12.

- Jared! - Wołam, odwzajemniając uścisk. - Co robisz w Chicago?

- Mamy trasę po USA z zespołem - pokazuje głową na swojego brata, który podchodzi do nas i również mnie przytula.

- Cześć Shai.

- Cześć Shannon - uśmiecham się. Theo wygląda na lekko zdezorientowanego. - Okej, to jest mój chłopak Theo, a to moi przyjaciele, Jared i Shannon.

- Miło cię poznać Theo, bliscy Shai są naszymi bliskimi. Poza tym... Coś mi się obiło o uszy, że zostanę wujkiem - uśmiecha się Jared i dotyka mojego brzucha. - Gratulacje!

- Dziękujemy - odpowiada Theo.

- Shai, my się musimy kiedyś spotkać i pogadać! - Mówi entuzjastycznie Jared. - Ale na razie zapraszam was na nasz jutrzejszy koncert. Weźcie przyjaciół - wręcza mi pięć biletów VIP.

- Dzięki Jared, na pewno będziemy! - Odpowiadam. - Okej chłopaki, my musimy już iść.

- Do zobaczenia i wejdźcie później za kulisy, może wyskoczymy gdzieś wszyscy razem? - Proponuje Shannon.

- Świetny pomysł! Do jutra - przytulam ich jeszcze i odchodzimy z Theo.

***

- Chcę iść na „Bociany" - upieram się, niemalże tupiąc nogą na swojego chłopaka. Krzyżuję ręce na piersiach i wpatruję się w niego spod zmrużonych powiek.

- Nie chcę iść na bajkę! - Odpowiada udręczony Theo.

- Ale twoje dzieci chcą!

- Nieprawda! Jestem pewny, że są podobne do mnie, co znaczy, że chciałyby pójść na film akcji. Prawda moje małe córeczki? - Schyla się do mojego brzucha i przykłada do niego ucho. Po chwili uśmiecha się z miną zwycięzcy. - Obydwie zgodnie krzyczą FILM AKCJI TATA! BŁAGAMY, NIE IDŹMY NA „BOCIANY"! 

- Theodorze Peterze Jamesie Kinnaird Taptiklis - zaczynam powoli, posyłając mu swoje najgroźniejsze spojrzenie. - Albo pójdziemy na „Bociany", albo przez najbliższe trzy miesiące nie zaznasz rozkoszy jedzenia Cheetosów.

- Co takiego?! Wiesz, że to dla mnie najsurowsza kara! Nie umiem bez nich żyć!

- Film akcji albo Cheetosy - wzruszam ramionami. - Twoje życie, twoja decyzja.

Theo podchodzi do kasy.

- Poproszę dwa bilety na „Bociany" na najbliższy seans, dwa największe popcorny, dużą colę i duży sok pomarańczowy.

Podchodzę do niego, żeby pomóc mu nieść jedzenie. Całuję go w policzek.

- Mówiłam ci już, że cię kocham?

***

W drodze powrotnej wstępujemy jeszcze do supermarketu na zakupy. Theo znika między półkami ze słonymi przekąskami, a ja wylądowałam na dziale z organicznym jedzeniem. Ładuję do wózka mandarynki i świeżo wyciskany sok pomarańczowy. Następnie kieruję się po eklerki z budyniem, po czym zaczynam szukać Theo. Znajduję go obładowanego serowymi cheetosami.

- Chodź już do kasy, bolą mnie nogi - marudzę.

- Zrobię ci masaż - mówi Theo, wrzuca chrupki do wózka i całuje mnie w policzek.

- Trzymam cię za słowo - uśmiecham się.

Jestem już zmęczona i śpiąca, więc chcę się znaleźć jak najszybciej w naszym apartamencie.

Stojąc w kolejce do kasy robi mi się niedobrze. Theo zauważa, że robię się zielona na twarzy.

- Chcesz wyjść na zewnątrz? - Proponuje, a ja kiwam głową. - Poczekaj, zostawię wózek i wyjdziemy.

- Nie, spokojnie, wyjdę sama, muszę tylko zaczerpnąć świeżego powietrza i mi przejdzie.

- No nie wiem, rano zasłabłaś - Theo patrzy na mnie zmartwiony.

- Poczekam na ciebie na zewnątrz - uśmiecham się słabo i wychodzę.

Mroźne powietrze od razu sprawia, że czuję się lepiej. Patrzę w niebo i widzę, że zaczyna padać śnieg. Delikatne płatki wirują w powietrzu, wyciągam rękę, a kilka z nich spada na nią, od razu topniejąc.

- I co? - Pyta zdyszany Theo, obładowany zakupami.

- Już dobrze - uśmiecham się. - Zobacz, pada śnieg!

Theo odwzajemnia uśmiech i przekłada zakupy do jednej ręki, żeby drugą mnie objąć.

- Wróćmy już do hotelu - odpowiada i całuje mnie w policzek.

***

Kładę się na łóżku, gdy Theo szykuje dla nas kąpiel w łazience. Marzę o zanurzeniu się w cieplej wodzie, bo nieźle zmarzłam na dworze.

Gdy chcę sięgnąć do szafki nocnej po ładowarkę, Theo, który właśnie wszedł do sypialni, natychmiast mnie powstrzymuje.

- Nie! Nie otwieraj!

- Dlaczego? - Pytam, marszcząc brwi. - Co, schowałeś tam playboye?

- Nie, mam tam niespodziankę dla ciebie - uśmiecha się tajemniczo.

- Theodore, jaką niespodziankę? - Patrzę na niego podejrzliwie. - Coś słodkiego?

Theo parska śmiechem.

- Niedługo się dowiesz, kochanie. - Całuje mnie krótko w usta. -  A teraz chodź do łazienki.

Robię to co mówi, a on zostaje trochę dłużej w sypialni, zapewne zmieniając położenie tej swojej niespodzianki.

Co przede mną ukrywasz, Theodore?

CDN.

U mnie już zaczyna się długi weekend i w końcu mogę zabrać się za czytanie PRZEKLĘTEGO DZIECKA ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top