13.
Kamil przez chwilę patrzył się na mnie jakby zobaczył ducha.
- W sensie.... – przełknął ślinę. – Że jest zazdrosny że się przyjaźnię z Andreasem?
- Gratulacje Sherlocku. – wczas kurwa, wczas. Ale lepiej późno niż wcale.
- Powinienem z nim porozmawiać.
Pokiwałem głową.
- To zdecydowanie dobry pomysł.
- Dzięki Domen. – Polak ściska mnie za ramię.
Z powrotem usiadłem na swoim miejscu z uśmiechem. No w końcu, w końcu coś do nich dotarło! A już miałem złe przeczucia. Założyłem słuchawki i w spokoju zacząłem zastanawiać się nad nadciągającymi zawodami. Już praktycznie za tydzień. A tam będę miał spore pole do popisu. Wszyscy w jednym miejscu.... Tyle pomysłów...Zabrzmiałem nieco jak psychopata.
Kiedy dotarliśmy do Kranja, gdzie zostajemy, Kamil wyszedł razem z nami – rzekomo się pożegnać i pomóc przy bagażach. Po chwili kiedy wszystko zostało wniesione już do ośrodka treningowego, Polak zawołał mojego brata, że ma do niego sprawę.
Zatarłem ręce. I oczywiście podreptałem za nimi chcąc podsłuchać rozmowę. Na szczęście udało mi się stanąć za drzwiami. Nie było to zbyt komfortowe, bo były szklane, więc musiałem wciskać się między futrynę a zasłonę. Chyba rzeczywiście muszę nieco schudnąć.
- Pero, ja... właściwie to chciałem cię o coś spytać.
- Tak? – w głosie Petera słychać było zaskoczenie i podenerwowanie.
- Czy ty... nie jesteś czasem zazdrosny o moją przyjaźń z Andreasem?
Uhuhu, rozkręcało się.
- No... tak jakby trochę jestem. – Peter zaczął się jąkać i seplenić, jak zawsze kiedy się stresuje i dodatkowo mówi w obcym języku.
Po głosie Kamila zorientowałem się, że się uśmiechał.
- Boże, Pero. – roześmiał się Polak. – Owszem Andreas to świetny chłopak, ale... to ty jesteś i zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Pamiętaj o tym. Nikogo nie lubię bardziej od ciebie.
Ja pierdole co.
Kurwa Kamil.
Co z ciebie za tchórz.
Uderzyłem się dłonią w czoło. Ten to umiał zfriendzonować człowieka, kurwa medal powinien za to jakiś dostać. Gdzie on ma mózg na Boga. Rekord skoczni kurwa pobije, jakieś 148,5 metra na tym zadupiu w Japonii, a tu nagle coś takiego...
I już, już miałem wkraczać do akcji, ale na nasze, nasze, nieszczęście przez hol przeleciał trener Polaków szukając swojej zguby. Peter zaczął coś tam jeszcze mruczeć, w stylu że wie, i że Kamil też jest dla niego najlepszym przyjacielem, ble, ble, ble....
Ja naprawdę muszę im wpierdolić. Obojgu.
Nawet nie miałem ochoty rozmawiać już z nikim o niczym. Posłusznie poczekałem aż mój brat odśnieży auto i je odpali. Oczywiście, trzeba było jeszcze poczekać aż Cene pożegna się z Anze i z każdym innym. Podczas drogi Peter był nieco bardziej rozmowny, bo w końcu jednak pogadał z Kamilem, ale zauważyłem iż był też mocno zamyślony. No nie dziwiłem się.
Ja też byłem. Tylko że ja zastanawiałem się co mogę jeszcze zrobić, aby któryś z nich przełamał swój strach i wstyd. Może jakaś terapia...czytałem ostatnio nawet coś o hipnozie. W bibliotece na mojej uczelni widziałem jakąś książkę o manipulacji też, tylko cholera nie mam kiedy iść jej wypożyczyć...
Skoro udało mi się połączyć Andreasa i Stephana....nie ma rzeczy niemożliwych.
I Bogu dzięki za moją inteligencję, bo już miałem w zapasie kolejny pomysł.
_________________
Znajcie moje dobre serce.... ale to dlatego że mam napisane trochę rozdziałów do przodu XDD
Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!
Ola
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top