Nowe życie

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Powoli otworzyłam jeszcze zaspane oczy i spojrzałam na czarny sufit wiszący nade mną. To nie był mój pokój, nie był to też pokój który wynajmowałyśmy razem z Reiną w Librze. Gdzie ja do cholery jestem?
Ale... Kto to jest Reina? Czym jest Libra?
Szlag. O czym ja mówię? Reina to przecież moja przyjaciółka... Dołączyłyśmy do Libry jakiś czas temu.
Nie... Nie znam przecież osoby z takim imieniem, musiałam się pomylić.
W mojej głowie zaczęły powstawać czarne dziury które powoli wchłaniały mój zdrowy rozsądek wraz ze wspomnieniami które dotychczas zdobyłam.
Chcąc wstać poczułam że coś nadal trzyma mnie przykutą do łoża. Spojrzałam na swoje ręce, miałam zabandażowane nadgarstki które dodatkowo były owinięte jakimś silnym pasem. Zerknęłam przed siebie. Mój ubiór był inny niż wcześniej. Z tego co pamiętam to jeszcze na operacji miałam założoną kurtkę i spodnie, widocznie musieli mnie przebrać.
Po chwili poczułam się troszkę źle, wręcz niekomfortowo. Jak mogli ściągnąć tamte ubrania i od tak założyć nowe niczym zwykłej lalce?
Zdenerwowana szarpnęłam najpierw lewą ręką która nagle wydostała się z uścisku skórzanego pasa, a później prawą, która zrobiła to samo. Usiadłam na łóżku nie odkrywając z siebie kołdry i rozejrzałam się dookoła. Całe to pomieszczenie było ciemne. Jedynym źródłem światła były dwa okna które były lekko przysłonięte czarnymi zasłonami. Tuż pod nimi dało się dostrzec dwa fotele i jeden szklany stolik a na ścianach jakieś duże, nijakie obrazy.
Jedno jest pewne, już dziś muszę zmienić wizerunek tego pokoju. Prawdopodobnie te pomieszczenie należy do mnie więc... chyba mam prawo do jakichś zmian? Ale właśnie... jak ja się tu znalazłam?!
Siedząc w tej samej pozycji zaczęłam sobie wszystko na nowo analizować. Ostatnie co pamiętam to te jakieś potwory stojące na zapleczu klubu nocnego, wołały mnie. Potem przybył Despair...i zaprowadził mnie właśnie tu.
Już wszystko pamiętam. Ostatnie wspomnienia, te o operacji, przyprawiły mnie o gęsią skórkę. Odrzuciłam na bok jedwabną kołdrę i wstałam z łóżka. Chwiejnym krokiem przybliżyłam się do stolika na którym stał kwadratowy kartonik a na nim dwie, drewniane pałeczki. Usiadłam na jednym z foteli i chwyciłam pudełko.
- Ramen... - wymamrotałam po cichu i w jednej chwili pochłonęłam jedzenie nie zwracając uwagi na to że jest zimne. Byłam okropnie głodna, czułam się tak, jakbym nie jadła miesiąc. Odstawiłam opakowanie na bok i jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju, moją uwagę przyciągnęła stojąca w rogu czarna szafa. Podeszłam do niej i otworzyłam. - Aligura - powiedziałam z rozbawieniem gdy przeglądałam wszystkie ciuchy które znajdowały się w środku mebla. Ona to jednak wie jak o mnie zadbać. ,,Królową Ciemności nie można stać się tak od razu'', w głowie zadzwoniły mi słowa dziewczyny niczym niedzielne dzwony.
Na to wygląda że mam już wszystko za sobą... Co za ulga. Lecz, nadal nie wiem jakie są obowiązki tej całej Królowej Ciemności którą aktualnie zostałam.
Zaczęłam przeglądać się w lustrze które było umieszczone na prawych drzwiach szafy.
Ta sukienka którą miałam na sobie nie była wcale taka zła.
Była czarna, średniej długości, miała koronki oraz wycięcie na plecach.
Dobrałam do tego czarne rajstopy, jakieś ładne botki i wyszłam z pokoju na korytarz.
Ponieważ nie zwiedziłam jeszcze całej tej rezydencji, postanowiłam że pójdę do tego samego miejsca gdzie byłam za pierwszym razem, tam gdzie spotkaliśmy Femta i Aligurę.
Zamknęłam drzwi pokoju i poszłam wzdłuż holu.
Po chwili marszu doszłam do celu. Zawachałam się przez chwilę lecz zdecydowałam otworzyć wrota i wejść do środka, nikogo tam nie było.
Stanęłam przy drzwiach, rozejrzałam się i zaczęłam iść w stronę pustego, długiego stołu.
Która jest w ogóle godzina? Despair nadal nie oddał mojego telefonu...
Stojąc przy stole, odsunęłam jedno z krzeseł i usiadłam na nim. Poczekam tu aż wreszcie się ktoś zjawi.
Oparłam nogi o stół i przymknęłam oczy.
×××
Po około pół godzinie do sali weszła Aligura. Niosła blaszaną tackę na której miała kawałek ciasta, porcelanowy dzbanek i filiżanki.
- Nareszcie wstałaś, jak można tak długo spać? - zapytała Aligura siadając dwa miejsca obok mnie.
- Długo spać...czyli?
- Dziewczyno, spałaś 3 dni i 6 godzin! A może to przez te leki uspokajające...?
Popatrzałam na nią ze zdziwieniem.
- No wiesz, na operacji dostałaś jedną dawkę substancji znieczulającej wymieszaną z usypiającą a później dwie uspokajające. Rzucałaś się jak opętana.
Teraz już wiem skąd te zaciśnięte pasy na moich rękach...
- A właśnie... Po co mi te bandaże? - zapytałam wskazując na nadgarstki.
- Tego teraz nie zdejmuj. Dopiero za kilka dni.
Dziewczyna na chwilę umilkła, zręcznie chwyciła dzbanek i nalała do filiżanek jakiegoś płynu.
- Herbatki? - zapytała po chwili i nie czekając na odpowiedź podała mi filiżankę.
W tym samym czasie dołączyła do nas kolejna osoba, Król Rozpaczy. Pojawił się tak znikąd i przystanął przy moim krześle.
- Fajnie to się tak śpi przez 3 dni? - zapytał i zaśmiał się.
- Cudownie, wiesz? Gdzie jest mój telefon? Masz go?
- Może mam, może nie mam, kto wie? Spróbuj zgadnąć.
- Despair, nie czas na twoje gierki, mamy coś ważniejszego do roboty - wtrąciła Aligura.
- Dobra, już dobra - powiedział Despair i wyciągnął z kieszeni jakieś zdjęcie.
Przedstawiało ono młodą dziewczynę, o jasnej karnacji i białych włosach upiętych w dwa kucyki. Wydawała mi się znajoma.
- Znasz ją? - Despair zapytał po chwili.
- Kojarzę, a co?
- To jest twoja dawna przyjaciółka. Wykorzystała Cię i zostawiła kilka dni temu. Teraz przesiaduje z Librą, tajną organizacją którą chcemy zniszczyć. Wiesz co mam na myśli?
- Słodką zemstę i zniszczenie Libry?
- Dokładnie.
Król Rozpaczy schował zdjęcie do kieszeni i wyciągnął z niej drugą fotografię, przedstawiała ona grupę ludzi. Jakiegoś bruneta z zamkniętymi oczami, białowłosego typa, wielkiego gościa przypominającego bestię, faceta w garniturze i z blizną na policzku oraz szczupłą dziewczynę w czarnych krótkich włosach.
- To jest Libra. Nasza kochana organizacja która krzyżuje nam plany.
Patrząc na to zdjęcie poczułam coś dziwnego, jakieś nieznane uczucie które nagle zagościło w moim umyśle. Nie wiedziałam jak je nazwać. Ale jednego byłam pewna, muszę zniszczyć Librę i ich członków wraz z tą całą Reiną.
- Wszystko ładnie, pięknie ale Tequilla nie zna jeszcze swoich własnych umiejętności prawda? Wybudziła się dopiero godzinę temu - zaczęła Aligura popijając herbatę.
- Nie ma sprawy. Za chwilę wybieramy się na mały spacerek - Despair spojrzał w moją stronę śmiejąc się.
No nie.... Dlaczego znowu on?
Z westchnieniem postawiłam nogi na podłogę i wstałam z krzesła.
Przez 3 dni leżałam i nawet nie drgnęłam, muszę teraz to wszystko rozchodzić.
Wygładziłam sukienkę i wolnym krokiem podążyłam za Królem Rozpaczy.
Gdy przystanęliśmy przy kolejnych drzwiach, Despair zapytał:
- To gdzie najpierw?
- Może do parku?
Tak jak zaproponowałam, po otworzeniu drzwi znaleźliśmy się w miejskim parku. Zaskoczyło mnie to trochę, no ale kiedy jestem u Trzynastu Króli ( w sumie to teraz Czternastu Króli, ale zostańmy przy starej nazwie) wszystko jest możliwe.
Przekroczyliśmy srebrną bramę i zaczęliśmy iść szeroką dróżką, wzdłuż której rosły dęby i sosny.
Teraz, gdy wreszcie byłam na świeżym powietrzu, zauważyłam że niektórzy ludzie i potwory które są w zasięgu mojego wzroku, promieniują bardzo jasnym kolorem. Nigdy czegoś takiego nie doznałam, mam nadzieję że to tylko mała pozostałość po operacji.
- Ty... Też ich widzisz? - zapytałam po chwili.
- Być może.
- Czy ty...
- Dlaczego nie spróbujesz odgadnąć, czym lub kim jestem?
Znasz już moje imię, czyż nie? - Despair znowu zaczął swoją gadke.
Logicznie myśląc, znałam jego imię... Lecz jednak nie do końca. ,,Król Rozpaczy" to jest jego pseudonim. Ktoś kiedyś mnie informował o tym, że nikt nie zna jego prawdziwego imienia, ale... Kto to był? Nie mogę przypomnieć sobie tamtej osoby.
- ... Wszyscy są strasznie głośni - Despair mówił coś swoim spokojnym głosem lecz zdołałam usłyszeć tylko końcówkę jego zdania.
- Żałosne, prawda? - zapytał.
Nie wiedząc co odpowiedzieć, przytaknęłam głową i spojrzałam przed siebie.
Usłyszałam swoje imię, ktoś wyraźnie mnie wołał, ale kto?
Patrząc wprost zauważyłam dziewczynę biegnącą w moją stronę. Wyglądała tak samo jak laska z tamtego zdjęcia.
Gdy dzieliło nas tylko kilka metrów, Reina zaczęła krzyczeć.
- Gdzie ty do cholery byłaś?! Szukaliśmy Cię! Dlaczego nas zostawiłaś? - dziewczyna spojrzała na moje zabandażowane nadgarstki.
- Co oni ci zrobili?! - teraz zwróciła się do Króla Rozpaczy.
- Nie mów tak, jakbym był jakimś złym przestępcą! Znalazła nową rodzinę, powinnaś być bardziej wdzięczna - Despair odrzekł z rozbawieniem.
- Kłamiesz! My jesteśmy jej rodziną! Ja i Libra! Wszyscy się o nią martwią! Leo, Klaus, nawet Zapp narzeka na to że nie ma z kim się podroczyć. Tequilla, powiedz coś wreszcie!
Przez cały czas stałam i przysłuchiwałam się jej słowom. Kompletnie nie pasowały do tego co powiedział mi Despair, oznacza to... że kłamie.
Znudzona tym wszystkim ruszyłam wreszcie w stronę Reiny która odpowiedziała mi przyjaznym gestem który zachęcał, abym ją przytuliła.
Stanęłam tuż przed nią a dziewczyna zrobiła krok do przodu. Wtedy chwyciłam jej jedną rękę a swoją drugą uderzyłam w lewy policzek.
Dziewczyna upadła na ziemię i spojrzała na mnie swoim błagalnym wzrokiem. Z ust leciała jej krew.
- Ja już nie mam przyjaciółki - warknęłam i czekałam na ciąg dalszy wydarzeń.
Reina wstała, zmierzyła mnie zaszklonymi oczami i zszokowana zniknęła w portalu.
Despair podszedł do mnie i zaczął się szczerzyć.
- Robisz postępy, młoda. Coś mi się zdaję że będą z Ciebie ludzie - powiedział.
- Dlaczego ona powiedziała że wszyscy się o mnie martwią? Co jeśli...
- Odpuścisz sobie? Po co miałbym kłamać?
- Cóż... Słyszałam że jesteś notorycznym kłamcą.
- Ja? Kłamcą? Ja po prostu nie mówię całej prawdy. A teraz, chodźmy.

*Reina pov*

Znalazłam się w Librze. Po tym co przed chwilą usłyszałam... Miałam ochotę zamknąć się w sobie.
Postanowiłam że pójdę do Leo. Muszę komuś powiedzieć o tym wydarzeniu w parku.
Wyszłam na korytarz i bez pukania weszłam do pokoju chłopaka.
Wyglądał na zaskoczonego ale wiedziałam że zawsze mnie przyjmie z uśmiechem na twarzy.
- Reina, co ci się stało? - zapytał i stanął w bezruchu.
- Nie uwierzysz co się stało...
Odnalazłam Tequillę.
- Naprawdę? Gdzie ona jest?
- W parku... Ale to nie ta sama Tequilla co kiedyś. Jest inna... - powiedziałam drżącym głosem.
Leo wstał, podszedł do szafki i wyciągnął z niej jedną chusteczkę którą następnie wytarł krew z moich ust.
- To ona ci zrobiła? - zapytał lecz nie byłam w stanie odpowiedzieć, do oczu napłynęły mi łzy.
- Trzeba powiadomić szefa i innych.
- Leo... Ona nie jest sama. Był z nią Król Rozpaczy więc pewnie jest teraz z Aligurą i Femtem. Nie damy rady...
- Damy radę. Uratujemy Tequille i wszystko wróci do normy. Obiecuję - powiedział chłopak po czym mnie przytulił.
- Chodźmy do Zappa. Później wszyscy pójdziemy do szefa.

*Tequilla pov*

Po tamtym wydarzeniu, wróciliśmy do siedziby Trzynastu Króli. Aligura i Femt byli strasznie zadowoleni wieścią o tym co zrobiłam. Mówili coś w stylu że razem możemy podbić świat a nawet wszechświat.
Później poszłam do pokoju na kolejne kilka godzin, ubrałam coś luźnego i zrobiłam małą przemianę wystroju mojej sypialni.
Pod wieczór Despair zaproponował abyśmy pochodzili trochę po dachach bloków. Podobno widać z nich przepiękny widok. Zgodziłam się.
Najpierw weszliśmy na dach jakiegoś uniwersytetu. Gdy znalazłam się na górze, nagle odezwał się mój lęk, lęk wysokości.
Stojąc i rozglądając się, przypomniałam sobie moment, kiedy byłam u Williama. Wtedy kiedy pojawił się Despair. Co się stało z tamtym chłopakiem? Kim on w ogóle dla mnie był?
Załapałam się za głowę. Coraz więcej wspomnień znikało z mojej pamięci.
- Despair... Gdzie jest William Macbeth? - zapytałam lecz Król Rozpaczy przez chwilę wydawał się być niedostępnym.
- Kiedyś istniał tego typu człowiek. Słyszałem też plotkę o dziecku Tkaczy z psychicznymi mocami, chcieli go nazwać ,,Lśnienie". Cóż za dziwaczne imię.
- Dobra, ale gdzie on jest?
- A niewiem, może umarł w wypadku samochodowym, może walczy o życie w szpiatlu, a może po prostu siedzi w domu i zakuwa chemię?
- Bardzo śmieszne, naprawdę.
- No właśnie wiem. Chodźmy dalej.
Despair wziął rozbieg i z prędkością światła znalazł się na bloku obok.
- No co jest? - krzyknął blondyn i wrócił na blok na którym stałam.
- Dlaczego nie idziesz?
- Niewiem czy wspominałam, ale... Nie dam rady.
- Lęk wysokości? Myślałem że Aligura coś z tym zrobiła...
Nastała cisza, było słychać tylko warczenia samochodów i ostatnie śpiewy ptaków.
- Ehh... W porządku zajmę się tym.
Król Rozpaczy po tych słowach przybliżył się do mnie tak blisko, że poczułam się niezręcznie. Objął mnie rękoma i zatopił się w moim obojczyku.
Wampir...? Ale jak to?
Przymrużyłam oczy, czułam jakby wysysał ze mnie całe życie.
Król Rozpaczy odstawił mnie na kamienny podest.
- Teraz jako wampirzyca bedziesz silniejsza i zapomnisz o lęku wysokości - powiedział chłopak oblizując się.
Widząc że jeszcze nie jestem w stanie wstać, wziął mnie na ręce i wróciliśmy do bazy.
Odniósł mnie do mojej sypialni w którym od razu pojawiła sie Aligura.
- Gdzie byliście? I czemu ją trzymasz w ramionach? - zapytała dziewczyna.
- Tequilla trochę zasłabła.
Poza tym, słyszałem że miałaś coś zrobić z jej lękiem, pamiętasz?
- Miałam wystarczająco dużo do roboty, wypadło mi z głowy .
- Jasne. Na jutro przynieś Tequilli jakąś krew medyczną, lub cokolwiek.
- Despair, nie zrobiłeś tego o czym myślę, prawda?
- Owszem, zrobiłem. Ale kogo to wina?
- Rozmawialiśmy o tym chyba! Powiedziałam ci że...
- Że co? Nie, to ja ci powiedziałem że masz się nie wtrącać w nie swoje sprawy i decyzje. Chyba że mam rozwalić twoją duszę na kawałki? Chcesz tego, Królowo Monomanii, Aliguro? - oczy chłopaka zaczęły lśnić niebieskim światłem na co Aligura wyszła z pokoju bez słowa.
- Jutro pogadamy. Teraz śpij - powiedział blondyn i znikł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top