34.

• Shailene •

Budzę się, gdy pilot ogłasza, że podchodzimy do lądowania. Rozciągam się, próbując rozluźnić zesztywniałe ciało, ale i tak niewiele to daje.

Theo nadal śpi jak zabity. Będzie z nim ciężko, jak go teraz obudzę... Jest okropnie marudny jak się porządnie nie wyśpi.

- Theo - całuję go w policzek, ale nie reaguje. - Theo! - mówię głośniej.

- Co?! - Mruczy gniewnie.

- Lądujemy. Jesteśmy w Anglii! - Informuję go entuzjastycznie.

- Chcę spać - odpowiada tylko i zamyka oczy.

Warczę ze złością i sama zapinam jego pas. Ja też jestem zmęczona, ale nie zachowuję się jak dziecko. Dlaczego to ja zawsze muszę być tą odpowiedzialną stroną?

- Fajnie. Zostawię cię tutaj, może stewardesy cię zdołają wykopać - krzyżuję ręce na piersiach.

***

- Ciocia Shailene! - Mała blondynka rzuca się na mnie, gdy wychodzimy z Theo z lotniska.

- Cześć, Lilian - podnoszę ją i całuje w policzek. - Tęskniłam za tobą!

- Ja za tobą też - uśmiecha się. - I za wujkiem Theo!

- Chodź do mnie, księżniczko! - Theo bierze ją na ręce i okręca wokół siebie. - Gdzie zgubiłaś Brada?

Chłopczyk podchodzi do mnie nieśmiało i wyciąga rączki. Podnoszę go i całuję w czoło, uśmiechając się do niego.

- Hej, Brad! Za tobą też tęskniłam!

On tylko jeszcze bardziej spuszcza głowę i wtula się w moje ramię. Kocham te dzieci tak, jakby były moimi własnymi. Podchodzimy do naszego komitetu powitalnego, gdzie stoją Jane, Jessica i Maria ze swoim dziesięcioletnim synem Colinem. Nie mam z nim aż takiego dobrego kontaktu jak z dziećmi Jessici, ale bardzo go lubię.

- Siema, Colin - przybijam z nim żółwika.

Jane zaczyna mnie ściskać i przykłada rękę do mojego brzucha, co trochę mnie peszy.

- Czy jest tam mój wnuk? - Pyta, patrząc na Theo surowo.

- Jeszcze nie, mamo - Theo przewraca oczami.

- Postaraj się bardziej, Theodore! - Grzmi Jane. - Co wy, pewnie rzadko się kochacie!

- Akurat z tym chyba nie mają problemu, mamo - śmieje się Jessica. - Nie czytasz gazet? - Pyta z kpiącą miną, a ja automatycznie się czerwienię. Pewnie chodzi jej o ten idiotyczny artykuł.

- Nie zajmuję się plotkami - odpowiada Jane i patrzy mi w oczy. - Postarajcie się o wnuka dla mnie!

- Jednego masz w drodze - odzywa się z uśmiechem Maria, gładząc się po wydatnym brzuszku.

- Ale potrzebuję ich więcej! Dlatego możecie się kochać tak często, jak sobie tego zażyczycie. Nie będziemy wam przeszkadzać.

- Mamo, przestań - Theo kręci głową i zaczynamy iść w stronę dużego auta, który jest w stanie pomieścić dziewięć osób.

W Anglii jest faktycznie okropnie zimno. Listopadowe powietrze przenika przez materiał mojego swetra i zaczynam się trząść.

- Cholernie zimno! - Zaczynam szczękać zębami.

- Witamy w Anglii - odpowiada obojętnie Jessica.

Kiedy wsiadamy do auta, Jessica przekazuje Theo teczkę z jakimiś informacjami.

- Tutaj macie różne oferty z domami.
Zarówno w Oxfordzie, jak i w Londynie.

Pomysł, aby zamieszkać razem z Theo napawa mnie szczęściem, ale także strachem. Nigdy nie sądziłam, że zamieszkam w Anglii...

- Ten jest ładny - mówi Theo, pokazując mi uroczy donek. - Wolisz być tutaj, czy zamieszkać w Londynie?

- Tutaj.

Oxford jest pięknym miasteczkiem i spokojnym, nie to co te tłumy w Londynie. Nie można normalnie przejść na ulicy.

- Zaczynamy budować naszą wspólną przyszłość, kochanie! - Uśmiecha się Theo i całuje mnie delikatnie w usta.

Za kilka dni skończę dwadzieścia cztery lata. Chyba pora, żebym się trochę ustatkowała.

CDN.

Dobranoc xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top