14.

Jestem już w szesnastym tygodniu ciąży. Nareszcie przestały mnie dręczyć mdłości, czuję się teraz taka pełna energii i najchętniej cały czas kochałabym się z Theo.

Brzuszek wciąż rośnie, a nagrywając film, musiałam go wciąż maskować, co nie było łatwe. Najczęściej nagrywali mnie powyżej brzucha, albo zasłaniali mnie innymi aktorami, z którymi grałam.

Byliśmy u lekarza, sprawdzić czy wszystko w porządku z naszymi maluszkami. Są teraz wielkości dużego jabłka i całkowicie zdrowe. Na następnej wizycie za trzy tygodnie poznamy płeć naszych bliźniaków. Już nie mogę się doczekać, wtedy możemy już pomyśleć nad imionami... Mam pomysł jak nazwać dziewczynkę, już dawno temu obiecałam sobie, że kiedyś dam to imię swojej córeczce...

***

Słyszę, że drzwi się otwierają, więc wychodzę z sypialni i widzę swojego chłopaka.

- Cześć, kochanie - całuje mnie delikatnie w usta, po czym schyla się z uśmiechem, całując mój brzuch. Lekarka mówiła, że dzieci powoli zaczynają słyszeć, więc w końcu te częste przemowy Theo mają sens. - Cześć, moje serduszka, tatuś bardzo was kocha.

- A mamusia kocha was i tatusia - uśmiecham się do niego.

- Tatuś też kocha mamusię. Do szaleństwa - zamyka mi usta gorącym pocałunkiem. Wplątuję palce w jego włosy, drugą ręką go obejmuję. Theo masuje moje plecy, w końcu jego ręce lądują na moim tyłku. Ściska go, po czym daje mi lekkiego klapsa. - Zbieraj się.

- Słucham? - Pytam, marszcząc brwi.

- Mam wolne aż do wtorku i zaplanowałem dla nas coś specjalnego - Theo uśmiecha się tajemniczo, po czym idzie do sypialni. Podążam za nim i widzę, że wyciąga dużą walizkę z szafy.

- Kiedy ty...?

- Jak byłaś u Zoë. Wylatujemy na weekend - oświadcza Theo.

- Ale gdzie?

- Nie powiem ci, bo to niespodzianka - posyła mi znaczące spojrzenie.

- I tak się dowiem na lotnisku - wzruszam ramionami.

- Nie sądzę. Wynająłem prywatny odrzutowiec.

- Theo! Nie masz na co wydawać pieniędzy?

- Mam. Na ciebie - całuje mnie w policzek. - Chcę cię traktować tak jak na to zasługujesz, więc po prostu musisz mi ma to pozwolić - patrzy na zegarek. - A teraz naprawdę musimy się pospieszyć, bo umówiłem się, że wystartujemy o dwunastej.

Podchodzę do szafy, bo muszę się przebrać. Theo robi to samo, wyciąga dla siebie ciemne dżinsy i białą koszulkę.

- Jedna rada: nie ubieraj się za grubo pod kurtkę - rzuca Theo.

***

Jedziemy taksówką na lotnisko. Całe Chicago pokryte jest śniegiem, dzięki czemu miasto wygląda pięknie, niemalże magicznie. Często wychodzimy wieczorami z Theo na spacer. Uwielbiam dźwięk skrzypiącego pod nogami śniegu.

Kilka razy towarzyszyli nam nasi przyjaciele. Raz dostałam od Milesa wielką kulą śniegu w twarz, co tak mnie rozjuszyło, że ulepiłam największą śnieżkę w swoim życiu i trafiłam go w ucho. Miles do tej pory twierdzi, że przestał na nie słyszeć.

Wkrótce docieramy na lotnisko. Na nasze nieszczęście trafiamy na małą grupkę paparazzi, którzy robią nam mnóstwo zdjęć.

Tym razem czuję się pewniej. Theo trzyma mnie za rękę, w drugiej ma walizkę. Nie odsuwa się ode mnie tak jak ostatnio... zresztą to i tak nie ma sensu. Wszyscy wiedzą, że jesteśmy razem i że będziemy mieli dziecko.

- Shailene! Theo! Kiedy ślub? - Woła jeden z paparazzi.

- Chłopiec czy dziewczynka?

- Theo, co z Ruth Kearney?

W końcu się przez nich przedzieramy.

***

Odrzutowiec wystartował kilka minut temu. Odpinam pas, który uciskał mnie w brzuch i rozglądam się.

- Ładnie tu - komentuję. - Ile będziemy lecieć?

- Ponad trzy godziny - odpowiada Theo.

Siadam na jego kolanach, a on kładzie ręce na moim brzuchu, masując go delikatnie.

- Powiedz mi, gdzie lecimy - proszę.

- Dowiesz się już niedługo, cierpliwości kotku - całuje mnie w szyję.

- Nie jestem cierpliwa - przypominam mu.

- Zdaję sobie z tego sprawę - Theo wybucha śmiechem, a ja zaciskam usta.

***

Lądujemy przed szesnastą. Theo nadal nie powiedział mi gdzie jesteśmy, ale pewnie domyślę się, jak już wyjdę z odrzutowca.

Theo bierze mnie za rękę i kierujemy się w stronę wyjścia z odrzutowca. Czuję, że kurtka nie będzie mi potrzebna, więc nawet jej nie zakładam. Gdy schodzimy po schodkach, uśmiecham się, czując promienie słoneczne na swojej skórze.

- Kochanie, witaj w...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top