64.
Philip zawozi mnie i Jessicę do jej domu, żebyśmy mogły się przebrać i przygotować do kolacji. Biorę szybki prysznic, robię delikatny makijaż i zakładam sukienkę z długim rękawem w kolorze butelkowej zieleni, która jest nieco luźniejsza, więc tuszuje malutki ciążowy brzuszek.
Włosy urosły mi na tyle, że sięgają poniżej ramion i jestem w stanie zrobić sobie ładnego warkocza. Zakładam jeszcze czarne rajstopy, bo na dworze jest okropnie zimno. Co prawda nie ma śniegu, ale wieje mroźny wiatr. Choć jadę samochodem, nie chcę dopuścić do przeziębienia. Wolałabym nie zachorować w ciąży...
- I co, gotowa? - Pyta Jessica, wchodząc do mojej sypialni.
- Tak - odpowiadam i ustawiam się do niej bokiem. - Widać?
- Niezbyt - Jessica przewraca oczami. - Powinnaś nosić ten brzuszek z dumą i pokazać go światu. Nosisz w sobie małą istotkę, to powód do dumy!
- Wiesz o co mi chodzi - odpowiadam, również przewracając oczami.
- Dobra chodź i nie marudź - mówi Jess i ciągnie mnie za rękę w stronę samochodu Philipa.
Wsiadamy i odjeżdżamy z powrotem do domu rodziny Taptiklis. Philip wciąż opowiada o czasach kiedy Theo był mały. Miło jest posłuchać tych historii, bo niektóre z nich są naprawdę śmieszne. Na przykład jak Theo tak bardzo nienawidził brukselki, że za każdym razem, gdy mieli ją na obiad, chował ją do kieszeni, a następnie w specjalnej skrytce w ogrodzie. Nic by się nie wydało gdyby nie to, że ich pies odnalazł to miejsce i zeżarł całą brukselkę. Później miał okropne problemy z jelitami, chodził po domu i prykał, uprzykrzając życie rodzinie Taptiklis. Theo zauważył, że brukselka zniknęła z jego skrytki, ale długo nie przyznawał się, że to pies ją zjadł i teraz ma problemy z jelitami. W końcu jednak musiał to zrobić.
- I w końcu w domu przestało śmierdzieć zgniłymi jajami - śmieje się Jessica.
Kręcę głową, wyobrażając sobie małego Theo, który kombinował jak koń pod górę, żeby tylko nie zjeść brukselki.
Moje dziecko będzie jadło wszystkie warzywa i owoce, już ja tego dopilnuję. Nauczę je jeść organiczne jedzenie, żeby było zdrowe, a nie zapychało swoje ciało jedzeniem z fast foodów.
***
- Ciocia Shai! - Wola Lilian, rzucając się na mnie.
- Lilian, uważaj! - Woła Jessica i szepcze dziewczynce na ucho. - Musisz być teraz ostrożna, bo ciocia nosi teraz w brzuszku małego dzidziusia.
- Dzidziusia? - Powtarza Lilian i delikatnie dotyka mojego brzucha. - A dlaczego go połknęłaś ciociu?
- Nie połknęłam go - zaczynam się śmiać. - Po prostu rośnie w moim brzuszku wiesz? A jak będzie wystarczająco duży, to z tego brzuszka wyjdzie.
- A jak to zrobi? - Lilian wytrzeszcza swoje duże oczka.
- Znajdzie jakiś sposób - uśmiecham się do niej, po czym szepczę jej na ucho. - Ale to jest tajemnica, rozumiesz? Nie mów nic wujkowi Theo, dobrze?
- Oczywiście, ciociu - rzuca Lilian i biegnie bawić się ze swoim kuzynostwem.
CDN.
🌚🌚🌚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top