63.
Zostajemy w domu rodziny Taptiklis na cały dzień. Jane cały czas pilnuje, żebym dużo jadła, parzy mi specjalne herbatki, wyciska sok z owoców i skacze nade mną, jakbym co najmniej była królową angielską.
Theo w końcu daje za wygraną i nie wchodzi nam w drogę. Zaszywa się w swoim pokoju i z niego nie wychodzi, przez co czuję ulgę, bo przynajmniej nie widzi tego całego cyrku. Jednak nie chcę, żeby Jessica znów była smutna, więc zgadzam się na cały ten ich program opieki nade mną.
- Kiedy jedziecie z Theo na plan? - Pyta Jane, biorąc do ręki kalendarz. Mruczy coś do siebie pod nosem, jakby coś obliczała.
- Za pięć dni - odpowiadam, czując strach na samą myśl. Robert nie będzie zadowolony... Ostatnio się na mnie uwziął i jak jeszcze się dowie, że jestem w ciąży i do niektórych scen trzeba będzie wynająć dublerkę... Mój brzuch jeszcze tydzień temu był mniejszy, ale z każdym dniem wydaje mi się coraz większy. A za miesiąc już na pewno będzie widać i być może, trzeba go będzie tuszować.
Nie wiem jak długo uda mi się ukrywać ciążę przed Theo. Ale skoro teraz się nie domyślił... Może mi się udać.
- Umówię cię przed wyjazdem do ginekologa, dobrze? - Mówi Jane i bierze swój telefon. - Pojedziemy do naszej ginekolog, jest najlepsza w całej Anglii.
Kiwam tylko głową, a Jane wychodzi, żeby zadzwonić. Muszę iść w końcu do lekarza i sprawdzić, czy z dzieckiem wszystko jest w porządku. Powoli przyzwyczajam się do myśli, że będę mamą. Zalewa mnie fala ciepła, gdy tylko pomyślę, że za ponad pół roku będę trzymała w ramionach małą kruszynkę. Mam nadzieję, że dzidziuś będzie podobny do Theo...
Jestem okropnie ciekawa, czy noszę pod sercem chłopca czy dziewczynkę. Najważniejsze jest dla mnie to, aby było zdrowe. Reszta się jakoś ułoży.
***
- Zaprosiłam wszystkich na kolację - oznajmia Jane, a ja jęczę w duchu. Uwielbiam tę rodzinę, ale nie chcę się przed nimi w jakikolwiek sposób zdradzić... Wystarczy, że poczuję nie ten zapach co trzeba, a mogę zwymiotować przy stole.
- Maria przywiezie moje dzieci? - Pyta Jessica, momentalnie robiąc się smutna. - Stęskniłam się za nimi.
- Tak. Jess... Musisz im wytłumaczyć delikatnie, że nie rozmawiasz z Rhydianem - mówi ostrożnie Jane.
- Powiem im, że już nie mają ojca i tyle - odpowiada twardo Jessica.
- Tego nie możesz im zrobić. Jakikolwiek by nie był, to zawsze ich ojciec.
- Niech idzie do dziecka, które zrobił Ruth! - Krzyczy Jessica i wychodzi z kuchni, trzaskając drzwiami.
Jane wzdycha i ukrywa twarz w dłoniach. Kładę jej rękę na ramieniu, żeby pokazać jej wsparcie.
- Rozumiem ją - mówię, a Jane kiwa głową.
- Ja też, ale mają razem dzieci, powinni pomysleć o ich dobru, a nie o swoich kłótniach. Jak ja nie znoszę tej dupodajki!
Już mam przyznać jej rację, kiedy wchodzi Philip i uśmiecha się szeroko, widząc mnie. Podchodzi bliżej i ściska mnie na powitanie.
- Gratulacje! - Woła radośnie. - Strasznie się cieszę, że będę dziadkiem! Mam tu coś dla mojego wnuka lub wnuczki - podaje mi pluszowego słonika z podniesioną trąbą.
- Dziękuję bardzo - wymuszam uśmiech.
Trudno w tej rodzinie utrzymać tajemnicę.
CDN.
💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top