jessica też - zaczyna Theo, marszcząc brwi. - To dziwne, biorąc pod uwagę to, co się ostatnio stało. Wiesz może o co im chodzi?

- Nie mam pojęcia - kłamię.

Theo wzrusza ramionami i idzie przypilnować Brada, który koniecznie chce strącić wszystko ze stołu.

- Gratulacje, kochana - pojawia się przy mnie Maria i delikatnie kładzie rękę na moim brzuchu. - Nie do wiary, że nasz Theo zostanie w końcu ojcem!

Kolejna! W tej rodzinie informacje przechodzą z ust do ust, niczym łańcuszek, który trzeba przekazać dalej... Oby nie dotarł do Theo!

- Dzięki... A ty skąd wiesz? - Pytam.

- Od taty. On i mama są strasznie podekscytowani - śmieje się Maria. - Wiesz, Theo to ich najmłodszy synek, a teraz będzie miał dziecko... Po prostu oszaleli ze szczęścia!

- Taaaa, zauważyłam - uśmiecham się i idę do kuchni, żeby wziąć chociaż sztućce.

Nie lubię siedzieć bezczynnie, gdy inni coś robią. Czuję się wtedy bezużyteczna i jak darmozjad. Skoro na razie czuję się dobrze, to mogę się na coś przydać, choćby w tak błahej sprawie, jakim jest rozłożenie sztućców na stole.

W kuchni spotykam Harrego i Jamesa, którzy na mój widok uśmiechają się szeroko i zamykają mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Gratulacje, Shai! - Woła Harry.

Nie no, to się już naprawdę zaczyna robić śmieszne. Przeraża mnie ta skręcająca się lista osób, które jeszcze nie wiedzą o mojej ciąży. Jak tak dalej pójdzie, Theo dowie się jeszcze przed deserem.

- Dzięki, skąd wiecie? - Patrzę na nich podejrzliwie.

- Maria nam powiedziała, że nasz brat strzelił gola - śmieje się James.

- Oczywiście wiecie, że to jest tajemnica i Theo na razie nie ma się o tym dowiedzieć? - Upewniam się, a oni natychmiast kiwają głowami.

- Spoko Shai, będziemy milczeć jak grób - zapewnia mnie Harry. - Masz to u nas jak w banku!

No jasne.

- Okej, chodźmy do stołu zanim wszystko wystygnie - mówi James, więc kierujemy się w stronę jadalni.

Siadam między Theo i Marią. Panuje wesoły gwar, jak zwykle w tej rodzinie. Każdy ma coś interesującego do powiedzenia, z czym dzieli się z rodziną podczas wspólnych posiłków.

-  Lilian, jedz normalnie, a nie grzebiesz  w tym makaronie jak mały dzidziuś - mówi Jessica.

- A ciocia Shai ma w brzuszku małą dzidzię!

CDN.

Maraton zakończony 😏
Dziękuję, że udział 😏😎
Dobranoc! 💕🌚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top