50.
Mija kilka dni, podczas których zaczynam się czuć trochę lepiej dzięki mojej mamie, która dba o mnie najlepiej jak umie. Wciąż jednak myślę o Theo, oglądam nasze wspólne zdjęcia, a ostatnio nawet odważyłam się obejrzeć film z naszego ślubu. Gdy sobie przypomnę, jak bardzo byliśmy szczęśliwi, Theo wciąż powtarzał mi jak bardzo mnie kocha, że jestem dla niego najważniejsza, nie mógł się doczekać, aż na świat przyjdą Hazel i Astrid...
Mieliśmy w przeszłości już wiele problemów... Jednak teraz sprawa jest o wiele bardziej poważna, nie widzę żadnego sensownego rozwiązania tej sytuacji... Theo mnie nie kocha. Nie chce, żebym była jego żoną, zostawił mnie w najważniejszym okresie mojego życia.
Nie mam pojęcia, gdzie jest, co teraz robi, o czym myśli. Codziennie sprawdzam pocztę, denerwując się niemiłosiernie. Boję się, że pewnego dnia znajdę tam papiery rozwodowe... To by mnie zabiło.
***
Od samego rana źle się czuję. Mój brzuch już się obniżył, więc lada dzień powinnam urodzić. Mam dziwne przeczucie, że to nastąpi szybciej niż myślałam... Obudziłam się w środku nocy i bolał mnie brzuch, jestem niespokojna. Co jakiś czas mam skurcze, ale nie wiem, czy to nie tylko fałszywy alarm.
A jeśli to dzisiaj jest ten dzień?
- Dziewczynki, chcecie wyjść już dzisiaj? - Pytam, dotykając brzucha. - Macie jeszcze kilka dni... Nie musicie się spieszyć... Chciałabym, żeby wasz tata tu był - wzdycham.
***
Śpię do południa i w końcu wstaję. Skurcze pojawiają się teraz bardzo często, przez co nie mogę już dalej spać, bo za bardzo boli. Moja mama wraz z Jane krzątają się po domu, sprzątając i przygotowując obiad.
Schodzę powoli po schodach i kieruję się do salonu.
- Cześć kochanie, czujesz się już lepiej? - Pyta mama, patrząc na mnie uważnie.
Kręcę głową i siadam na kanapie.
- Jane, czy kontaktował się z tobą Theo? - Pytam cicho.
- Nie, ja dzwoniłam do niego kilka razy i nie odbierał... Dodzwoniłam się do niego wczoraj, ale rozmawialiśmy bardzo krótko - odpowiada Jane.
- A mówił gdzie jest?
- Tak... Jest w Irlandii.
Co on co cholery robi w Irlandii?! Nagle spływa na mnie olśnienie. Wiem, kto tam mieszka, choć ostatnie miesiące spędziła w Anglii...
Zaczynam płakać. Zostawił mnie w zaawansowanej ciąży, żeby wrócić do tej wywłoki...
- Shai, to nie musi znaczyć, że jest tam z Ruth - mówi powoli Jane.
- A niby jak wpadłby na pomysł, żeby tam pojechać? - Wstaję z kanapy i czuję jak narasta we mnie żal i gniew. - Na pewno jest tam z nią! Zostawił mnie i swoje córki!
- Shai, on stracił pamięć, nie wie, co robi...
- Mam już tego dosyć, nie mam ochoty dalej żyć - ukrywam twarz w dłoniach.
- Nawet tak nie mów! - Moja mama patrzy na mnie ostro. Pewnie przypomniała sobie, że jeszcze nie tak dawno próbowałam się zabić. Też przez Theo... co za ironia losu. - Wszystko się w końcu ułoży, a ty masz dla kogo żyć! Twoje córki cię potrzebują!
Jak na zawołanie, czuję jak coś ścieka po moich nogach.
- Wody mi odeszły - mówię spanikowana.
KONIEC
części trzeciej
❤️❤️❤️
Dziękuję za czytanie mojej opowieści!
Zapraszam na część czwartą, którą znajdziecie na moim profilu:
Pozdrawiam ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top