36.


Budzą mnie delikatne pocałunki składane na mojej twarzy. Otwieram leniwie oczy i widzę uśmiechniętego Theo.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - Wola i zaczyna mnie intensywnie całować. Przyciągam go jeszcze bliżej, tak, że praktycznie leży na mnie cały. Dobrze, że opiera ciężar na łokciach, bo by mnie przygniótł. - Masz ochotę na urodzinowy seks?

Uśmiecham się do niego nieśmiało, a on zaczyna ściągać ze mnie swoją koszulkę, w której śpię. Jego oczy zaczynają błyszczeć, jak zawsze gdy widzi moje piersi. Ściska je, po czym zaczyna całować najpierw jedną, a później drugą.

- Och, Theo - jęczę cicho. Nie chcę, żeby usłyszała mnie jego rodzina.

- Dobrze ci? - Pyta i zsuwa się niżej, całując wewnętrzną stronę moich ud. Zaczyna mi się robić okropnie gorąco.

- A nie widać? - Pytam, przymykając oczy, gdy czuję tam jego język.

- Słychać - odpowiada, przerywając tylko na krótką chwilę, po czym wraca do poprzedniej czynności.

Zapowiada się miły dzień, skoro jego początek jest taki przyjemny.

***

Śniadanie przebiega w miłej atmosferze. Jane informuje mnie, że dziś wieczorem przyjdzie na kolację cała rodzina Taptiklis, żeby świętować moje urodziny.

- Ależ nie trzeba, naprawdę - mówię, trochę zawstydzona.

- Jesteś dla nas jak córka, więc owszem, trzeba - odpowiada stanowczo Jane, a Philip przytakuje z uśmiechem.

- Co dostałaś od Theo? - Pyta zaciekawiona Jessica.

- Naszyjnik - wskazuję na swoją szyję, którą ozdabia złota biżuteria z niewielkim wisiorkiem w kształcie serca. Można go otworzyć, w środku jest nasze wspólne zdjęcie podczas pocałunku, które ponoć zrobiła Zoë, a Theo poprosił ją, żeby mu je wysłała.

- Piękny!

- Jest cudowny - potwierdzam z szerokim uśmiechem. - Dziękuję - całuję Theo delikatnie w usta.

- Kocham cię - odpowiada i nie czekając na moją reakcję, wstaje z krzesła. - Chodź, mamy do obejrzenia ostatni dom. Mam nadzieję, że nam się spodoba.

- Ja też.

***

Jedziemy dużym autem Theo pod wskazany adres. Po drodzę odpisuję na wszystkie wiadomości z życzeniami, które dostałam od rodziny i przyjaciół. Mama zadzwoniła wcześniej.

Gdy docieramy na miejsce, naszym oczom ukazuje się śliczny domek. Wokół jest spokój, słychać tylko odgłosy przyrody. Wysiadamy z auta, a Theo patrzy na mnie z uśmiechem.

- Jest piękny, co nie?

- Wspaniały! - Chwytam go za rękę i idziemy do drzwi.

- Już widzę jak bawimy się tu z naszymi dziećmi. Możnaby było im tu zaaranżować jakiś plac zabaw...

- I ogródek. Zawsze chciałam go mieć, żeby sadzić moje własne owoce i warzywa.

- Dla ciebie wszystko - odpowiada Theo. - Zobaczmy, jaki jest w środku.

***

Znaleźliśmy idealny dom. W środku jest przytulnie i miło, na tyle, że nie chcę za wiele zmieniać, bo dom mógłby stracić wtedy swój urok.

Theo podpisuje jakieś dokumenty z przedstawicielem od nieruchomości, gdy ja siedzę w salonie i dosłownie rozpiera mnie radość.

Po dłuższym czasie, Theo podchodzi do mnie i kładzie klucze na stole.

- Jest nasz - uśmiecha się, a ja podskakuję i rzucam mu się na szyję z głośnym okrzykiem radości. Całuję go mocno w usta, a on podnosi mnie do góry za pośladki, więc obejmuję go nogami w pasie. - Myślę, że powinniśmy go ochrzcić.

- Theo - śmieję się, gdy niesie mnie na górę, gdzie znajduje się sypialnia.

- No co? Mamy podwójny powód do świętowania! Twoje urodziny i kupno domu!

Otwiera drzwi i podchodzi do łóżka, kładąc mnie na nim delikatnie. Ściąga z siebie koszulkę, przez co widzę jego idealnie wyrzeźbiony tors. Kładzie się na mnie i zaczyna całować moją szyję.

- Pomyśl, ile wspólnych nocy nas tu czeka - mówi Theo, zabierając się za ściąganie moich ubrań. W końcu zostawia mnie nagą i zaczyna całować całe moje ciało.

- Jak mnie wkurzysz, to śpisz na kanapie w salonie - odpowiadam, oddychając szybciej.

- Będę cię traktować najlepiej jak potrafię. Zasługujesz na to - wpija się w moje usta, a ja zabieram się za rozpinanie jego spodni. Pomaga mi je zsunąć i pozbywa się ich razem z bokserami. Jego naprężona męskość opiera się o moje udo, gdy Theo zostawia mokre pocałunki na mojej szyi i dekolcie. Wkrótce wchodzi we mnie ostro, zupełnie inaczej niż rano. Wydaję z siebie zduszony okrzyk, ale przypominam sobie, że jesteśmy tu zupełnie sami i nikt nas nie usłyszy. Theo najwyraźniej myśli o tym samym, bo mówi:

- Krzycz. Uwielbiam, gdy to robisz - przyspiesza jeszcze bardziej, a z moich ust wydobywa się głośny jęk. Wbijam paznokcie w jego plecy, kiedy porusza się we mnie ostro i szybko. Pewnie będzie nieźle podrapany, ale to chyba go jeszcze bardziej nakręca.

Nie wierzę, że jestem taką szczęściarą. Oby nic nie zepsuło naszego szczęścia...

CDN.

Przewiduję dzisiaj mały maraton 💚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top