46.
Następne dni są równie okropne. Theo pozostaje zimny i zdystansowany, nie chce spędzać ze mną czasu, tylko zaszywa się w swoim pokoju.
Chciałbym z nim normalnie porozmawiać, opowiedzieć mu o jego przeszłości, o nas... Ale on zawsze mówi, że jest zmęczony.
***
- Theo? - Pukam delikatnie do drzwi jego pokoju i wchodzę do środka.
Theo leży na łóżku i czyta książkę. Gdy słyszy, że wchodzę, podnosi wzrok i patrzy na mnie.
- Tak?
- Jadę... jadę kupić wózek dla dziewczynek - kładę rękę na swoim dużym brzuchu. Bliźniaczki ostatnio wciąż ruszają się niespokojnie, jakby odczuwały mój nastrój. - Pojedziesz ze mną do sklepu? Wybierzemy wspólnie jakiś ładny model...
- Wybacz, ale jestem zmęczony - odpowiada Theo.
Staram się ukryć jak bardzo zrobiło mi się przykro. Moje oczy jak zwykle wypełniają się łzami, zresztą płaczę ostatnio bez przerwy...
- Dobrze, więc odpocznij - mówię i wychodzę z pokoju.
Schodzę do salonu i biorę torebkę, po czym wychodzę z domu i kieruję się do auta. Wiem, że Jessica jest dzisiaj zajęta, więc postanawiam, że poproszę o pomoc Jane.
***
- Shai, skarbie - Jane przytula mnie do siebie. - Jak Theo?
- Bez zmian - wybucham płaczem. - Traktuje mnie jak powietrze, jakbym w ogóle nie istniała... widzę, że jest skrępowany moją osobą, patrzy na mnie jak na obcą osobę... On mnie nie kocha...
- Shai, posłuchaj mnie. Oczywiście, że Theo cię kocha. Po prostu na chwilę o tym zapomniał... Ale to uczucie cały czas jest w nim. Musicie tylko razem je odnaleźć.
Żeby to jeszcze było takie łatwe... Jak mam to zrobić, skoro Theo nawet nie chce ze mną rozmawiać? Unika mnie na wszelkie sposoby, jakby się bał, że będę od niego czegoś oczekiwała...
Jane głaszcze mnie po włosach, co mnie nieco uspakaja. Tęsknie za swoją mamą, tak bardzo chciałabym się wypłakać się na jej ramieniu w tej chwili, kiedy wali się moje życie...
- Dobrze, kochanie, to co? Jedziemy wybrać wózek? - Proponuje.
- Tak - uśmiecham się lekko.
***
Spędzamy w sklepie bardzo dużo czasu. Podobają nam się prawie wszystkie wózki, więc wybór jest ciężki... Rzecz jasna, ze względu na ciąże bliźniaczą, wybieram podwójny wózek, w kolorze czarnym z białymi wzorkami. Oprócz tego kupuję już smoczki, buteleczki, pieluszki, pampersy i wszelkie inne rzeczy potrzebne dla niemowlaków. Jane szaleje w dziale z ubrankami, wkrótce jej koszyk jest pełen śpioszków, czapeczek, sweterków, kaftaników...
Gdy podchodzimy do kasy, zostawiamy w sklepie niemałe pieniądze... Dziękujemy i wychodzimy z zakupami na zewnątrz. Jane chce mnie jeszcze zabrać do kawiarni, ale chcę już wrócić do domu.
***
Wchodzę do domu z zakupami, które zostawiam w salonkę. Wracam jeszcze po wózek, który stawiam przy zakupach. Theo, który akurat jest w kuchni, pojawia się w salonie.
- Chcesz zobaczyć co kupiłam? - Pytam, uśmiechając się.
- Eee... no tak - odpowiada, niepewnie.
Najpierw pokazuję mu wózek, a następnie ubranka, które kupiła Jane.
- Wybacz Shailene, ale jestem zmęczony i pójdę do siebie - zaczyna Theo.
- Ciągle jesteś zmęczony i zmęczony! - Nie wytrzymuję. - Theo, jeśli nie będziemy rozmawiać, to nigdy nie odzyskasz pamięci!
- Nie prosiłem się o to, okej?! Obudziłem się i miałem w głowie pustkę, a nagle okazało się, że mam żonę, dzieci w drodze... Sorry, ale musisz coś zrozumieć. Nie jestem tym samym Theo, którego znałaś przed tym całym wydarzeniem. Nie wiem jaki byłem, jaki miałem charakter... A ty oczekujesz ode mnie, że się w niego zmienię. Jak? Jak skoro nic nie pamiętam? Nie jestem pewny, jak ma wyglądać moje życie.
- O czym ty mówisz Theo?!
- Sam już nie wiem czego chcę, rozumiesz?!
- Theo, jestem twoją żoną! Już naprawdę niedługo zostaniemy rodzicami!
- Nie wiem, czy to jest odpowiednie życie dla mnie...
CDN.
DOBRANOC ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top