37.


- Ile czasu mamy ich tam trzymać? – zapytał Żyła kiedy stawiliśmy się już na odprawie technicznej.

- Nie wiem.- wzruszyłem ramionami. – Długo nie możemy, bo trenerzy zaraz zaczną ich szukać i będziemy mieli przejebane. I muszą jutro jakoś wyglądać na zawodach, więc na noc ich trzeba wypuścić.

- Maksymalnie dwie godziny. – orzekł Freitag. – Jeśli coś sobie mają powiedzieć, to powiedzą to w ciągu dwóch godzin. Przed 22 trzeba ich uwolnić. Jest cisza nocna zresztą i znowu dostaniemy opierdol za latanie nocami po korytarzach.

Pokiwałem głową przyznając mu rację. Nie będę kłamać – trochę się stresowałem. I tak już nieźle nakłamaliśmy trenerowi opowiadając że Kamilowi wypadła jakaś sytuacja rodzinna i wisi na telefonie, a Peter aktualnie ma taką migrenę że nie jest w stanie zwlec się z łóżka i żadne prochy nie działają. Na szczęście uwierzyli nam, zwłaszcza że przytargaliśmy calutki ich sprzęt. Już nie potrzebowałem dodatkowego treningu przed snem.

Podczas gdy po zakończeniu odprawy większość skoczków stała jeszcze pod skocznią i gawędziła, my jak najszybciej ruszyliśmy w stronę hotelu. W końcu nikt, nawet przypadkiem nie mógł usłyszeć ich krzyków. Nie ważne czym spowodowanych.

O dziwo po wejściu na piętro i do odpowiedniego korytarza uderzyła w nas... cisza. Naprawdę obezwładniająca cisza. Powiedzieć, że byliśmy zaskoczeni to mało. Spodziewaliśmy się jakiś rozmów, śmiechu, szmerów czy nawet darcia się, ale na pewno nie tego. Ogarnął mnie niepokój.

- Masz klucz? – wyszeptałem do Żyły, który twierdząco pokiwał głową.

Wolno podszedłem do drzwi i w nie zapukałem.

Nic.

Zapukałem jeszcze raz.

Nadal nic.

Przez głowę przeleciały mi czarne myśli. A co jak ktoś ich porwał albo zamordował? Albo oni sami uciekli? Albo...

Zanim zdążyłem dokończyć tę myśl, Piotrek już otwierał drzwi.

- No kurwa w końcu. – pierwszy wypadł z pomieszczenia wściekły Peter. – Już kurwa myślałem że będę tu spał. – warknął, po czym nie oglądając się nawet na Kamila, który pojawił się za nim pognał do naszego pokoju. – Z tobą policzę się potem. – wysyczał, mijając mnie.

O kurwa. Jest źle. Nie przypuszczałem że będzie aż tak tragicznie.

- Zabiję Was. – odezwał się po chwili Kamil. – Nie wiem, naprawdę nie wiem co Wam przyszło do głowy, ale jeśli jeszcze raz, któryś odpierdoli coś takiego to niech nawet nie myśli o pojawieniu się ponownie na PŚ. A ty Piotrek natychmiast idziesz ze mną do pokoju, musimy pogadać.

Po chwili zostaliśmy z Freitagiem sami na korytarzu.

- Chyba spierdoliliśmy po całości. – jęknąłem.

- To mało powiedziane. – Niemiec przełknął ślinę. – Nie wiem co im się stało, co tu się odprevcowało, ale mamy naprawdę przekichane.

Przez chwilę oboje milczeliśmy.

- Ej.... – zacząłem. – Jak coś to przenocujesz mnie? Bo boję się wrócić do pokoju.

- O Boże, chyba drugi raz w życiu widzę wkurwionego Petera i nawet nie chcę sobie wyobrażać co on ci będzie gadał.

- Mam tylko nadzieję, że nie wyrzuci mnie na korytarz. – Albo nie poleci do trenera. Bo wtedy będzie dramat.

- Idź już. – Freitag poklepał mnie po ramieniu. – Jak coś to wbijaj potem.

Niemiec odprowadził mnie pod same drzwi mojego pokoju, po czym rzucił współczujące spojrzenie i odszedł.

A ja wziąłem głęboki oddech i niepewnie nacisnąłem na klamkę.

_____________________

Nadszedł czas na sporą dramę....

P e t e r  P r e v c  został kapitanem Słoweńców... I'm.. - nie wiem czy bardziej mi przykro z końca kariery Robiego, czy jestem szczęśliwa z Petera jako kapitana

Do zobaczenia niedługo!

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top