50.
• Shailene •
Siedzę w salonie z Jessicą i wypłakuje się w jej ramię. Jest mi tak strasznie smutno, moje małżeństwo już prawie jest zakończone, a moje serce krzyczy, że kocha Theo i nie chce się z nim rozdzielać. Rozum zaś cały czas mnie ostrzega. Theo cię zdradził i to nie raz. Nie zasługuje na ciebie i dzieci. Rozwalił waszą rodzinę. Przestań go w końcu kochać, bo to nie przynosi ci nic dobrego! Tylko niepotrzebnie cierpisz przez tego kretyna.
Nagle do salonu przybiega Hazel, w rączce trzyma mój telefon, który dzwoni.
- Tata! Tata! - Woła Hazel, patrząc na zdjęcie Theo na ekranie.
Biorę od niej telefon i zanim zdążę odebrać, przestaje dzwonić. Dostaję smsa, że mam wiadomość na poczcie głosowej. Dzwonię i ją odsłuchuję.
- Shai, nie zdradziłem cię, naprawdę... Musisz mi wybaczyć... Kocham ciebie i nasze dzieci... Przepraszam za wszystko, ale już nie wytrzymam... - mówi Theo, głosem drżącym od płaczu.
Czuję, jak moje ciało sztywnieje. Ogarnia mnie złe przeczucie.
- Shai, co ci? Tak nagle zbladłaś - Jess przygląda mi się z niepokojem.
- Theo... On chyba planuje coś głupiego, albo właśnie to robi - zrywam się na równe nogi.
Mówił serio? Co znaczyły jego słowa, że już nie wytrzyma? Czego? Życia?
Zakrywam usta dłonią. Co mam robić? Najlepiej od razu tam pojechać. A co jeśli dotrę tam za późno?
Dzwonię na pogotowie i każę im jak najszybciej jechać do Theo. Dotrą tam prędzej niż ja, a nie ma czasu do stracenia. Wyjaśniam im, że mój mąż prawdopodobnie próbuje popełnić samobójstwo.
Boję się.
***
Jadę jak szalona do domu Theo. Jadę boczną drogą, omijając korki i chwilę później jestem już na miejscu. Widzę karetkę, więc gaszę silnik i wylatuję z auta. Wbiegam do domu i w salonie widzę ratowników medycznych, którzy przenoszą Theo na nosze.
- Theo! - Krzyczę i podbiegam do nich.
- Proszę się odsunąć - mówi ratownik.
- Co mu jest?!
- Połknął tabletki nasenne, ale nie wiemy w jakiej ilości - pokazuje mi buteleczkę. - Jest pusta, zabieramy ją ze sobą. Jest nieprzytomny. Najważniejsze, że żyje, to wszystko dzięki szybkiej reakcji. Zabieramy go do szpitala.
Kiwam głową, a łzy spływają mi ciurkiem po twarzy. Spoglądam na stół i widzę tam nasze zdjęcia.
- Trzymał to - dodaje ratownik i podaje mi zdjęcie przedstawiające mnie. Uśmiecham się tam szeroko i widać, że jestem szczęśliwa. Dlaczego wszystko musiało się zepsuć?
***
Jadę do szpitala za karetką. Powoli dociera do mnie to, co chciał zrobić Theo.
Chciał się zabić.
Przez nasz rozwód.
Kręcę głową, próbując pozbyć się ponurych myśli z głowy.
Shai, nie zdradziłem cię...
A co jeśli mówił prawdę? Co jeśli przez swoją upartość nie potrafiłam dostrzec tego, że co naprawdę się wtedy stało? Dlaczego nie uwierzyłam mężowi? Widziałam ich... Ale co dokładnie widziałam? To prawda, oboje byli nadzy i Ruth na nim leżała... Jednak... Może wyjaśnienia Theo są prawdziwe? Ruth jest zdolna do takich rzeczy... Wcześniej obiecała, że zniszczy moje małżeństwo i jej się to prawie udało.
Prawie straciłam Theo. Bardzo ciężko zniósł nasze rozstanie... Żył ze świadomością, że jest niewinny, ale nie mógł nic z tym zrobić, bo mu nie wierzyłam...
Boże, jaka ja byłam głupia i uparta.
Muszę to jakoś naprawić. Muszę jak najszybciej porozmawiać z Theo. Muszę go przeprosić.
Muszę przekonać go, żeby mi wybaczył...
***
Theo został przewieziony na salę. Wciąż się nie obudził.
Siedzę na krzesełku przy jego łóżku i chwytam jego dłoń, głaszcząc ją i przytulając do swojego policzka. Jego twarz wygląda tak spokojnie, o wiele młodziej. Poza tym jest blady i jakby zmizerniał.
Chcę, żeby się w końcu obudził, żeby otworzył swoje piękne oczy i spojrzał na mnie tak jak zawsze, z miłością, jakbym była dla niego jakimś cudem.
- Theo, błagam cię, musisz się już obudzić - mówię cicho i zaczynam płakać.
Słychać jedynie pikanie maszyny, która informuje o parametrach życiowych Theo.
Opieram głowę o łóżko, nie wypuszczając z rąk dłoni Theo. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.
***
- Shai... - budzi mnie cichy głos.
Natychmiast unoszę głowę i widzę, że Theo ma otwarte oczy. Nie myśląc wiele, od razu się w niego wtulam, po czym całuję jego policzki, nos, brodę i w końcu usta.
- Czyli jednak niebo istnieje... - marszczy brwi.
- Wciąż jesteś na ziemi - odpowiadam i głaszczę go palcem wskazującym po policzku. - Theo, jak mogłeś zrobić coś takiego? - Nie mogę się powstrzymać i zaczynam płakać. Znowu wtulam się w jego tors. - Okropnie się o ciebie bałam. Obiecaj, że nigdy, przenigdy nie zrobisz znowu czegoś takiego. Nie wiem, co bym zrobiła gdybyś... - nie potrafię nawet wymówić tego słowa.
- Shai, ja po prostu już nie dawałem rady...
Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy.
- Theo, ja... wierzę ci. Wierzę, że mnie nie zdradziłeś, że to była kolejna szopka odstawiona przez Ruth. Nie wiem dlaczego musiało dojść do takiej sytuacji, żebym ci w końcu uwierzyła. Ale chciałam cię bardzo przeprosić. Tak strasznie mi przykro - łzy lecą po mojej twarzy, jestem już czerwona i opuchnięta, ale mam to gdzieś. - Chciałbym, żebyś kiedyś mi wybaczył - spuszczam wzrok i pociągam nosem.
- Kochanie, spójrz na mnie - prosi Theo.
Powoli podnoszę wzrok. Theo uśmiecha się do mnie tak jak zwykle. Patrzy z tą samą miłością.
- Shai, kocham cię najbardziej na świecie, przecież wiesz. Nie mam ci czego wybaczać, to ty mi wybacz wszystkie te sytuacje, w których cię zraniłem.
Chcę mu przerwać, ale kręci głową i kładzie palec na moich ustach.
- Pozwól mi dokończyć - mówi. - Wiele razy cię zawiodłem, byłem powodem twoich łez... Miałaś prawo mi nie uwierzyć. Zdradziłem cię wcześniej z Ruth, co było największym błędem w moim życiu. Kiedy odeszłaś... zabrałaś ze sobą moje serce. Straciłem jakąkolwiek chęć do życia. A ty przyjęłaś mnie z powrotem. Wtedy obiecałem sobie, że choćby nie wiem co, już nigdy cię nie zdradzę. Miałem kilka okazji, żeby to zrobić, bo kobiety strasznie się do mnie kleją, ale zawsze je odpychałem, bo dla mnie istniejesz tylko ty. Jesteś moją ukochaną żoną, matką moich dzieci. Kiedy się teraz z nimi wyprowadziłaś... Myślałem, że oszaleję. Ta przerażająca pustka i cisza w domu... Byłem bliski obłędu, dlatego piłem. Nie chciałem nic czuć, więc w ogóle nie trzeźwiałem.
- Przepraszam, Theo - mówię cicho. - Czuję się podle.
- Shai, mówiłem ci, że to nie twoja wina. Gdybym wcześniej nie zawiódł twojego zaufania, to byłabyś w stanie mi uwierzyć. Rozumiem to.
Wzdycham i kręcę głową.
- Jak myśmy się wplątali w cały ten bałagan? - Pytam po chwili.
- Nie wiem, ale ja już nie pamiętam o żadnej kłótni - odpowiada z uśmiechem Theo.
- Dobrze, że nie zdążyliśmy się rozwieść - dodaję.
- Może pani sędzia przewidziała, że się pogodzimy, dlatego wyznaczyła termin drugiej rozprawy?
- Może - uśmiecham się.
Theo odwzajemnia gest, a ja pochylam się nad nim i całuję go mocno w usta. Theo odpowiada taką samą namiętnością, wkładam w ten pocałunek cały ból i żal z ostatniego czasu, ale także moją wielką miłość do niego.
Jest mi tak lekko na sercu, ogarnia mnie ogromne szczęście. Pogodziłam się z Theo, znów mam go blisko siebie. Nic innego się dla mnie nie liczy.
Nasza miłość już taka jest. Bardzo się kochamy, często się kłócimy i ze sobą walczymy. Ale nasze uczucie jest tak wielkie, że zawsze znajdujemy sposób, żeby do siebie wrócić. Czasami pogodzenie się przychodzi nam łatwo, czasami wystarczy drobny gest zwiastujący rozejm, a czasami musi dojść prawie do tragedii, żebyśmy zrozumieli, że nie potrafimy bez siebie żyć.
- Kocham cię, Theodore - mówię, patrząc na niego z szerokim uśmiechem.
- Ja ciebie też, Shailene. I nigdy nie przestanę.
KONIEC
💙💙💙
Dzisiaj trzydzieste drugie urodziny obchodzi najpiękniejszy, najprzystojniejszy, najseksowniejszy, najbardziej utalentowany człowiek na świecie, czyli mój przyszły mąż - Theodore Peter James Kinnaird Taptiklis 💙
Nie wiem, czego można mu życzyć, bo ma już praktycznie wszystko 🌚 Może tego, żebyśmy mogli go zobaczyć w jak największej ilości filmów. Sukcesów i szczęścia w życiu. I żeby zawsze był taki kochany.
PS. NIE ZAPOMINAJMY, ŻE SWOJE TRZYDZIESTE DRUGIE URODZINY OBCHODZI TAKŻE NASZ NICPOŃ, GEORGE 🐗.
ŻYCZYMY MU, ŻEBY BYŁ GRZECZNY I NIE ROBIŁ JUŻ WIĘCEJ THEO OBCIACHU NA PLANIE 😏
💙💙💙
Pojawi się jeszcze epilog.
I... nie mogłabym zabić mojego kochanego Theo w jego urodziny!
Moje serce by tego nie zniosło 😏
Do zobaczenia w epilogu ✋🏿
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top