11.


Przez chwilę po obudzeniu się nie wiedziałem gdzie się znajduję. Dopiero po paru minutach uderzyła mnie świadomość co się wczoraj zdarzyło i że tak szybko zasnąłem. Natychmiast odblokowałem telefon.

Nowe wiadomości: 14

Richard: Wellinger wyszedł z pokoju

Richard: Markus twierdzi że Stephan też już wyszedł

Richard: Minęło 20 minut i żadnego z nich nie ma jeszcze

Richard: Minęło 30 minut i Andreas jeszcze nie wrócił

Richard: Stephan ponoć też

Richard: Markus pisze że nie będzie na niego czekać i idzie spać

Richard: Nadal cisza

Richard: Zaraz będzie godzina jak poszli i nadal ich nie ma

Richard: Stresuję się

Richard: Domen żyjesz?

Richard: Domi, czy ty śpisz?

Richard: Halo, Domen

Richard: Idę spać, może mnie nie obudzi wściekły Andreas

Richard: Jeśli zasnę bo w sumie trochę się stresuję

Ja: Richard wstawaj

Ja: mów co i jak

Ja: GDZIE ONI SĄ

Ja: A co jak coś im się stało?

Ja: Richard no

Ja: Nie śpij kurwa

- Wstawaj Domen, za pół godziny śniadanie. – Peter wyszedł z łazienki, po czym zatrzymał się w półkroku. – Co ty jesteś taki zestresowany?

Westchnąłem z frustracją.

- Czekam na ważną wiadomość.

Peter uniósł wysoko brwi.

- Coraz bardziej się ciebie boję.

Ubrałem się jak najszybciej po czym zeszliśmy na śniadanie. Większość skoczków siedziała już przy swoich stołach. Przy naszym stole byli już wszyscy z wyjątkiem oczywiście mnie i Petera, Polacy byli w komplecie, o czym dowiedziałem się z rozbieganego wzroku mojego brata, a Niemcy.....Tu był problem, bo nie było ani Wellingera, ani Leyhe ani co gorsza Freitaga. Nasunęły mi się same czarne scenariusze.

Ja: Gdzie ty jesteś na Boga

Ja: Gdzie jest Wellinger i Leyhe

Ja: Co się dzieje

Jak na złość ten kretyn był aktywny 9 godzin temu. Usiadłem posłusznie przy stole starając się uspokoić bicie serca. Przecież nie ma opcji żebym coś w siebie dzisiaj wmusił. Prędzej się zerzygam z nerwów na ten stół.

- Dlaczego nic nie jesz Domen? – zapytał Peter. O dziwo potrafi być całkiem troskliwy.

- Nie jestem głodny, nie wcisnę nic w siebie. – wzruszyłem ramionami, nalewając sobie czarnej, mocnej herbaty. Jeśli oni się niedługo nie pojawią będę musiał zacząć ich szukać. Albo interweniować. Ja nie chcę znaleźć ich zwłok sam.

Nie minęła minuta kiedy usłyszałem jak mój brat, tym razem mam na myśli Cene, krztusi się kanapką.

- Co ty... - nie skończyłem kiedy podniosłem wzrok. Ponieważ proszę państwa, oto właśnie do stołówki wkroczył nie kto inny jak Stephan Leyhe i Andreas Wellinger we własnej postaci. I co najpiękniejsze w tym wszystkim trzymali się za ręce.

Poczułem jak mój żołądek w końcu rozsupłuje się i wraca do normalnych rozmiarów. Wreszcie. Stephan uśmiechał się do Andreasa tym swoim firmowym uśmiechem, a Wellinger ani na chwilę nie spuszczał z niego wzroku. Chyba zaczynałem fangirlować.

- No w końcu! – krzyknął na całe pomieszczenie Kamil, po czym wszyscy zebrani w stołówce zaczęli klaskać. A ferworze nachyliłem się do Petera i wyszeptałem:

- No widzisz, Andreas nie jest już żadnym zagrożeniem dla ciebie, nie musisz się martwić, że będzie ci podrywał Kamila... - nie zdążyłem skończyć, bo Peter odłamał kawałek swojej kanapki i bezceremonialnie wepchnął mi ją do ust.

- Jedz, nie gadaj tyle.

Ja się kiedyś wykończę.

Jedyną rzeczą która mi w tym wszystkim nie pasowała to brak Freitaga. Gdzie on się podziewał na Boga?

Na szczęście i teraz nie musiałem długo czekać. Po kolejnych kilku minutach rzekoma zguba pojawiła się na stołówce w stanie totalnego rozgardiaszu. I podobno to ja długo śpię i często zdarza mi się zaspać. Jasne.

Freitag stanął w drzwiach rozglądając się wokoło nieprzytomnym wzrokiem. Jednak kiedy napotkał Stephana i Andreasa natychmiastowo oprzytomniał, po czym posłał mi triumfalny uśmiech.

Przewróciłem oczami.

Richard: Nie przewracaj tyle oczami bo ci tak zostanie. I jak widzisz miałem rację.

Richard: Uuuu, ktoś tu się chyba przejmował.

Ja: Miałem stresa że się pozabijali. Albo coś w tym stylu.

Richard: Prędzej coś w tym stylu, bo nie wiem gdzie spędzili noc, ale chyba nie u mnie w pokoju. Usłyszałbym. W każdym razie zaraz się porzygam tu z tego szczęścia i ich serduszek w oczach. Ach, i Andreas właśnie porusza kwestię listów.

Ja: Jak się wygadasz to cię wypierdolę z okna.

Odłożyłem telefon uśmiechając się pod nosem. Naprawdę się udało. I to dodatkowo w tak szybkim czasie. Jestem geniuszem.

A więc czas na kolejny krok.

______________________________

Łapcie kolejny rozdział! Jakieś pomysły co Domen może wykombinować?

Jeśli się podobało, zostaw gwiazdkę!

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top