20.
Kiedy kończy nam się piwo, Miles znajduje w swoim barku wielką butelkę whisky. Jesteśmy już tak pijani, że nie widzę wyraźnie, mam zamazany obraz. Rozmawiamy o różnych głupotach, aż w końcu zaczynamy temat seksu.
- Spałeś już z Shailene? - Pyta Miles.
- O tak - uśmiecham się głupkowato na samo wspomnienie.
- I co, jaka jest?
- Cudowna. A żebyś wiedział, co potrafią jej usta...
- Nie wierzę, że Shailene zrobiła ci loda - Miles wytrzeszcza na mnie oczy.
- Żeby to raz - poruszam brwiami i kładę ręcę z tylu głowy. - Zawsze myślałem, że jest takim słodkim, niewinnym aniołkiem, ale w łóżku to niezła diablica - śmieję się.
- Czekaj, czekaj - mówi powoli Miles, patrząc na mnie szyderczo. - Głośni sąsiedzi Ansela to wy?!
- We własnej osobie - odpowiadam dumnie.
Alkohol sprawił, że rozplątał mi się język i mówię Milesowi wszystko jak na spowiedzi. Nie potrafię kontrolować potoku słów wychodzących z moich ust.
- Dobra, stary, może się jakoś rozerwiemy? - Proponuje Miles.
- Zabrzmiało dwuznacznie - parskam śmiechem.
- Oj Theo, wiem, że na mnie lecisz, ale seks później - odpowiada i wstaje. - Mam ochotę na robienie kawałów...
- Mów dalej!
***
Zakradamy się do pokoju Ansela. Wchodzimy cicho do środka, na tyle ile jesteśmy w stanie, bo jesteśmy nieźle pijani.
Wygląda na to, że Ansel już śpi. Przy jego łóżku leżą idealnie przygotowane kapcie. Miles grzebie w plecaku, do którego schował kilka niezbędnych gadżetów dla kawalarzy. Wyciąga słoik majonezu, który później wlewa do kapci. Ja w tym czasie przestawiam wszystkie zegarki w jego pokoju, na końcu wyłączając jego budzik w telefonie.
- Okej, wychodzimy - rozkazuje Miles. Przed wyjściem, smarujemy jeszcze klamkę od wewnątrz klejem.
- Teraz Zoe... Co możemy jej zrobić? - Zastanawia się głośno Miles.
Wyciągam telefon i dzwonię do pizzerii. Przybieram piskliwy głos, który może trochę przypomina glos kobiety.
- Dobry wieczór, chciałam zamówić piętnaście pudełek pizzy diablo w rozmiarze grande... Hotel Loews... Pokój 1004... Moje nazwisko? Zoe Kravitz... Tak... Za godzinę?... Dobrze, nie ma sprawy... Dziękuję!
Miles w tym czasie wyciągnął z plecaka masło. Zaczynamy smarować podłogę przed pokojem Zoe.
- Wyjebie się z tymi kartonami - parska śmiechem Miles. - To masło jest strasznie śliskie.
- Pytanie, czy dostawca, czy Zoe - wtrącam i śmiejemy się jeszcze głośniej.
- No to co? Idziemy zapalić, może szklaneczka czegoś mocniejszego i wracamy na obserwację? - Proponuje Miles.
- Okej.
***
Chowamy się za zakrętem, kiedy dostawca niesie pudełka z pizzą. Jest ich tyle, że gdy idzie, widać tylko same jego nogi.
Odstawia pudełka na podłogę i podchodzi do drzwi, ślizgając się po drodze.
- Kurde, co tu tak ślisko? - Klnie i puka.
Po chwili otwiera mu zaskoczona Zoe.
- Dostawa pizzy - mówi dostawca, wskazując na wieżę stojącą obok niego.
- Słucham? Ja nic nie zamawiałam! - Zoe marszczy brwi.
- Hotel Loews, pokój 1004, Zoe Kravitz? - Wyciąga telefon i podaje dane.
- Tak, ale... Nie zamawiałam tego!
- Przykro mi, musi pani zapłacić. 230 dolarów się należy.
Zoe mruczy pod nosem przekleństwa i wraca do pokoju po portfel. My w tym czasie dosłownie dusimy się ze śmiechu.
Zoe wraca i wręcza chłopakowi pieniądze.
- Może mi pan podać numer, z którego zostało złożone zamówienie? - Pyta jeszcze, a ja wytrzeszczam oczy. Motyla noga.
- Jasne - zapisuje jej na kartce numer i odchodzi. Zoe wyciąga telefon i wpisuje numer.
- THEO! - Krzyczy i zaciska pięści. Podchodzi ze złością do pudełek, ale po drodze ślizga się i przewraca na plecy. Musimy sobie z Milesem włożyć pięści do ust, żeby nie usłyszała tego dzikiego rechotu wychodzącego z naszych ust.
- ZAMORDUJĘ CIĘ GOŁYMI RĘKAMI, JEŚLI CIĘ TYLKO SPOTKAM!
Ups.
CDN.
Okropny leń dopadł dzisiaj moją osobę. Miłego wieczoru 😏💚👌🏿👈🏿
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top