57.

Odbieram walizkę i kieruję się do wyjścia. Jestem okropnie zmęczona, bolą mnie plecy i co chwile musiałam korzystać z toalety. Czytałam, że macica się powiększa i naciska na pęcherz, co nie jest przyjemne podczas kilkunastu godzin lotu samolotem.

Zauważam Jessicę, która uśmiecha się do mnie smutno. Widzę po jej twarzy, że musiała ostatnio dosyć często płakać.

- Shai! Dziękuję, że przyleciałaś! Jeszcze raz wszystkiego dobrego w nowym roku - mówi, przytulając mnie.

Od kilku dni mamy nowy rok. Święta spędziłam użalaniu się nad sobą, a tuż przed sylwestrem dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Przywitałam nowy rok niezbyt entuzjastycznie.

- Cześć, Jess, wzajemnie - odpowiadam i rozglądam się niespokojnie.

- Nie ma tu Theo, spokojnie - Jessica pomaga mi z walizką i kierujemy się na parking. Jak zwykle mylą mi się strony i otwieram drzwi kierowcy. Kręcę głową nad własną głupotą i przesiadam się na miejsce pasażera.

Jessica siada za kierownicą i odjeżdżamy.

***

Jestem zaskoczona, gdy podjeżdżamy pod dom Jessici, ale niczego nie komentuję. Widzę, że chce ze mną porozmawiać na osobności, więc zaczynam się trochę martwić. Mimowolnie dotykam brzucha, to w ostatnich dniach pomaga mi się uspokoić. Myślę zawsze o moim maluszku, którego nie powinnam denerwować.

- Co ty się tak maklasz po tym brzuchu? - Pyta podejrzliwie Jessica.

Zamieram na ułamek sekundy.

- Trochę boli mnie brzuch po tej podróży - kłamię.

Wchodzimy do domu, a ja jestem zaskoczona ciszą, jaką tu zastaję.

- Gdzie jest Lilian i Brad? - Pytam, ściągając kurtkę.

- U Marii - odpowiada Jessica. - Pokażę ci twój pokój, więc możesz się odświeżyć po podróży, czy coś.

Kierujemy się schodami na górę. Sypialnia jest dosyć duża, ściany błękitne, a meble białe.

- Rozgość się - rzuca Jessica i wychodzi.

Odkładam walizkę i zaczynam z niej wyciągać coś na przebranie. Jedyne o czym marzę to sen. Jestem potwornie zmęczona i kleją mi się oczy, dlatego zamiast kąpieli w wannie, wybieram szybki prysznic na rozbudzenie.

***

Schodzę na dół, do kuchni, gdzie siedzi Jessica. Zanosi na stolik w salonie niezdrowe przekąski i wino. W mojej głowie zapala się czerwona lampka. Nie mogę pić alkoholu, jestem w ciąży...

- Ja nie piję - mówię, a Jessica parska śmiechem.

- Musisz się ze mną napić. Potrzebuję kogoś, z kim mogę wypić całe to wino i zapomnieć o problemach.

- Jestem na antybiotyku, wybacz - kłamię i uśmiecham się do niej przepraszająco. - Ale ty możesz pić.

- Jak wolisz, całe wino dla mnie - wzrusza ramionami i siada na kanapie.

Sięgam po serowe cheetosy, na które miałam ochotę już od dłuższego czasu. Nigdy specjalnie za nimi nie szalałam, więc wygląda na to, że moje dziecko będzie fanem cheetosów jak jego tata.

- A teraz mów co się stało, że musiałam tak szybko do ciebie przyjechać - odzywam się, wciąż napychajac buzię chrupkami.

Jessica bierze spory łyk wina, a jej oczy napełniają się łzami.

- Muszę przyznać, że trochę ci się dziwiłam, że nie chcesz dać Theo drugiej szansy - zaczyna Jessica, a ja marszczę brwi. - Przecież miłość powinna przezwyciężać wszystko... Każdy błąd można naprawić, jeśli się tylko bardzo chce...

- Jess, co to ma... - mówię, denerwując się, ale ona mi przerywa.

- Już teraz cię rozumiem.

Zalega cisza, a ja zastanawiam się, o co chodzi i do czego zmierza ta rozmowa.

- Ostatnio na kolacji mieliśmy niespodziewanego gościa. Przyszła Ruth...

Automatycznie w mojej głowie pojawia się ona z Theo w łóżku. Nie potrafię nic na to poradzić, że ciągle ich widzę... Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Cholerne hormony!

- Przyszła nam oznajmić, że jest w ciąży.

Na moment przestaję oddychać. Nie... Ona nie może nosić pod sercem dziecka Theo... To ja jestem w ciąży!

- W ciąży z Rhydianem.

Wytrzeszczem oczy, jestem w głębokim szoku. Co takiego?!

- Że co?!

- Stała tam i patrzyła się na mnie z tą swoją wyższością i szyderczą miną... Shai, mój mąż będzie miał dziecko z tą dziwką - Jessica wybucha płaczem, a ja razem z nią. Przytulam ją mocno, myśli przebiegają przez moją głowę jak oszalałe... Ta kobieta nie zna żadnych granic... Rozwaliła rodzinę! Myślałam, że nie mogę już bardziej jej nienawidzić, ale teraz wiem, że jest inaczej.

- Tak mi przykro, Jess - mówię po kilku minutach, kiedy obie się uspokajamy.

- Nie wiem, co mam powiedzieć dzieciom... Wciąż są u Marii, bo nie chcę, żeby widziały swoją matkę w takim stanie - Jessica wypija resztę wina i dolewa sobie więcej.

***

Oglądamy filmy, a Jessica jest już bardzo pijana. Serce mi się kraje, gdy widzę ją w takim stanie, tak bardzo cierpi... Sama jestem w takiej sytuacji... Ruth niszczy nam wszystkim życie.

Nagle słyszymy, że ktoś wchodzi do salonu.

- Shai?!

Odwracam się i jęczę w duchu. To Theo.

CDN.

Miłej niedzieli 💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top