60.
Budzę się rano, z przerażeniem stwierdzając, że jestem całkowicie naga i czyjeś ramiona obejmują mnie mocno.
Delikatnie odwracam głowę i przymykam oczy, myśląc jak wielką jestem idiotką. Przespałam się z Theo, dałam mu nadzieję, że do siebie wrócimy... Ale nawet dobry seks tutaj nie pomoże, skoro nadal mu nie ufam. Może mi wmawiać, że mnie kocha, a za plecami pieprzyć swoją byłą...
Nie chcę znowu cierpieć, tym bardziej, że teraz jestem w ciąży i nie powinnam się denerwować. Mój dzidziuś musi być zdrowy, więc jego mamusia zamierza zadbać o to, żeby było mu dobrze.
Powinnam iść do lekarza... Może zrobię to jeszcze tutaj w Anglii... Później, gdy wrócimy na plan może nie być na to czasu. A ja muszę wiedzieć, czy ciąża przebiega prawidłowo.
- Shai, ale mnie boli głowa, nie pamiętam nic z... - do pokoju wchodzi nagle Jessica, ale gdy widzi mnie i Theo, nagich w łóżku, przykrytych tylko cześciowo kocem, cofa się, wytrzeszczajac oczy. - Eeee, to ja chyba przyjdę później! - I wychodzi szybko.
Wzdycham, zastanawiając się, co sobie o nas pomyśli. Na pewno stwierdzi, że jestem skończoną kretynką, która nie może oprzeć się Theo. Sama mam o sobie takie zdanie.
- Kochanie? - Słyszę cichy głos Theo, który otwiera powoli oczy. Opiera się na łokciu i całuje moje nagie ramię. - Wczoraj było cudownie. W końcu poczułem, że moje życie ma nadal sens...
- Theo, ale to niczego nie zmienia - stwierdzam, powoli podnosząc się z łóżka. Zaczynam szukać ubrań w walizce, bo nie uśmiecha mi się paradować nago przed Theo. Czuję też, że skręca mi się żołądek, mdłości dopadają mnie w najmniej oczekiwanej chwili. Całą siłą woli próbuję powstrzymać odruchy wymiotne.
- Shai, nie mów tak. Ty kochasz mnie, a ja ciebie. Musisz mi wybaczyć - Theo podnosi się z łóżka i staje przede mną nagi. Wygląda jak grecki bóg...
- Theo, proszę się, potrzebuję czasu - odpowiadam. - Nie potrafię ci zaufać. Muszę to wszystko przemyśleć.
- Dam ci tyle czasu, ile trzeba. Pamiętaj, że kocham cię najbardziej na świecie - całuje mnie delikatnie w usta i wychodzi z pokoju, wcześniej ubierając szybko swoje ciuchy.
***
Schodzę do kuchni, gdzie siedzą już Jessica i Theo, szykując śniadanie.
- Chcesz kawę, Shai? - Pyta Jessica, a do mojego nosa dochodzi zapach kawy. Robi mi się okropnie niedobrze, więc zakrywam ręką usta i wybiegam szybko, kierując się do łazienki, gdzie zaczynam wymiotować.
CDN.
Maraton? 😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top