,,Witamy w Librze!"

3 kwiecień.

Siedziałam wygodnie w fotelu. Wolałam nie otwierać oczu. Dlaczego akurat wybrałyśmy lot samolotem? Równie dobrze mogłyśmy wybrać rower. Było by lepiej i taniej. W sumie, jechać rowerem do Nowego Jorku to też byłby zły pomysł.

- Za pół godziny lądujemy - powiedziała Reina która w ogóle nie przejmowała się tym, na jakiej wysokości się znajdujemy.

- Dobra, tylko posłucham jeszcze jednej piosenki i kończę - powiedziałam wkładając słuchawki do uszu.

Tylko dzięki dobrej muzyce mogłam się zrelaksować.

,,Because they took our love and they filled it up. Filled it up with novocaine and now i'm just numb" nuciłam sobie po cichu kolejne słowa piosenki.

- Witamy w New York City. Proszę przygotować sie do lądowania. Dziekujemy za skorzystanie z naszych usług. - usłyszałyśmy żeński głos z głośników po czym chwyciłam swój bagaż i czekałam aż samolot w pełni wyląduje na lotnisku.

Po kilku minutach drzwi samolotu otworzyly sie i mogłyśmy swobodnie wyjść i zaczęrpnąć świeżego powietrza.

- I tak właśwznieślinie Nowy Jork - zaśmiałam się.

- Taa... Narazie czuje tylko smród z silników samolotu - Reina zasłoniła rękawem twarz i kiwnęła głową w stronę miasta. Teraz tylko musimy udać sie na wskazane nam miejsce. Kilka dni wczesniej dostałyśmy wezwania do pewnej grupy, Libry. Nic więcej się nie dowiedziałyśmy. Gdy rano rozmawiałam z ich szefem, powiedział ze mamy być pod potężnym budynkiem w kolorze czerni i złota punktualnie o 14:00.

Jest godzina 13:25, mamy niewiele czasu, do tego jestesmy tu pierwszy raz i niewiemy w którą strone sie udać. Chwyciłam telefon i zaczęłam czytać różne informacje na temat miasta.

,, Piekłosalem's Lot, formalnie znane jako Nowy Jork. Trzy lata temu, z niewiadomych przyczyn, miała tu miejsce katastrofa którą nazwano Wielkim Upadkiem. Wielki Upadek był epokowym wydarzeniem nie tylko dla naszego świata, ale także dla innego. Potwory od tamtego czasu również zamieszkują NY wraz z ludźmi, lecz z czasem ich relacje stają się coraz to bardziej przyjazne .Ci, znani jako Tkacze, zgromadzili się i wznieśli barierę aby powstrzymać Wielki Upadek. Ich działania cudem zatrzymały rozprzestrzenienie się katastrofy, a nad miastem utworzyła się wielka ,,bańka" w postaci mgły. Nadal pozostało wiele zagadek. Na przykład, nikt dokładnie nie wie, co się stało w epicentrum. Jednak, badania nad Wielkim Upadkiem trwają do dziś"

Potwory? Do tej pory jeszcze ani jednego nie widziałyśmy.

- Może popytamy innych o drogę? Same nie damy rady tam dojść - zaproponowała Reina.

- Tak bedzie najlepiej - odpowiedzialam i przełożyłam swoją torbe przez ramię.

Gdy znalazłyśmy się w mieście caly artykuł o Nowym Jorku który czytałam okazał sie prawdą . Faktycznie żyją tu ludzie i potwory i wcale sie tym nie przejmują. Podeszłyśmy do pierwszych lepszych ludzi i zapytałyśmy jak dotrzeć w podane miejsce. Musiałyśmy iść wzdłuż zatłoczonej ulicy a następnie skręcić w lewo. To nie takie trudne, prawda? I tak zrobiłyśmy. Po 10 minutach marszu dostrzegłyśmy nasz cel. Wielki budynek a przed nim nieliczne drzewa, ławki itp.

Spojrzałam na zegarek, była 13:55, postanowiłyśmy usiąść na tą chwilkę i ochłonąć. Z lewej kieszeni kurtki wyciągłam jednego papierosa po czym go zapaliłam. Troszkę sie obawiałam tego spotkania. Nie przywykłam do poznawania nowych ludzi. Na szczęście Reina zachowywała zimną krew.

-Wiesz, ja tam wole nie palic kilka minut przed spotkaniem, jeszcze źle cię ocenią - przyjaciółka popatrzala na mnie z uśmiechem.

- E tam, raz sie żyje - odpowiedziałam również z uśmiechem.

Godzina 14:00

Zza zakrętu nagle wyszło dwóch chłopaków.

Pierwszy, młody brunet niskiego wzrostu, ubrany w luźną bluzę, spodnie i adidasy a na jego ramieniu siedziało coś białego. Coś na podobie małej małpki, szedł tuż obok swojego towarzysza o ciemniejszej karnacji. Wysoki, chudy chłopak o białych włosach, w sumie nie tylko włosach. Cały był ubrany na biało, tylko wystająca z pod kurtki bluzka byla czarna. Palił cygaro.

Niby niczym sie nie wyróżniali, lecz przyciągli moją uwagę, z resztą oni też cały czas na nas patrzeli idąc w naszą stronę.

- No, to chyba oni - Reina szturchnęła moje ramię.

- Oby nie... O dziwo, są punktualnie o 14:00 - powiedzialam dopalając resztę papierosa po czym wyrzuciłam go gdzieś przed siebie, a oni stali już koło nas.

- No no, kolejne osoby z papierosami? Szefuniowi to sie napewno nie spodoba - powiedział ten najwyższy.

- Cześć. Czyżby Reina Fuse i Tequilla Mitsui?- brunet wyciągnął ze spodni dwa zdjęcia z podpisami i jeszcze raz na nas spojrzał. Jego oczy były zamknięte więc... Jak mógł coś w ogole widzieć?

- Tak to my. Jesteście członkami Libry? - zapytałam.

-Oczywiście, dlatego tu jesteśmy. Jestem Zapp. Zapp Renfro a to jest Leonardo Watch - powiedział biało włosy.

- Miło nam - powiedziała Reina podchodząc do Leonard'a. -Leo, jakie ładne imię - dodała.

- Uhm... Dziękuję - odpowiedział wyraźnie się rumieniąc.

- Dobra, Dobra, za dużo tych przyjemności, chodźmy już, szef napewno sie niepokoi - powiedział Zapp odpalając drugiego cygaro.

Wstałyśmy z ławek i poszłyśmy za nimi. Przez całą drogę rozmawialiśmy, prawie że o wszystkim. Opowiedziałyśmy im trochę o sobie, naszych umiejętnościach i takie tam. Na początku Leo tylko przytakiwał głową, ale potem bardziej sie otworzył. Powiedział nam trochę o swoich Boskich Oczach i w jakich okolicznościach je zdobył. Leo również należy do Libry zaledwie od kilku dni, więc będzie nam raźniej.

- Smutne- powiedziała Reina. -Musi być ci naprawdę ciężko.

- Tak... Cały czas tęsknię za siostrą, chciałbym ją kiedyś zobaczyć- powiedział i spuścił głowę.

Idąc tak i rozmawiając nawet niewiem kiedy znaleźliśmy sie na miejscu, a raczej na ślepej uliczce. Podeszliśmy do drzwi które znajdowały sie na końcu a Zapp wpisał jakiś kod do urządzenia umieszczonego tuż przy drzwiach. Po wpisaniu kodu drzwi otworzyły się. Weszliśmy do złoto czerwonej windy, na jej podłodze dało się zauważyć złotą wage. Pojechaliśmy na ostatnie piętro a gdy już tam byliśmy przed nami ukazały się wielkie drzwi. Zapp podszedł i jedym sprawnym ruchem je otworzył. W ułamku sekundy padło na nas oślepiające światło a wszyscy zgromadzeni w środku spojrzeli na nas.

Nienawidze tego uczucia, wtedy kiedy jestem w centrum zainteresowania.

Za długim biurkiem stały dwie osoby. Wysoki i umięśniony facet a tuż obok niego zgrabna kobieta w czarnych, krótkich włosach. Po prawej stronie pomieszczenia stał starszy mężczyzna ubrany w typowy garnitur, jego większość twarzy była pokryta bandażem, widać było tylko oczy, usta i wąsy.

-Zatem to wy jesteście naszymi nowymi towarzyszkami? - zapytał mężczyzna.

-Tak, na to wygląda-powiedzialam.

-A wiec, dzień dobry, nazywam się Klaus Von Reinherz- odpowiedział po czym wskazał na kobietę. - To Chain Sumeragi, miło was poznać, Tequilla i Reina. Witamy w Librze!

Po tych słowach Chain chwyciła nasze papiery z biurka wraz ze zdjęciami i jeszcze raz je przejrzała.

- Na to wygląda że wszystko się zgadza, wolałam się upewnić, nie chciałabym powtórki z sytuacji kiedy Leonardo do nas dołączył. Podał się za niejakiego Johnnego Landis'a który już dawno kopnął w kalendarz - powiedziała Chain odkładając papiery z uśmiechem.

- Haha Johnny Landis? Ależ wymyślił chłopie - Zapp zaśmiał się klepiąc Leo po ramieniu.

- To ty wtedy spieprzyłeś sprawę Zapp... - powiedziała Chain mrużąc oczy.

- Że co?! Ty też sie nie skapłaś!

-Zdychaj.

-Spokój, koniec tej kłótni. Gilbercie... - Pan Klaus popatrzał na starca. - Pomóż dziewczynom zanieść ich bagaże do pokoi.

-Już się robi- odpowiedział Gilbert po czym wziął nasze torby i pomaszerował do drzwi w kącie pomieszczenia a my tuż za nim.

W trakcie drogi do naszych pokoi opowiadał troche o Panu Klausie,Zappie, Chain i reszcie grupy. Dowiedziałam się że Klaus ma 28 lat, Zapp 24 a Leo 19. Jest w naszym wieku wiec myślę ze napewno się z nim dogadamy.

Będąc w pokoju usiadłam razem z Reiną na jednym z łóżek.

-Serio bedziemy tu mieszkac? Myślałam że będziemy musiały sobie wynająć pokój w hotelu czy coś-powiedziała Reina.

-Też tak myślałam. Ale widać że oni są ze sobą zżyci, jak rodzina, a od teraz, my również jesteśmy jej członkami- powiedziałam wpatrując się w okno. Z zamyślenia nagle wyrwał nas Leo wbiegający do naszego pokoju z trzema papierowymi torebkami w rękach.

-Em... Hej, właśnie przyniosłem nam trochę jedzenia z Jack Rockets. Jesteście głodne? - zapytał czochrając się po włosach.

- No jasne - odpowiedziałyśmy razem a tuż po tym dołączył do nas Zapp

Do wieczora jedliśmy i rozmawialiśmy. Jutro prawdopodobnie bedziemy mialy swoją pierwszą misje. Będziemy też mogły zaprezentować swoje umiejętności. W pewnym momencie podbiegła do nas biała małpka, którą Leo miał wcześniej na ramieniu.

-Prawie o tobie zapomniałem. To jest Sonic, nasz mały kumpel - Leo wziął na rękę zwierzaka.

-Ta... Mów Za siebie kurduplu, ja z tą małpą nie chce mieć nic wspólnego- Zapp parsknąl śmiechem a my zaczęłyśmy chichotać.

Późnym wieczorem Leo i Zapp pożegnali się z nami i poszedli do własnych pokoi. Miałyśmy wtedy trochę czasu na rozpakowanie się. Gdy wszystko zostało zrobione, położyłyśmy się spać, cały czas myśląc, co nas czeka jutro.

--------

No i koniec pierwszego rozdziału ;3; Początek chyba sprawił mi najwięcej trudności, musze to przyznać.

Przeglądając wattpada nie znalazłam ani jednej polskiej książki o Kekkai Sensen, czyli jestem pierwszą osobą która sie tego podjęła? Czaaad :v

Jak narazie myślę ze jest spoko, zobaczymy co bedzie potem ;) mam niezły napływ weny dlatego planowałam że rozdziały będą pisane codziennie, ale jeszcze niewiem jak to bedzie, szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła ;-; No nic, to narazie tyle z mojej strony, siemasz! ;3

Ps. Za wszelkie błędy w tekście przepraszam!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top