2.

Budzimy się dosyć wcześnie rano, bo mamy wizytę u ginekologa na 9. Czuję się dobrze i nie męczą mnie mdłości. Dzisiaj na szczęście się dowiem, w którym jestem tygodniu i będę mogła odliczać dni do końca pierwszego trymestru. Mam już dosyć tego, że przez większą część dnia jest mi niedobrze.

- Dzień dobry, kochanie - Theo całuje mnie delikatnie w usta, po czym pochyla się nad moim brzuchem i składa na nim delikatne pocałunki. - Cześć, maluchu, tam w środku wszystko w porządku? Jesteś głodny? Tatuś bardzo cię kocha, ciebie i twoją mamusię.

- Dobra, dobra, jak tak nas kochasz to zrób śniadanie, zaraz umrę z głodu - uśmiecham się, a na dowód zaczyna mi burczeć w brzuchu.

- Oho, to nie brzmi za dobrze - śmieje się Theo. - No, ale jesz teraz za dwóch, więc chyba muszę zrobić większe zakupy.

- Dla dwóch, a nie za dwóch ty ośle - przewracam oczami.

- Jak mnie nazwałaś?!

- Osioł.

- O nie, moja droga. Ta zniewaga krwi wymaga - i zaczyna mnie łaskotać.

Natychmiast dostaję padaczki ze śmiechu, a po policzkach ciekną mi łzy. Błagam o litość, ale mój chłopak nie uznaje czegoś takiego.

- Theo, błagam! Chce mi się siku, muszę teraz co chwilę chodzić do łazienki, a ty mnie łaskoczesz!

Theo natychmiast przestaje.

- Masz szczęście, bo za chwilę musiałbyś sprzątać - wytykam mu język.

- Idę zrobić śniadanie - całuje mnie jeszcze i wstaje.

Idę do łazienki, żeby się trochę ogarnąć, a następnie do garderoby, gdzie jest jeszcze dużo moich ubrań, bo nie zabrałam ich stąd ostatnim razem. W spodnie się nie zmieszczę, więc wybieram czarne leginsy i gdy próbuję włożyć jeden ze swoich sweterków, okazuje się, że są mi zbyt opięte. Nie wiem dlaczego, ale od razu chce mi się płakać. Nie jest to żaden poważny powód, ale łzy spływają po moich policzkach w zastraszajacym tempie. Sięgam po szary sweter Theo i ubieram go, po czym siadam na podłodze i dalej płaczę.

Po kilku minutach słyszę, że szuka mnie Theo.

- Tu jesteś - wchodzi do garderoby i marszczy brwi, widząc mnie. - Shai! Co się stało?! Coś cię boli?!

- Nie mieszczę się w swoje ubrania! - Łkam, a Theo kręci głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- I dlatego płaczesz?

- Tak.

Obejmuje mnie i podnosi z podłogi. Całuje mnie w czoło, lekko kołysząc.

- Bardzo ładnie wyglądasz w moich ubraniach - szepcze mi do ucha. - A teraz chodź, przygotowałem śniadanie.

- A robiłeś kawę? Od jej zapachu robi mi się niedobrze.

- Pamiętam o tym, dlatego zrobiłem nam herbaty - bierze mnie za rękę i prowadzi do kuchni.

Gdy czuję zapach jajecznicy, od razu ślinka napływa mi do ust. Nigdy nie szalałam za jajkami, a teraz w ciąży mogłabym je jeść pod każdą postacią.

***

Ubieramy kurtki i buty, Theo dodatkowo opatula mnie w gruby szal i czapkę. Patrzę na niego sceptycznie.

- No co, pada śnieg! Nie chcę, żebyś się przeziębiła.

- Jesteś kochany - mówię, upychając ukradkiem w kieszeni paczkę serowych cheetosów.

Wchodzimy do auta i zapinamy pasy. Zaczynam jeść chrupki, a Theo patrzy na mnie ze ściągniętymi brwiami.

- Czy to moje cheetosy?

- Nasze dziecko chyba je uwielbia, bo mogłabym je jeść bez przerwy.

Theo kładzie dłoń na moim brzuchu i masuje go delikatnie.

- Moja krew!

***

Czekamy na naszą kolej, aż w końcu zostaje wywołane moje nazwisko.

- Woodley Shailene!

Ściskam rękę Theo i wchodzimy razem do pomieszczenia. Przy biurku siedzi kobieta po czterdziestce.

- Witam, nazywam się doktor Green. Może się pani się położyć, a pan niech usiądzie obok. 

Kładę się i podciągam sweter. Theo gładzi mój brzuszek, uśmiechając się czule.

Doktor Green siada obok nas i uruchamia usg.

- To pani pierwsza wizyta?

- Tak - odpowiadam i ściskam rękę Theo.

- Dobrze, zaraz ustalimy w którym jest pani tygodniu i jak przebiega ciąża. Badanie nie jest bolesne.

Kiwam głową. Wkrótce czuję zimny żel na brzuchu i wzdrygam się lekko.

- Dobrze, widzę - mówi do siebie doktor Green. - Oho, to już 10 tydzień.

10? Zaczynam myśleć gorączkowo, kiedy mogło dojść do zapłodnienia... Prawdopodobnie na imprezie, na której Miles chodził nago z kubkiem na penisie. Ale nie jestem pewna, w tamtym okresie bardzo często się kochaliśmy.

- Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek - mówi doktor Green, uśmiechając się szeroko. - Spodziewają się państwo bliźniąt.

CDN.

Dział w matematyce zwany logiką wykończył mnie, więc poprosiłam Emcix111 , żeby mnie zabiła, co też uczyniła. To znaczy że zmarnęłam i zapisuję jej w spadku to konto.

Żegnajcie 😔🔫

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top