33.

Przed północą mamy lot do Angli, więc muszę obudzić Shailene, która śpi spokojnie na moim łóżku.

- Kochanie, obudź się - mówię i składam na jej twarzy delikatne pocałunki.

- Nie chce mi się wstać - jęczy i przyciąga mnie bliżej, żeby siegnąć moich ust. Zaczynamy się całować spokojnie i lekko, bez pośpiechu. Mam ochotę na jeszcze jedną rundę, ale nie mamy na to czasu, a poza tym Shai jest obolała po poprzednim seksie.

- Chcę kupić dla nas dom w Oksfordzie - mówię, a Shailene otwiera szeroko oczy. - Jessica wybrała dla nas kilka ofert, więc sprawdzimy je na miejscu. Potem może jakiś remont i urządzimy wspólnie nasz dom.

- Mamy zamieszkać razem? - Pyta z niedowierzaniem.

- No jasne, kochanie - całuję ją w policzek. - Chcę już zacząć nasze wspólne życie. Mieć z tobą dziecko, żebyś została panią Taptiklis...

- Theo James i Shailene Taptiklis - dziewczyna parska śmiechem. - Dalej nie będziemy wyglądać na małżeństwo.

- W dokumentach nazywam się Theodore Peter James Kinnaird Taptiklis, więc nie martw się kochanie. Ty i nasze dzieci będziecie mieli takie samo nazwisko jak ja.

- Nasze dzieci, taaa? - Puszcza mi oczko, a ja dotykam jej brzucha.

- Które pojawią się w niedalekiej przyszłości - uśmiecham się. Od zawsze marzyłem o dużej rodzinie. Chcę mieć przynajmniej czwórkę dzieci, jak moi rodzice. I jestem przekonany, że Shailene będzie dla nich najlepszą mamą.

- Najpierw musimy nagrać drugą część Wiernej - śmieje się Shai. - Robert by nas zabił, gdybym przyszła na plan z brzuchem.

- Drogi panie reżyserze, nie mam pojęcia jak to się stało! - mówię, udając jej  głos.

- To by była pana wina, drogi panie Theodore. Bez pana plemników nie byłabym w ciąży.

- Co racja, to racja - uśmiecham się. - Rozumiem, że jesteś spakowana?

- Tak. Muszę się tylko trochę ogarnąć i przebrać w coś cieplejszego. W Anglii pewnie jest okropnie zimno.

To prawda, pogoda nie jest najlepsza, ale jestem do tego przyzwyczajony, więc niezbyt mi to przeszkadza. Shai wychowała się w gorącej Kalifornii, więc każda niższa temperatura potęguje jej poczucie chłodu.

- Nie mam żadnej kurtki - marszczy czoło, zakładając na siebie bieliznę.

- Jessica ci coś pożyczy - wzruszam ramionami i podaję jej sukienkę. Po raz ostatni rozglądam się po pokoju, sprawdzając czy mam wszystko, biorę walizki i idę z Shailene do niej.

W tym czasie, gdy się przebiera, dzwonię po taksówkę na lotnisko.

***

Na lotnisku jak zwykle otaczają nas z każdej strony paparazzi. Gdybym tylko mógł, każdemu z nich spuściłbym niezły wpierdol za włażenie z butami w naszą prywatność. Ledwo się hamuję, gdy jeden z nich zadaje mojej Shailene głupie pytania dotyczące naszego ostatniego wyjścia do klubu.

- Odpierdol się i nie waż się tak do niej mówić - warczę, odpychając jego aparat, który trzyma niemalże na twarzy mojej dziewczyny.

- Jesteście razem? A może ona jest w ciąży? - Uśmiecha się głupkowato.

Ochrona na lotnisku pomaga nam przedostać się na odprawę. Lubię mój zawód, ale akurat towarzystwa tych kanali nienawidzę.

***

W samolocie w końcu mamy spokój. Głowa Shailene leży na moich kolanach, głaszczę ją po włosach i uśmiecham się. Cieszę się, że nie jesteśmy już pokłóceni.

- Dzwonił do mnie Will - odzywam się. - Ma dla mnie nową propozycję filmową, mamy się spotkać w Irlandii. Chcesz pojechać ze mną?

- Będę ci tylko przeszkadzać - uśmiecha się do mnie. - Zostanę z twoją rodziną, a ty szybko załatwisz to, co masz do załatwienia i do mnie wrócisz.

- Jak wolisz - chwytam jej dłoń i przybliżam do swoich ust, całując ją.

Czeka nas jeszcze wiele godzin lotu...

CDN.

Dobranoc 👋🏿

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top