41.


Shailene •

Następnego dnia próbuję się dodzwonić do Theo, ale ma wyłączony telefon. Pewnie rozładował mu się telefon i nie spakował ładowarki...

Ubieram się i zastanawiam się, co przygotować na obiad. Theo nie przepada za organicznym jedzeniem, którym go raczę, więc może wyskoczę do sklepu po coś niezdrowego? Zrobię mu makaron z serem, który tak uwielbia, a dla siebie sałatkę i każdy będzie zadowolony.

Wsiadam do auta i jadę na małe zakupy, pamiętając o tym, że miałam później iść z Theo zrobić większe zapasy. W sumie nie ma co szaleć, bo niedługo wylatujemy do Grecji do jego dziadków. Już nie mogę się doczekać, aby zobaczyć kraj, z którego pochodzi.

***

Kończę przygotowywać obiad, nucąc wesoło pod nosem, gdy zauważam samochód Theo, którym wjeżdża na podjazd. Nakładam szybko jedzenie na talerze, żebyśmy mogli od razu zjeść. Na pewno jest głodny, zresztą jak zawsze.

Uśmiecham się szeroko i wybiegam z domu, żeby go przywitać.

- Cześć! - Przytulam się do niego, kiedy wysiada z auta. Obejmuje mnie i całuje w policzek. - Jesteś głodny? Właśnie robię obiad.

- Trochę źle się czuję, chyba się przeziębiłem - mówi, wyciągając walizkę z bagażnika.

Wchodzimy do domu, skąd wydobywa się zapach jednego z ulubionych dań Theo.

- Zrobiłam ci makaron z serem - uśmiecham się. - Specjalnie dla ciebie, nieorganiczny obiad.

- Shailene, naprawdę źle się czuję - mówi cicho, nawet nie patrząc na mnie.

- Ale to makaron z serem - odpowiadam zachęcająco.

- Nie jestem głodny.

Marszczę czoło, robi mi się trochę przykro. Chciałam żeby było mu miło, a wyszło jak zwykle. Postanawiam zmienić temat, bo widzę, że jest nie w humorze. Może coś poszło nie tak na spotkaniu?

- I jak? Zgodziłeś się na ten film? - Pytam.

- Tak, zaczynamy go kręcić po zakończeniu zdjęć do Wiernej.

- Będziesz musiał wyjechać?

- Nie, będzie nagrywany w Londynie, tylko kilka scen w Dublinie.

- To dobrze, będziesz mógł wracać do domu na noc - uśmiecham się. Nie chciałabym, żeby musiał wyjechać do innego kraju, kręcić film. Sama się zastanawiam nad zaprzestaniem grania w filmach. Chciałabym się zająć życiem rodzinnym, uprawianiem organicznego ogródka, może jakimś wolontariatem...

Theo nalewa sobie wody do szklanki i szybko ją wypija. Patrzę na jego twarz ze zdziwieniem. Wygląda tak, jakby nie spał przez całą noc. Może faktycznie jest chory?

- Nie zabrałeś ładowarki? Próbowałam się do ciebie dodzwonić... - zaczynam, ale Theo nie daje mi dokończyć.

- Musisz mnie zalewać pretensjami od początku mojego powrotu do domu?! - Zaczyna krzyczeć. - Może i zapomniałem, co cię to obchodzi?! Przestań mnie kontrolować, nienawidzę tego!

Cofam się i spuszczam wzrok, czując że w moich oczach zbierają się łzy. Theo podnosi na mnie głos naprawdę rzadko i tylko wtedy, gdy naprawdę odwalę coś głupiego. Ale teraz... Co ja mu takiego zrobiłam?

Nie patrząc na mnie, bierze walizkę i idzie na górę. Słyszę trzask drzwi. Jest mi smutno i przykro, patrzę na nieruszone jedzenie na talerzach i zaczynam płakać. Siadam na podłodze, obejmując kolana ramionami. Może naprawdę jestem zbyt natarczywa? Theo potrzebuje przestrzeni, może dusi się w naszym związku? Chcę dla niego jak najlepiej, żeby był szczęśliwy. Próbuję być dla niego dobrą dziewczyną, ale chyba mi nie wychodzi...

***

Spędzam cały dzień w salonie, przykryta kocem. Theo ani razu nie wyszedł z pokoju, więc może śpi. Sama też robię się coraz bardziej senna, więc nawet nie wiem kiedy odpływam.

CDN.

Dobranoc 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top