35.
Spacerujemy z Theo po Oxfordzie, które jest pięknym miastem, ma swój urok, który przemówił do mnie na tyle, że chciałabym tu zamieszkać.
Nie ma tutaj paparazzi, którzy śledzą każdy twój krok i łażą za tobą z kamerą, dlatego też możemy iść, obejmując się lub trzymając za rękę, co też robimy.
Opatulam się szczelniej szalem, bo mroźne powietrze atakuje moją skórę, która jest przyzwyczajona do ciepła.
- Ej, Rudolf, co z twoim nosem? - Śmieje się Theo.
- Och, zamknij się - posyłam mu krzywy uśmiech. - Zaraz mi odpadnie od tego zimna i będę wyglądała jak Voldemort.
- Nadal będę cię wtedy kochał.
- Pocieszające - ściskam mocniej jego rękę.
- Dobrze, więc proponuję gorącą czekoladę, ty mój zmarzluchu - ciągnie mnie do kawiarni.
W środku jest bardzo przytulnie. Ściany pomalowane są na pastelowy róż, wszystkie meble są białe, a po lewej stronie jest kominek, z którego wydobywa się kojący odgłos palonego drzewa. Siadamy przy nim i zdejmujemy kurtki.
Theo zamawia nam ogromne kubki gorącej czekolady i ciasto - dla mnie owocowe, a dla niego, oczywiście, czekoladowe.
- Tyle czekolady? - Uśmiecham się do niego złośliwie. - Może jesteś w ciąży, kochanie?
Theo poważnieje i odchrząkuje.
- Chciałbym mieć z tobą dziecko, Shai - mówi.
- Theo... To nie jest tak, że ja nie chcę, bo bardzo chcę - zaczynam. - Ale mamy do nagrania jeszcze jeden film. Nie chcę im robić problemów, żeby musieli tuszować moją ciążę. Wrócimy do tego tematu za kilka miesięcy, dobrze?
- Masz rację - odpowiada Theo. - Już nie mogę się doczekać. Będziesz wspaniałą mamą.
- Tak myślisz? - Pytam z uśmiechem.
- Jestem tego pewien. Wyobrażam to sobie... Będziesz nas męczyć tym swoim organicznym paskudztwem, a my w tajemnicy pójdziemy sobie do McDonalda. Fajnie mieć takiego partnera w małych domowych przestępstwach - Theo wybucha śmiechem, a ja kopię go w kostkę.
- Bardzo śmieszne! W ogóle nie muszę gotować, skoro tak bardzo tego nie lubisz. Żyw się w fast foodach, a w końcu z domu będzie musiał cię wyciągać dźwig przez okno, bo nie przeciśniesz się w drzwiach.
- Oj nie obrażaj się, kochanie - mówi łagodnie Theo. - Cieszę się, że moja kobieta dla mnie gotuje. Ale mogłabyś czasem uraczyć mnie hamburgerem. W końcu jesteś z Ameryki.
- Ej, Brytyjczyku - grożę mu palcem. - Masz coś do nas?
- Absolutnie nic. Uwielbiam Stany...
- Upojenia alkoholowego? - Wtrącam.
- Też.
Kelnerka w końcu przynosi nasze zamówienie, więc zatapiam usta w gorącej czekoladzie i czuję jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele.
- Mmm, pyszna.
- Wydaje mi się, że nie jest organiczna - Theo porusza brwiami.
- Raz na jakiś czas można sobie pozwolić. Lubię zdrowy tryb życia. Dzięki niemu lepiej się czuję.
- Kocham cię - odpowiada tylko Theo.
- Ja ciebie też.
***
Wracamy do domu pieszo, mimo tego, że temperatura na zewnątrz wynosi tylko trzy stopnie. Nie mogę się doczekać, aż wezmę gorącą kąpiel i wejdę pod ciepłą kołdrę.
- Nie martw się, w domu cię rozgrzeję - odzywa się Theo.
- W to nie wątpię - kręcę tylko głową z uśmiechem.
- Jutro skończysz dwadzieścia cztery lata. Starzejesz się.
- I kto to mówi? Za miesiąc będziesz miał trzydzieści jeden lat! Powinieneś powoli szykować się na tamten świat - żartuję.
- Najpierw się z tobą ożenię i spłodzę gromadkę dzieci. Kupię dom, zasadzę drzewo...
Byliśmy już oglądać kilka domów z ofert przygotowanych przez Jessicę, ale żaden nie miał w sobie tego czegoś. Jutro idziemy obejrzeć ostatni, który jest położony tylko dwa kilometry od domu rodzinnego Theo. Może to ten będzie tym właściwym?
- Nie mogę się doczekać naszej wspólnej przyszłości - mówię z uśmiechem, zatrzymując się. Theo przybliża się do moich ust i składa na nich namiętny pocałunek.
- Ja też, Shai.
CDN.
Co tam? 😏
PS Na zdjęciu piękne miasto Oxford 💚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top