11.

• Shailene •

Otwieram oczy, czując się nieco zdezorientowana. Powoli przypominam sobie co się stało i ogarnia mnie przerażenie.

- Shai! Kochanie, jak się czujesz? - Pyta Theo, siadając na brzegu łóżka, na którym leżę.

- Co z bliźniakami? - Ignoruję jego pytanie, serce mi przyspiesza.

- Dzięki Bogu, wszystko w porządku - Theo uśmiecha się i bierze moje dłonie, przyciągając do swoich ust i je całuje. - Na szczęście to zwykłe zasłabnięcie, prawdopodobnie od stresu, tak mówił lekarz, który cię zbadał.

- Od stresu? - Marszczę brwi.

- Stresowałaś się przecież reakcją Roberta... Nie możesz się tak denerwować, pamiętaj, że jestem przy tobie i chcę cię wspierać, możesz na mnie zawsze liczyć.

- Wiem, wiem - mówię, a Theo nachyla się, żeby mnie pocałować. Gdy tylko nasze usta się stykają, czuję jakby stado motyli ożyło w moim brzuchu. Wybucha między nami elektryczność, nie mogę się powstrzymać i oddaję pocałunek, który przeradza się w pełny namiętności taniec naszych języków. Wplątuję palce we włosy Theo, przyciągając go bliżej siebie. Zapominam o tym, że jeszcze przed chwilą zemdlałam, mam na niego straszną ochotę i potrzebuję go teraz, w tej chwili.

Napieram na niego z całej siły, rozpinając pospiesznie guziki jego koszuli, wyrywając większość z nich, po czym gładzę odkrytą skórę i zaczynam całować jego szyję. Theo wzdycha, ale po chwili próbuje mnie od siebie odsunąć.

- Shai, przed chwilą zasłabłaś, nie sądzę, że powinniśmy...

- Zamknij się - znowu wpijam się w jego usta, a moja dłoń wsuwa się pod jego bokserki. Pod wpływem mojego dotyku jego męskość robi się twarda w krótkim czasie. - Mam na ciebie ochotę.

Theo wydaje z siebie dźwięk pełen zadowolenia, po czym zsuwa z siebie spodnie wraz z bokserami i przewraca mnie na plecy, wcześniej ściągając ze mnie koszulkę. Zaczyna całować moje piersi przez materiał stanika.

- Szybciej - niecierpliwię się i przygryzam jego dolną wargę.

Theo uśmiecha się, ściągając ze mnie stanik. Odrzuca go do tyłu, po czym w końcu czuję jego usta na nagiej skórze. Mruczę z zadowoleniem i napieram swoimi biodrami na biodra Theo. Nie wiem, dlaczego nagle stałam się na niego taka strasznie napalona. Hormony?

Theo zjeżdża ustami na mój brzuch i uśmiecha się szeroko.

- Cześć moje kochane serduszka, z tej strony wasz tata. Lepiej idźcie spać, bo tatuś będzie pieprzył waszą mamusię.

- Theo! - Parskam śmiechem. - To za wcześnie na rozmowę o seksie!

- Racja, zwłaszcza, że moje córeczki będą dziewicami przynajmniej do czterdziestego roku życia - stwierdza Theo, ściągając ze mnie spodnie i majtki. Rozszerzam uda, czekając na niego.

- Po pierwsze tam na pewno jest syn, a po drugie jesteś egoistą. Kiedy pierwszy raz uprawiałeś seks?

- Jak miałem piętnaście lat.

- No widzisz!

- Ale jestem facetem! A moich córeczek nie ruszy żaden napalony szczeniak!

- Dobra, wejdź już we mnie, bo pierdzielisz bez sensu - patrzę na niego, przegryzając wargę i obejmuję go nogami w pasie.

Nie muszę mu powtarzać tego dwa razy, chociaż drażni mnie to, że jest taki delikatny i powolny.

- Theo, ruszże się do cholery - warczę, zniecierpliwiona.

- Mój wkurzony kotek - mruczy Theo i tym razem w końcu przyspiesza. Przymykam oczy, starając się powstrzymywać jęki wydobywające się z moich ust. Nie chcę, żeby znowu słyszała nas połowa hotelu.

***

Wieczorem Theo zaskakuje mnie zaproszeniem do kina. Nieczęsto wychodzimy w miejsca publiczne, bo nie lubimy być śledzeni przez paparazzi. W USA jest to milion razy gorsze niż w Anglii.

Gdy podchodzimy do kasy, aby wybrać jakiś film, słyszymy że ktoś mnie woła.

- Cześć, Shai! - Zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku.

CDN.

Pozdrawiam ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top