39.
• Shailene •
Następnego dnia wstaję rano, czując dziwne podekscytowanie. Może dlatego że w końcu wyrwę się z domu, choć kilka razy w tygodniu...
Biorę szybki prysznic i ubieram dżinsowe szorty i opięty top. Pakuję do sportowej torby strój i wszystkie inne potrzebne rzeczy.
Swoje długie włosy związuję w luźną kitkę, niesforne kosmyki okalają moją twarz. Nie robię makijażu, tylko nakładam tusz na rzęsy, a na usta błyszczyk. Spryskuję się jeszcze delikatnie perfumami i wychodzę z łazienki.
Schodzę do salonu, gdzie dziewczynki bawią się w układanie klocków, a Theo leży na kanapie, ze śpiącym na jego torsie Willem i ogląda telewizję.
Gdy do niego podchodzę, podnosi wzrok i marszczy czoło.
- Dlaczego się tak wystroiłaś?
- Wystroiłam?! - Powtarzam rozbawiona. - Mam na sobie zwykle szorty i top!
- Ale są opięte i zbyt seksowne - pociąga nosem. - Wypachniłaś się!
- Theo - kręcę głową i zaczynam się śmiać. - Nie wierzę. Co, mam śmierdzieć, żeby odstraszać ludzi?
- Wyglądasz seksownie i ci napaleńcy będą sobie wyobrażali nie wiadomo co. Jesteś moją żoną i oni nie mają prawa patrzeć na twoją pupę.
Już mam mu coś odpowiedzieć, kiedy konstrukcja z klocków dziewczynek się rozpada.
- Olela - mówi Hazel, robiąc zabawną minę.
- Hazel, nie wolno przeklinać - zwracam jej uwagę, po czym patrzę groźnie na Theo. - Jeszcze raz będziesz przy nich przeklinał, a pożałujesz.
- A jak mnie ukarzesz? - Pyta i uśmiecha się znacząco.
- Zobaczysz - odpowiadam. Schylam się i całuję go lekko w usta, Willa w czubek główki, a córki w policzki.
- Bądź grzeczna - żegna się ze mną Theo. - Nie daj się podrywać tym napalonym samcom, dobrze?
- Przecież wiesz, że tylko ciebie kocham - przewracam oczami.
Wychodzę z domu i wsiadam do auta. Po drodze na siłownię, zajeżdżam jeszcze po Jessicę.
- Co, Theo jednak cię puścił? - Śmieje się.
- Nie wiem dlaczego jest taki zazdrosny, nigdy go nie zdradziłam i nie myślę o innych mężczyznach - Marszczę czoło. - Mam swojego własnego Boga seksu w domu. Co w sumie jest trochę dobijające, bo tak wiele dziewczyn chciałoby z nim pójść do łóżka...
- Chyba widzisz go lepszym niż jest w rzeczywistości - stwierdza Jessica.
- Kocham go - wzruszam ramionami.
- No cóż. Może to i dobrze - stwierdza, a ja szturcham ją żartobliwie.
***
Wchodzimy na siłownię i podchodzimy do recepcji. Wykupujemy karnet i idziemy się przebrać.
- Mamy kilku trenerów personalnych, zaraz zobaczę kto jest teraz wolny - mówi recepcjonistka. Znika za drzwiami, by po chwili wrócić z dwoma mięśniakami.
- Okej, to jest Michael, będzie trenerem dla pani Jessiki, a dla pani Shailene...
- Jestem George - uśmiecha się do mnie i podaje mi rękę. Ściskam ją i odwzajemniam uśmiech.
Rany, jaki on jest przystojny i dobrze zbudowany... A jaki ma śliczny uśmiech! A ta twarz... Jest niezwykle przystojny.
- Shai.
- Dobrze, Shai... To co, zaczynamy?
- Okej - mówię i idę za nim.
Podchodzimy do jakiejś maszyny. George opiera się o nią i przygląda mi się.
- Co chciałabyś poprawić? - Jego wzrok krąży po moim ciele, trochę dłużej zatrzymując się na tyłku. - Jesteś szczupła i chyba nie masz problemów z ciałem.
- Jestem po dwóch ciążach, chciałabym ujędrnić i umięśnić brzuch - odpowiadam, a on zauważa moją obrączkę.
- Och, masz męża.
- Tak, a co?
- Nic, nic. Okej, brzuch... może zaczniemy od tego?
***
Po dwóch godzinach jestem wykończona, ale zadowolona. George jest świetnym trenerem, ale też fajnie mi się z nim gada. Jest bardzo miły.
- Dobrze się dzisiaj spisałaś. Tu masz mój numer telefonu, zadzwoń, to umówimy się na następny trening - podaje mi wizytówkę.
- Dziękuję - uśmiecham się. - Do zobaczenia, George.
- Do zobaczenia, Shai - odwzajemnia uśmiech.
CDN.
😎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top