30.


- Tata, am! - Woła Hazel, uderzając rączką w blat na swoim krzesełku.

- Tata, am! - Powtarza za nią Astrid.

Po chwili obydwie robią hałas, a ja pospiesznie nakładam ich obiadki do miseczek i dmucham na nie, żeby nie były takie gorące, bo moje córki ewidentnie umierają z głodu.

- Już wam daję, chwila, to jest gorące jak cholera - wyrywa mi się. - Okej, zapomnijcie o tym ostatnim słowie.

- Olela - powtarza Hazel, a za nią Astrid.

Super.

- Nie macie tego powtarzać, okej? - Smakuję ich obiad, ale tylko parzę sobie język. - Ała! Kurde, jakie gorące!

- Kude - mówi Hazel.

Przewracam oczami. Muszę się teraz strasznie pilnować z tym co mówię, bo one zaraz wszystko po mnie powtarzają. Mają już prawie siedemnaście miesięcy, wszędzie ich pełno, muszę mieć oczy dookoła głowy, żeby je ogarnąć.

Kilka dni temu skończyłem trzydzieści trzy lata.  Za chwilę zaczną się święta, później nowy rok... Nadal tęsknię za Shai i wciąż o niej myślę.

To już ósmy miesiąc ciąży. Boję się tak szybko upływającego czasu. Shailene jest podłączona do maszyn, przez co wciąż oddycha, ale po porodzie będą chcieli ją odłączyć. A ja nie jestem na to gotowy, wtedy już stracę ją na zawsze, nie będę mógł do niej przyjść, nawet posiedzieć przy niej tyle, ile będę chciał, uścisnąć jej dłoń, pogłaskać delikatny policzek...

- Olela, tata - odzywa się Hazel.

Cudownie, teraz będzie to słowo non stop powtarzać.

- Daj - mówi Astrid, wskazując paluszkiem na miskę.

Siadam przed nimi, podaję im miseczki i łyżeczki. Potrafią już mniej więcej jeść same, ale i tak zawsze okropnie się ubrudzą.

***

- Tata, oć - Hazel ciągnie mnie za rękę do okna.

- Co się stało? - Biorę ją na ręce i tam podchodzimy.

Zaczął padać śnieg. Pojedyncze płatki spadają z nieba, na ziemi zaczyna się robić biało.

- To śnieg. Jak będzie go wystarczająco dużo, to pójdziemy na sanki albo ulepić bałwana. Na pewno wam się spodoba - całuję ją w główkę i odstawiam na nóżki. Od razu biegnie do swojej siostry i razem bawią się na kocyku w salonie.

Podchodzę do kominka i ściągam nasze wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy jeszcze przed moim wyjazdem do Australii. Jesteśmy tutaj szczęśliwi... A teraz? Dlaczego los tak nas skrzywdził? Nie rozumiem tego...

- Okej dziewczyny, idziemy się myć i do spania - mówię, wracając do córek.

- Nie - odpowiada Hazel.

Wkroczyły w ten etap upartości, że uwielbiają mówić mi „nie", co robią bardzo często. Mam nadzieję, że podołam i dobrze je wychowam... To Shailene miała być tym mądrym rodzicem, a ja tym od rozpieszczania...

Nagle zaczyna dzwonić mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i przełykam głośno ślinę, widząc, że to ze szpitala.

- Halo?

- Witam, panie Taptiklis. Stan pańskiej żony nieco się pogorszył i musimy zrobić cesarskie cięcie już teraz, żeby nie ryzykować życia dziecka. Termin porodu miał być za trzy tygodnie, ale już teraz możemy bezpiecznie wyjąć dziecko.

- Dobrze, zaraz będę w szpitalu - odpowiadam i rozłączam się.

CDN.

👶🏿

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top