51.
• Shailene •
Dziękuję starszemu mężczyźnie i zaczynam szybko biec po schodach na górę. Jest ich tak wiele, że po chwili zaczynają mnie boleć mięśnie, ale nie przestaję biec.
Gdy docieram do domu dziadków Theo, nie mogę złapać oddechu ze zmęczenia i od tego, że płaczę jak nienormalna. Nie mogę tego powstrzymać, właśnie zawalił mi się świat. Dlaczego to wszystko musi tak bardzo boleć? Dlaczego muszę go kochać tak mocno? Dlaczego nadal go kocham, skoro przy pierwszej lepszej okazji przespał się z Ruth?
Wygrała. Theo bardzo łatwo jej uległ, bo wciąż do niej coś czuje. W końcu byli ze sobą sześć lat, to duża część jego życia, o której nie tak łatwo zapomnieć. Jest śliczna, zgrabna, doświadczona. Na pewno pozwalała mu w łóżku na wszystko, cokolwiek tylko chciał zrobić. Brakowało mu tego, więc skorzystał z okazji i poszedł z nią do łóżka.
Starałam się sprostać jego wymaganiom, ale jak miałam to zrobić? Moje życie seksualne nie było tak urozmaicone, żebym była w stanie.
Bolą mnie niespełnione obietnice, jakie złożył. Dał mi nadzieję, że już zawsze będziemy razem. Kupił dom. Chciał się ze mną ożenić, mieć dzieci...
Dlaczego kłamał?
Udaje mi się dosyć cicho przejść do pokoju. Zaczynam pospiesznie pakować swoje rzeczy, wrzucając je byle jak do walizki. Udaje mi się to zrobić dosyć sprawnie, więc rozglądam się jeszcze, sprawdzając, czy czegoś nie zapomniałam. Zauważam koszulkę Theo i długo walczę ze sobą, w końcu pakując ją do swojej walizki. Pewnie będę jeszcze bardziej cierpieć, gdy jak głupia wtulę się w nią, wdychając zapach Theo. Ale jestem słaba. Bez niego jestem słaba.
Wychodzę z pokoju i idę do salonu, gdzie znajdują się dziadkowie Theo. Staram się ogarnąć, ale chyba jest jeszcze gorzej - nowe łzy nie przestają spływać po moich policzkach. Zastanawiam się, czy człowiek ma w sobie niewyczerpany zapas łez, czy kiedykolwiek się kończy?
- Shailene, Boże, co się stało? - Pyta Sofija, patrząc na mnie z przerażeniem. Podnosi się z kanapy i podchodzi do mnie.
- Muszę już jechać - odpowiadam roztrzęsionym głosem. Moje ciało się trzęsie, choć na dworze jest ciepło. - Chciałam bardzo podziękować za gościnę, bardzo mi się spodobało Santorini. Są państwo bardzo miłymi ludźmi, cieszę się, że was poznałam.
- Kochanie, co Theodore ci zrobił? - Przytula mnie, a ja słysząc jego imię, wybucham spazmatycznym płaczem. Sofija jeszcze bardziej mnie ściska, pozwalając się wypłakać. Dziadek Theo tylko patrzy na nas zmartwiony, ale niczego nie komentuje.
- Muszę już iść - odrywam się od niej i wycieram policzki, starając się uspokoić oddech. - Jeszcze raz dziękuję. - Podchodzę do Sokratisa i ściskam jego rękę. - Dziękuję, miło było poznać.
- Ciebie też, moje dziecko. Mój wnuk na ciebie nie zasługuje - zaskakuje mnie, mówiąc po angielsku.
Próbuję się do nich uśmiechnąć, co chyba mi się nie do końca udaje, po czym wychodzę. Znowu schodzę tymi przeklętymi schodami, mając nadzieję, że zdążę na prom do Aten.
Udaje mi się w ostatniej chwili. Siadam między tutejszymi ludźmi, wokół słysząc tylko język grecki, którego kompletnie nie rozumiem.
Przez internet rezerwuję lot do Berlina, a z Berlina do Los Angeles. Chcę już zobaczyć moją rodzinę...
***
Pilot informuje nas, że podchodzimy do lądowania w Los Angeles. Jestem wykończona po tylu godzinach lotu. Nie spałam ani przed chwilę, przed oczami wciąż miałam Theo, który mówi mi, że spał z Ruth.
Napisałam bratu, żeby odebrał mnie z lotniska. Chcę, żeby mnie przytulił i zapewnił, że moje życie się ułoży.
CDN.
😚😚😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top