44.

Miesiąc później

Rodzina Theo załatwiła przewiezienie go do Anglii. Codziennie jeżdżę do szpitala z nadzieją, że się w końcu wybudzi ze śpiączki, ale on wciąż pozostaje w tym samym stanie. Nie wiem, czy jest sens mówić do niego, ale codziennie opowiadam mu o tym, co się nowego dzieje. Byłam również u ginekologa, żeby sprawdzić, czy z bliźniaczkami wszystko jest w porządku, bo przeżywam ostatnio ogromny stres. Na szczęście, moje córki mają się dobrze.

Gdy wracam do naszego pustego domu, zawsze chce mi się płakać. Powinnam być tu teraz z Theo i przygotowywać się na przyjście dziewczynek, bo zostały nam tylko dwa miesiące. Chciałam, żeby Theo był przy mnie, gdy będę rodzić. A teraz? Sama nie wiem... Potrzebuję jego wsparcia.

***

Jessica przyjeżdża do mnie rano, żeby razem ze mną pojechać do szpitala. Przygotowuję dla nas śniadanie, choć wcale nie jestem głodna. Odkąd Theo jest w śpiączce, straciłam apetyt, nie chce mi się w ogóle jeść.

- Cześć Shai, jak się czujesz? - Pyta i przytula mnie mocno. Jest dla mnie prawdziwym wsparciem w ostatnich dniach.

- Cześć, fizycznie dobrze, psychicznie... bez zmian - odpowiadam ze smutkiem.

- Będzie dobrze, zobaczysz, Theo obudzi się lada dzień - mówi Jessica i siada przy stole. Zaczynamy jeść śniadanie.

Jessica, podobnie jak ja, nie wygląda dobrze. Nie dość, że martwi się o brata, to ma problemy ze swoim mężem...

- Jak Rhydian?

Jessica wzdycha.

- Zachwycony swoim synem. Ruth przyjeżdża z Jacobem non stop, a on nie może jej nic powiedzieć... żeby jeszcze zostawiła małego i wyszła, ale ona przesiaduje u nas godzinami z tym swoim szyderczym uśmiechem. Nie wiem ile będę w stanie to znosić.

- Przykro mi.

- Mnie też, ale staram się być silna dla moich dzieci. Jacob też nie jest niczemu winny... Ruth ma w niego wylane, zresztą wiesz jaka jest, myśli tylko o sobie - mówi Jessica.

- Biedny maluch - stwierdzam. - Nie lepiej, żeby został u was? A Ruth miałaby dla siebie tyle czasu, ile miała przed urodzeniem dziecka.

- Coś ty, to dziecko to dobry pretekst, żeby nam mieszać w życiu, nigdy z tego nie zrezygnuje - Jessica spogląda na zegarek. - Dobra, skończmy ten temat i jedźmy już do mojego brata.

Kiwam głową i zaczynam się denerwować, tak jak zawsze gdy tam jedziemy. Boję się tego widoku... Nieprzytomny Theo, który pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że jestem przy nim... Chcę, żeby się w końcu obudził, żeby powiedział że mnie kocha, żeby zapewnił, że wszystko będzie dobrze...

***

W końcu docieramy do szpitala. Jak zwykle idziemy tymi samymi korytarzami i zmierzamy do tej samej sali. Theo leży nieruchomo na łóżku, nadal się nie obudził...

- Cześć kochanie - witam się i całuję go w policzek. Siadam na krześle obok łóżka i chwytam jego dłoń, głaszcząc ją.

- Hej brat - dodaje Jessica.

Siedzimy tak przez kilkanaście minut i w tym czasie czytam mu codzienną prasę, co zresztą robię codziennie. Nagle czuję jakby coś delikatnie ścisnęło moją dłoń.

- Jess, on się chyba budzi - stwierdzam.

- Co?!

Theo znów ściska moją rękę.

- Znowu ścisnął! Leć po lekarza! - Wołam i zrywam się na równe nogi. Pochylam się nad Theo. - Kochanie jestem tutaj, możesz się obudzić. Wróć do nas, proszę.

Powieki Theo zaczynają się delikatnie unosić. W tym czasie przychodzi lekarz z pielęgniarkami i Jess.

Theo otwiera oczy, które mrużą się od jasnego światła. Po chwili chyba się do tego przyzwyczaja, bo rozgląda się po pomieszczeniu.

- Theo! Kochanie, nareszcie! - Przytulam się do niego, ale on mnie nie obejmuje. Gdy się od niego odrywam, patrzy na mnie dziwnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.

- Kim jesteś? - Pyta.

CDN.

❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top