42.

• Theo •

Kilka godzin później wychodzę z pokoju. Jest mi strasznie głupio, że nakrzyczałem na Shailene, która chciała mi sprawić przyjemność. Jestem beznadziejnym chłopakiem, zawaliłem na całej lini. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby przespać się z Ruth. To jest największy błąd jaki w życiu popełniłem.

Czy powiem Shailene prawdę? Zasługuje na szczerość... Ale wiem, że mnie zostawi, gdy tylko się dowie. A ja nie wyobrażam sobie życia bez niej.

Co mam zrobić?

Wyrzuty sumienia dosłownie zżerają mnie od środka. Oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas. Dlaczego w ogóle poszedłem do tego mieszkania? Gdybym stanowczo jej odmówił i wrócił do hotelu, teraz byłbym spokojny o swoją przyszłość. A ona bardzo mnie przeraża.

***

Shailene śpi na kanapie w salonie. Przykrywam ją bardziej kocem i całuję w czoło. Jest taka piękna i dobra. Dlaczego potrafię ją tylko ranić? Nienawidzę się za to, że jestem odpowiedzialny za jej łzy.

Kieruję się do kuchni, gdzie wciąż leży nasz nieruszony obiad. Zaczynam sprzątać, czując się wyjątkowo podle. Wylądowałem na niej swoją złość, podczas gdy powinienem błagać ją na kolanach o wybaczenie.

Biorę do ręki telefon i znajduję stronę z restauracją organiczną. Składam zamówienie, po czym wykładam naczynia na stół, zapalam świeczki i zastanawiam się, skąd mam wziąć kwiaty. Rozglądam się, ale zauważam tylko kaktusa na parapecie. Kładę go na stole między talerzami. Lepszy rydz niż nic, a Shailene kocha naturę w każdej postaci.

Zauważam, że Shailene zaczyna się przebudzać, więc podchodzę bliżej. Gdy mnie widzi, automatycznie robi się smutna. Siadam obok niej i przytulam ją mocno.

- Przepraszam, kochanie - szepczę jej do ucha. - Jestem skończonym idiotą, który nie zasługuje na taką wspaniałą dziewczynę jaką jesteś ty.

Shailene wtula się tylko w moją szyję, czuję jej łzy, które spływają na moją koszulkę.

- Przepraszam, Theo - mówi, a ja marszczę czoło.

- Niby za co? Jesteś cudowna, a ja wszystko psuję.

- Nie chcę cię stracić - zaczyna płakać jeszcze bardziej. - Boję się, że pewnego dnia uznasz, że nie jestem dla ciebie wystarczajaco dobra i mnie zostawisz.

- Kocham cię, Shai - całuję jej miękkie od płaczu usta. - Jesteś dla mnie najważniejsza, pamiętaj o tym.

- Ja ciebie też - odpowiada i wplątuje palce w moje włosy, przyciągając mnie bliżej. Pogłębiam nasz pocałunek, moje ręce wędrują pod jej bluzkę, którą powoli z niej ściągam. Jestem zaskoczony, widząc, że nie ma na sobie stanika.

- Chcesz, żebym dostał ataku serca? - Pytam i zaczynam całować jej dekolt i piersi, ściskając je lekko. Czuję, że w moich bokserkach ktoś budzi się do życia. - Są takie idealne - mruczę, biorąc do ust jej sutek.

Przerywa nam dzwonek do drzwi. Jęczę z rozczarowaniem i odsuwam się od Shailene.

- Spodziewamy się kogoś? - Pyta ze zdziwieniem.

- Zamówiłem kolację - odpowiadam i wstaję, kierując się do drzwi. Po drodze chwytam jeszcze portfel.

Odbieram zamówienie i idziemy do kuchni, Shailene nie założyła z powrotem bluzki, co mocno mnie dekoncentruje.

- Postarałeś się - stwierdza Shailene i siada przy stole.

- To ty się dzisiaj postarałaś, a ja tego nie doceniłem. Chciałbym cię za to bardzo przeprosić.

- Nie szkodzi, źle się czułeś, rozumiem - uśmiecha się do mnie, a ja mam ochotę zrobić sobie coś bardzo bolesnego.

Dlaczego ona musi być taka wspaniała? Nie zasługuję na nią.

- Theo, co ten kaktus robi na stole? - Shai wybucha śmiechem.

- To jedyny kwiat, który znalazłem, a chciałem, żeby było ładnie - szczerzę zęby.

- Jesteś słodki - stwierdza Shai. - Czym sobie zasłużyłam na takiego cudownego chłopaka?

Niczym. Jestem najgorszym chłopakiem pod słońcem.

CDN.

😚😚😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top