49.
• Theo •
Próbowałem.
Próbowałem, ale przegrałem.
Nie wiem, co jeszcze mógłbym zrobić.
Shailene nie chce mi wybaczyć, więc moje życie nie ma już sensu.
Nie wyobrażam sobie bez niej życia.
***
- Kochanie, obudź się - mówię i składam na jej twarzy delikatne pocałunki.
- Nie chce mi się wstać - jęczy i przyciąga mnie bliżej, żeby siegnąć moich ust. Zaczynamy się całować spokojnie i lekko, bez pośpiechu. Mam ochotę na jeszcze jedną rundę, ale nie mamy na to czasu, a poza tym Shai jest obolała po poprzednim seksie.
- Chcę kupić dla nas dom w Oksfordzie - mówię, a Shailene otwiera szeroko oczy. - Jessica wybrała dla nas kilka ofert, więc sprawdzimy je na miejscu. Potem może jakiś remont i urządzimy wspólnie nasz dom.
- Mamy zamieszkać razem? - Pyta z niedowierzaniem.
- No jasne, kochanie - całuję ją w policzek. - Chcę już zacząć nasze wspólne życie. Mieć z tobą dziecko, żebyś została panią Taptiklis...
- Theo James i Shailene Taptiklis - dziewczyna parska śmiechem. - Dalej nie będziemy wyglądać na małżeństwo.
- W dokumentach nazywam się Theodore Peter James Kinnaird Taptiklis, więc nie martw się kochanie. Ty i nasze dzieci będziecie mieli takie samo nazwisko jak ja.
- Nasze dzieci, taaa? - Puszcza mi oczko, a ja dotykam jej brzucha.
- Które pojawią się w niedalekiej przyszłości - uśmiecham się. Od zawsze marzyłem o dużej rodzinie. Chcę mieć przynajmniej czwórkę dzieci, jak moi rodzice. I jestem przekonany, że Shailene będzie dla nich najlepszą mamą.
- Najpierw musimy nagrać drugą część Wiernej - śmieje się Shai. - Robert by nas zabił, gdybym przyszła na plan z brzuchem.
- Drogi panie reżyserze, nie mam pojęcia jak to się stało! - mówię, udając jej głos.
- To by była pana wina, drogi panie Theodore. Bez pana plemników nie byłabym w ciąży.
***
Uśmiecham się do swoich wspomnień, siedząc w salonie, w pustym domu, gdzie Shai nie krząta się w kuchni i nie słychać głosów moich dzieci.
Znów się upijam, nie potrafię inaczej. Jedna butelka wódki została opróżniona przeze mnie w bardzo szybkim tempie.
Na stole rozłożone są wszystkie nasze wspólne zdjęcia. Oglądam je po kolei.
Obok nich stoi buteleczka z tabletkami nasennymi.
Nie daję sobie już rady z życiem, to dla mnie za wiele.
Przysłużę się światu, jeśli odejdę raz na zawsze.
Zaczynam połykać tabletki, po kolei, po jednej, popijając wódką.
Chwytam jeszcze telefon i dzwonię do Shai. Nie odbiera... Zaczynam płakać.
- Shai, nie zdradziłem cię, naprawdę... Musisz mi wybaczyć... Kocham ciebie i nasze dzieci... Przepraszam za wszystko, ale już nie wytrzymam...
Nagrywam się na jej pocztę głosową, po czym się rozłączam.
Wkrótce opróżniam już wszystkie tabletki i wypijam jeszcze duży łyk wódki.
Odkładam ją na stół i biorę do ręki zdjęcie Shai. Ledwo widzę przez łzy, ale uśmiecham się, bo w wyobraźni widzę wyraźnie jej piękną twarz. Całuję papier i przyciskam go do piersi.
- Kocham cię, Shai. Przepraszam - mówię, a obraz zaczyna się rozmazywać.
Odchodzę...
CDN.
Pragnę poinformować, że finał tej serii odbędzie się w piątek, z racji szczególnej daty dla nas, fanek 💛
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top