Epilog
Żyj z całych sił, życie tak krótkie jest.
Bez żalu, bez poczucia winy.
Uśmiechnij się do nieznajomego.
Kiedyś Ty byłeś moim nieznajomym.
Dziś moim mężem dumnie Cię nazywam.
Pomagasz mi, trzymając mnie za rękę.
W prostym "Bezpiecznej podróży",
W krótkim "Jest zimno, ubierz czapkę".
Byłeś tajemniczym nieznajomym.
Szukając Ciebie, odnalazłem siebie.
Nie żałuj niczego.
Ja jestem tuż obok.
Jeśli się boisz, złap mnie za rękę.
Wystarczyło jedno krótkie "Witaj Nieznajomy".
By dziś iść razem obok siebie.
By w przyszłość odważnie szeroko otwartymi oczyma patrzeć.
Pięć lat później
Wynajęty dla nich dom był już teraz pełen ludzi, a przecież wciąż brakowało kilku ważnych osób. Phuwin i Dunk bardziej przeszkadzali niż pomagali i w końcu Iris kazała im zająć się dekorowaniem domu w bardzo świątecznym stylu. Bracia korzystając z tego, że nikt ich nie obserwował, wyszli na dwór i zaczęli walkę na śnieżki, obrzucając siebie wzajemnie ulepionymi ze śniegu kulkami. Dunk ukrył się za drzewem i gdy zdezorientowany Phu rozglądał się wokół w poszukiwaniu brata, Dunk wskoczył mu na plecy, przewracając go w śnieg. Bawili się jak małe dzieci, ale nikomu to nie przeszkadzało. Tutaj nie byli rodziną królewską, która musiała odpowiednio się zachowywać, tutaj byli po prostu rodziną.
Wewnątrz budynku również panował wesoły, miły chaos.
– Aster, nie biegaj, bo się przewrócisz! – Iris na próżno usiłowała uspokoić swoją małą córeczkę. Dziewczynka odziedziczyła żywiołowość i energiczność po swoim ojcu, Gemini Norawit Titicharoenrak. Jej starsza zaledwie o godzinę siostra, Camellia, spojrzała na nią z łagodną pogardą, która w jej wieku na jej młodej twarzyczce wyglądała naprawdę uroczo.
– Gem, ty też taki byłeś jako dziecko? – Zapytał z niedowierzaniem First.
– Och, on był jeszcze gorszy – Dunk nie przepuścił żadnej okazji, by dokuczyć swojemu bratu.
– Uważaj, do kogo mówisz. Zwracasz się do króla magicznego świata – Uświadomił mu Gemini pokazując palcem na diadem, który miał na głowie. Była to co prawda tylko plastikowa replika, którą założył na prośbę małej Camellii, ale znaczenie było takie samo.
– Tatusiu Gemi, ładnie narysowałam? – Zapytała Camellia, zeskakując z dziecięcego krzesełka przy specjalnie dla niej zbudowanym niewielkim, różowym stoliku i machając w powietrzu kartką ze swoim arcydziełem. Gemini wziął od niej rysunek i przyjrzał mu się uważnie. Zobaczył coś, co przypominało dwóch mężczyzn trzymających za ręce dwie małe dziewczynki, a za nimi stał nieco koślawy domek, którego obrys Camellia wykonała w kolorze fioletowym, dach zaś był koloru żółtego, a słońce uśmiechało się krzywo.
– A gdzie mama?
– Nie ma – Stwierdziła spokojnie dziewczynka.
– Dlaczego?
– Bo mama nie pozwoliła mi oglądać BBC – Cam zrobiła naburmuszoną minkę. Gemi, który miał zbyt miękkie serce dla swoich córek, uśmiechnął się i przytulił ją, kucając obok niej.
– Oj kochanie, przecież wiesz, że jesteś jeszcze na to za mała.
– Nie jestem! Lubię zwierzątka!
Gemini miał ochotę uderzyć dłonią w czoło.
Serio? To o to chodziło? Dzieci jednak bywają zabawne.
– Dobrze, a co powiesz na Pingwiny z Madagaskaru? Tam też są zwierzątka – Spróbował jakoś załagodzić konflikt młody ojciec.
– Ja chcę obejrzeć coś innego – Wtrąciła się Aster.
– A ja chcę pingwiny!
– Coś innego!
– Pingwiny!
– Coś innego!
Dziewczynki zaczęły przekrzykiwać jedna drugą. Cam wyrwała się z objęć Gemini'iego, podeszła do kanapy i zaczęła szukać pilota do telewizora.
– Pingwiny. – Powiedziała ostatecznie tupiąc nóżką i podpierając boki małymi piąstkami. Iris westchnęła ciężko.
– Zajmę się tym – Powiedział Gemini i podszedł do córeczki Fourth'a, która cały czas stała w tym samym miejscu.
– Tatusiu Gemi, Cam znowu to robi – Poskarżyła się.
– Wiem, porozmawiam z nią później. A na razie mam inną propozycję. Zanim wasz tato Fifi wróci, co wy na to, żebyśmy poszli na mały spacer? Może spotkamy renifery albo nawet Świętego Mikołaja?
Gemini wiedział, że to był dobry pomysł. Obu dziewczynkom natychmiast zaświeciły się oczy z radości. Aster podbiegła do niego i zaczęła go szarpać za rękę.
– Taaaak, tatusiu Gemi, taaak, chodźmy!
Camellia podreptała szybko w stronę drzwi wyjściowych.
– Nie tak szybko moja panno, a gdzie masz kurtkę i czapkę? Jesteśmy w Finlandii, tu jest zimno. Zaraz cię Pan Mróz znajdzie, złapie za nos i rzuci na ciebie klątwę, przez którą przez całe Święta będziesz leżeć w łóżku – Zatrzymała ją Iris. Mała posłuchała jej, ale bardzo niechętnie. Aster postanowiła udawać grzeczną dziewczynkę: podeszła do swojej szafki, w której znajdowały się jej ubranka, otworzyła ją i wyjęła na chybił-trafił jedną z kurtek. Gemini przyglądał się tym scenom z rozbawieniem.
Za kilka godzin miał do nich dotrzeć Fourth z Khaotungiem, Joong'iem oraz Annie i Rose. Dla dwójki rodzeństwa, które Khaotung i First nie tak dawno adoptowali, Superboy'a oraz Allana, była to pierwsza zagraniczna podróż. Chłopcy byli nieco starsi od dziewczynek, Superboy miał trzynaście lat, a Allan osiem. Superboy uważał, że jako najstarszy z nich powinien zaopiekować się pozostałymi.
Phuwin, Dunk, First, Iris oraz Gemini z córeczkami dotarli do wynajętego specjalnie dla nich domu w uroczym otoczeniu zasypanych śniegiem drzew trzy dni wcześniej i mieli czas, by wszystko przygotować. Pani Puitrakul nie czuła się najlepiej, więc pozostała w Instytucie pod opieką Ciize i doktora Jimmy'iego.
Dom, który wynajęli posiadał otwartą przestrzeń na dachu, gdzie ustawiono fotele i leżaki w taki sposób, aby w nocy można było obserwować zorze polarne i gwiazdy. Dziewczynki ubłagały First'a, by za pomocą magii udekorował pobliskie drzewa kolorowymi światełkami i gdy przykryła je kolejna warstwa śniegu, pośród ciemności nocy wyglądało to naprawdę magicznie i wyjątkowo.
To Annie wpadła na pomysł z wspólnym świętowaniem Bożego Narodzenia tak daleko od ojczyzny każdego z nich.
– Zawsze chciałam zobaczyć na żywo zorzę polarną. No i wyobraźcie sobie tą atmosferę – Przekonywała ich jeszcze w Bangkoku wiele tygodni wcześniej.
– A co z dziećmi?
– Dzieci będą miały największą frajdę, zobaczysz. W dodatku, to przecież kraj Świętego Mikołaja, tego współczesnego. Będzie super!
Fourth początkowo nie chciał się zgodzić, ale wtedy Annie pokazała mu filmiki i zdjęcia, jakie znalazła na jednym z serwisów internetowych.
– Tylko pomyśl, jak cudownie tam będzie!
– I zimno – Skrzywiła się Rose.
– Dam ci moją kurtkę, jeśli będziesz potrzebować. Pamiętaj, że ja urodziłam się w lutym, jestem częścią zimy, zima to moja pora roku, a więc nigdy nie jest mi zimno.
Rose o tym wiedziała. Znała Annie już na tyle długo, by nie jeden raz widzieć, że jej dziewczyna wolała chłodniejsze warunki, do klimatu Tajlandii musiała się długo przyzwyczajać.
Gdy mama Rose wyjechała do pracy do USA, Rose została w Bangkoku sama, skupiając się na studiach. Annie, która zakochała się w niej od pierwszej chwili, wypytywała o nią Gemini'iego tak długo, aż zdradził jej wszystkie szczegóły i ostrzegł ją:
– Annie, uważaj, moja przyjaciółka twierdzi, że jest hetero, proszę, nie daj się zranić.
– Spokojnie, GemGem, wiem, że nie będzie łatwo. Zacznę od przyjaźni. Tylko błagam, nie mów jej.
I Gem nie powiedział swojej przyjaciółce nic o zamiarach Polki. Być może to właśnie jego milczenie było kluczem do ich sukcesu. Gem nie wiedział, jak Annie tego dokonała, ale już pół roku później podczas jednej z wspólnych misji dziewczyny przyznały, że są parą. Gem musiał wtedy przez cały dzień kupować Fourth'owi wszystko, czego jego mąż sobie zażyczył, ponieważ przegrał z nim zakład, twierdząc, że Annie nigdy nie poderwie Rose.
– Widocznie jednak wcale nie znasz aż tak dobrze swojej przyjaciółki – Śmiał się wtedy wesoło Fourth.
A teraz mieli świętować po raz pierwszy w tak dużym gronie i po raz pierwszy bez mamy Gemini'iego, Dunka i Phuwina. Kobieta odprowadziła wszystkich na lotnisko, wyściskała ich mocno i wycałowała, po czym wróciła do swoich obowiązków w Instytucie Rycerzy Światła.
Gemini zabrał obie dziewczynki na dwór, gdzie zaczęli się bawić w śniegu. Młody król Titicharoenrak mógł nareszcie całkowicie pozbyć się swojego oficjalnego, poważnego i spokojnego wizerunku, który chwilami bardzo go męczył, schować koronę głęboko do szafy i na powrót stać się pełnym energii młodzieńcem, który czerpie radość z każdej psoty. Ich śmiechy i radosne okrzyki wzbijały się aż pod niebo.
Gemini ułożył się na plecach na miękkim śniegu, w który mocno się zapadł i machając rękoma oraz nogami zaczął tworzyć śnieżnego aniołka.
– Tatusiu Gemi, co robisz? – Zapytała Aster stając obok jego głowy.
– Aniołka. Chcesz też? Chodź, pokażę ci.
– A mama nie będzie zła? – Dopytywała się Camellia.
– Nie, spokojnie, mama wie, że to taka zabawa – Wyjaśnił jej Gemini i pomógł obu córeczkom ułożyć się w podobny sposób na śniegu. Później ulepili jeszcze wspólnie bałwana. Roześmiana Aster z policzkami czerwonymi od mrozu pobiegła do domu i po chwili wróciła z największą marchewką, jaką znalazła.
– Bałwany w bajkach zawsze mają marchewkowe nosy – Wyjaśniła, stając na palcach i próbując dosięgnąć umieszczonej na samej górze śnieżnej kuli w miejscu, gdzie powinien znajdować się nos. Gem podniósł ją i pomógł jej dokończyć dzieło. Jako rąk użyli gałęzi pobliskiego świerka, za oczy posłużyły dwa czarne węgielki zabrane z wiadra obok pieca kaflowego w jednym z pokoi, a usta Gemini wykonał z kolorowych kamyczków, jakie znalazł w doniczce z wielkim kwiatem, którego nazwy nie znał, a który stał niedaleko okna w salonie na niewielkiej, drewnianej podstawie.
Kolejne godziny spędzili na wesołej zabawie, aż okolicę pokryła całkowita ciemność. Tutaj dzień był bardzo krótki i noc zapadała szybko, a jednocześnie była piękna jak nigdzie indziej.
Przemoczeni i zziębnięci wrócili do przyjemnie ciepłego wnętrza domu. Zdjęli mokre kurtki i buty. Iris przyniosła im ręczniki do wytarcia mokrych od śniegu włosów, a chwilę później też ubrania na zmianę. Gdy się przebrali, zabrała mokre ciuchy i wstawiła je do prania. First tymczasem przygotował im ciepłe napoje. Gemini, First, Camellia i Aster zasiedli na kanapie przed kominkiem, na którym wesoło trzaskał ogień, grzejąc ich przyjemnie. Chwilę później usłyszeli skrzypienie otwieranych drzwi wejściowych. Aster i Camellia na wyścigi pobiegły zobaczyć, kto to. Zanim First i Gemi zdążyli dotrzeć do przedpokoju, usłyszeli radosne okrzyki dziewczynek.
– Tata Fifi, tata Fifi!
Gemini z łezką w oku obserwował, jak obie naraz starają się wspiąć na obładowanego bagażami swojego biednego ojca, jak ściągają mu z głowy kolorową czapkę(część nowej kolekcji, którą Kamil Stoch zaprojektował do spółki z Lewisem Hamiltonem), jak niemal duszą go w szczerym, pełnym dziecięcej miłości uścisku. Nie widziały go niemal cztery dni, dla tak małych dzieci to jak wieczność.
First podszedł do swojego męża, Khaotunga, i odebrał od niego jego walizkę. Była zaskakująco ciężka.
– Coś ty tam napakował?! – Zdziwił się i lekko zaniepokoił First, znając pomysłowość kierowcy Formuły 1.
– Nic, czego nie powinienem był pakować – Khaotung mrugnął go niego okiem i Kanaphan już wiedział, że to jest na pewno coś, czego nie powinien brać ze sobą, ale ponieważ był to czas Świąt Bożego Narodzenia, postanowił mu łaskawie odpuścić.
– Wujku First, widzieliśmy renifery! Takie prawdziwe renifery! – Superboy nie mógł się powstrzymać przed podzieleniem się wrażeniami z podróży ze swoim nowym opiekunem. Superboy z wyglądu był trochę podobny do Fourth'a i Gemini przyglądał im się ze zmarszczonym czołem, gdy stali obok siebie.
W Finlandii, a konkretnie w niewielkiej wiosce, w której zamieszkali, nastrój Bożego Narodzenia wciąż był łatwo wyczuwalny. To właśnie dlatego Annie zaproponowała, aby spędzić ten wyjątkowy czas właśnie tutaj. Poddani Gemini'iego początkowo nie byli tym zachwyceni, chcieli, aby ich król jak zwykle spędził Święta z nimi, ale on z łagodnym, dobrotliwym uśmiechem wytłumaczył im, że on też ma rodzinę, z którą chciałby przeżyć ten wyjątkowy okres. Dodatkowym plusem była bliskość skoczni narciarskiej, obiektu, który Annie koniecznie chciała pokazać pozostałym.
Joong, który zdążył mocno stęsknić się za swoim narzeczonym, Dunkiem, rzucił mu się na szyję i przytulił go tak mocno, jakby świat się kończył. Pond próbował zrobić to samo z Phuwinem, ale ten zatrzymał go wyciągniętą przed siebie otwartą dłonią.
– Ani mi się waż, wiem, co zrobiłeś.
– Niby co takiego zrobiłem?
– Już ty dobrze wiesz, co – Phu był nieugięty. Odwrócił się i pomaszerował schodami wprost do swojego pokoju. Pond bez wahania ruszył za nim wciąż w kurtce i czapce, zdążył pozbyć się jedynie ośnieżonych butów.
– Powiedz mi, proszę, co zrobiłem? Naprawdę nie wiem! Przysięgam!
– Może lepiej porozmawiajmy o tym, czego nie zrobiłeś? – Phuwin stanął przed nim z zaciętym wyrazem twarzy. W tej chwili wyglądał naprawdę groźnie.
– Dobrze, w takim razie czego nie zrobiłem?
– Nie kupiłeś mi prezentu!
– Skąd wiesz, że nie kupiłem?
– A stąd, że wszystkie pozostałe już są pod choinką, a od ciebie nie ma nic.
– Och, to dlatego, że twój prezent, jakby to powiedzieć... Twój prezent mógłby uciec.
– Hę? Co za bzdury opowiadasz? Jak prezent miałby uciec? – Phuwin sądził, że Pond zmyśla, doskonale bawiąc się jego kosztem, ale właśnie wtedy na szczycie schodów pojawili się First z Khaotungiem. First taszczył wielką walizkę, którą postawił przed Phuwinem.
– Otwórz – Zachęcił swojego chłopaka Pond.
Phuwin przyjrzał się uważnie walizce i dopiero wtedy zauważył, że nie była to typowa walizka do przewożenia rzeczy. Ta wyglądała zupełnie inaczej, w dodatku była skonstruowana tak, że przypominała torbę dla zwierzęcia. Phuwin kucnął i ostrożnie otworzył walizkę, a wtedy spojrzała na niego para pięknych, wesołych ślepiów małego szczeniaczka Golden Retrievera. Phuwin otworzył szeroko usta ze zdumienia.
– To dla mnie? Naprawdę dla mnie? – Zapytał. Przez jego zdolność zamieniania się w zwierzę oraz przez fakt, że Gemini był uczulony na psy, w ich domu nigdy nie było psów, a to zawsze było jego marzeniem.
– Tak, to naprawdę dla ciebie, Phu. Wesołych Świąt. Teraz mi wybaczysz?
– Zastanowię się nad tym – Powiedział wyniośle Phu, podniósł pieska i zabrał go ze sobą do salonu, gdzie obok choinki już leżało specjalnie wyczarowane przez First'a legowisko dla malucha. Aster i Camellia od razu zainteresowały się nowym czworonożnym przyjacielem.
* * *
Następnego dnia Annie pokazała wszystkim, jak się lepi pierogi i zagoniła wszystkich do pomocy. Fourth i Iris zajęli się gotowaniem tradycyjnych tajskich potraw, a Rose opiekowała się dziewczynkami. Wieczorem planowali zasiąść do wspólnej wieczerzy. Gdy pierogi zostały już przygotowane w taki sposób, że wystarczyło je tylko ugotować i okrasić smażoną cebulką, a barszcz czerwony czekał już na podanie go w kilku białych wazach, Annie miała wreszcie czas, by na chwilę usiąść przy kominku i wypić kawę z mlekiem. Fourth usiadł obok niej. W pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach piernika i świeżego świerka, który First z Khaotungiem ustawili w rogu salonu w taki sposób, aby nie musieć dekorować bombkami znajdujących się z tyłu kłujących gałązek. Pozostali domownicy zajęli się ubieraniem choinki, co Annie oczywiście sfilmowała swoim telefonem i opublikowała na Instagramie. Pod jej postem od razu pojawiło się mnóstwo ciepłych słów. Ludzie z biegiem czasu pokochali ich zabawną, trochę szaloną, a trochę głupkowatą ekipę i teraz cieszyli się za każdym razem, gdy któreś z nich publikowało coś w social-mediach, pozwalając swoim fanom w ten sposób być częścią ich życia.
Fourth ubłagał Gemini'iego, żeby poszedł razem z nim na studia na ten sam uniwersytet. Gem zgodził się, ale postawił jeden warunek: zrobią to dopiero, gdy dziewczynki podrosną na tyle, by zrozumieć, a na razie chciał, aby obie córeczki mogły zawsze liczyć na swoich rodziców.
Niemagiczni nie wiedzieli, że Aster i Camellia są córkami tej samej kobiety, a w świecie Magicznych każdy znał ich historię.
– Czy to są właśnie takie Święta, o jakich marzyłaś?
– Tak, Fourth, są idealne. To pierwszy raz, kiedy nie nienawidzę tego czasu, kiedy nie jestem sama. Dziękuję, że mnie przygarnęliście.
– Drobiazg, jesteś dla nas jak rodzina. Poza tym ty i First macie takie same blizny, myślę, że jeśli ktoś jest w stanie zrozumieć mojego brata, to ty chyba najbardziej.
– Masz rację, rozumiem go i uważam, że nie zasłużył na to, co przeszedł. Widzę, jak się troszczy o swoją rodzinę. Może nie mówi tego, ale jego gesty pokazują, że kocha nas wszystkich, nawet taką porażkę jak ja i uważa nas za rodzinę. Ja nigdy nie miałam rodziny, z którą mogłabym spędzić Święta, zawsze byłam wtedy sama i zazdrościłam ludziom, którzy rozmawiali wesoło, idąc razem na Pasterkę.
– Na Pasterkę? Co to takiego?
– To taka msza święta o północy z Wigilii na Boże Narodzenie. W następnym roku zabiorę was na Święta do Polski. Przepraszam, że jeszcze tego nie zrobiłam, nadal nie jestem pewna, czy wybaczyłam sobie to, co się tam wtedy wydarzyło. To przeze mnie zginął Gun. Tinn i Gun poprzednio w swoim wszechświecie wyjechali do kraju, który był odpowiednikiem naszej Polski i... I gdybym wiedziała, że tak to się skończy... Czuję się okropnie. Czy jestem bardzo złym człowiekiem, skoro nienawidzę ludzi, przez których zginął Gun?
Oczy kobiety zaszkliły się niebezpiecznie. Fourth chciał ją przytulić, ale Rose nie dała mu na to szansy.
– Masz do tego prawo. No już, spokojnie. To już przeszłość. My cię kochamy. Tu nikt cię nie skrzywdzi. A Gun na pewno wie, że nie zrobiłaś tego umyślnie, nie wiedziałaś, jakie to będzie miało skutki. No już, moja magiczna księżniczko, jesteś już bezpieczna.
I Annie o tym wiedziała.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością do Rose.
* * *
Wreszcie nadszedł czas, by zasiąść do stołu, który wręcz uginał się pod obfitością posiłków. Były pierogi z kapustką i grzybami, był barszcz czerwony z uszkami i kompot wiśniowy. Był wielki piernik przekładany konfiturami. I była cała masa tajskich potraw, których nazw Annie nawet nie potrafiła wymówić. Dzieci oczywiście najbardziej wyczekiwały chwili, w której będą mogły odpakować przygotowane dla nich prezenty. Khaotung i Fourth wybierali prezenty, gdy tylko dotarli do centrum handlowego w Helsinkach i to właśnie było powodem ich późnego przybycia na miejsce.
Annie nie pozwoliła dzieciom na rozpoczęcie Wigilii od rozpakowania prezentów. Według tradycji w jej domu w Polsce sięgnęła najpierw po Pismo Święte w języku angielskim, przeczytała lekko drżącym głosem odpowiedni fragment i rozejrzała się to twarzach zebranych wokół wielkiego, prostokątnego stołu gości. Dla Aster i Camellii język angielski był drugim językiem, którym uczyły się posługiwać, ale po ich minach Annie widziała, że niewiele zrozumiały. Allan prawie w ogóle nie znał angielskiego, a Superboy posługiwał się nim w całkiem przyzwoitym stopniu.
– Okay, powiedzmy, że mamy to za sobą – Uśmiechnęła się delikatnie Polka. Rose przykryła jej drżącą dłoń swoją.
– Było w porządku jak na pierwszy raz, nie martw się.
Annie tylko pokiwała głową.
First nalał każdemu do misek barszczu, a Rose podała im po szklance kompotu z wiśni. Annie i Fourth pozbyli się swoich fartuszków, w których gotowali(Gemini od czasu do czasu przeszkadzał Fourth'owi, przyklejając się do jego pleców i udając, że mu pomaga).
Wśród prezentów każdy znalazł podobny typowo świąteczny sweter, na środku którego widniało imię osoby, do której ten sweterek należał. Gemini zaproponował, by wszyscy ubrali swoje sweterki i zapozowali do zdjęcia na tle wielkiej choinki.
Po skosztowaniu każdej potrawy poczuli się syci i rozleniwieni. Khao dorzucił drew do kominka. First ustawił playlistę kolęd po angielsku na swoim laptopie, swoją magią sprawiając, że świąteczne melodie wypełniały wszystkie pomieszczenia, ale nie były zbyt głośne. Nadszedł czas na ploteczki, podczas gdy dzieci były zajęte rozpracowywaniem otrzymanych zabawek. Annie jak zwykle podzieliła się z nimi soczystą ploteczką wyczytaną w internecie.
– Eeeej, a wiecie, co ostatnio przeczytałam w internecie na nasz temat?
– Nie, a co takiego?
– Że Camellia to tak naprawdę córka moja i First'a. Aha i że Rose ma romans z Lewisem Hamiltonem.
– O rety, co też ludziom do głowy przychodzi! – Gemini nie potrafił uwierzyć w to, co słyszy. – Jak?! Jak oni to wymyślili?
– Nie wiem, ale chyba widzieli Rose rozmawiającą z Lewisem i stąd te plotki. Pamiętasz dzień, kiedy Khao miał wyścig chyba w Kanadzie, pojechaliśmy tam wszyscy razem, ale P'Zee poinformował nas o ataku w hotelu, w którym mieszkaliśmy? To chyba o to chodzi, bo ja wtedy zostałam w garażu McLarena, żeby kibicować Oskarowi i Camellia była ze mną. Lewis miał jakąś sprawę do mojej Rose, więc się tam spotkali, a wiecie, jakie są media w dzisiejszych czasach: jak Lulu ją przytulił, to od razu zrobili zdjęcie i że Rose i Lulu mają romans.
– W sumie to nawet zabawne jak zna się prawdę – Uśmiechnęła się Rose i sięgnęła po talerz z ciastem. – Annie, chcesz trochę?
– Tylko jeśli mnie nakarmisz.
– Masz ręce?
– Mam i co z tego?
– To możesz sama siebie nakarmić.
– Ale przecież od tego ma się dziewczynę, żeby mnie karmiła. Proszę – Annie zrobiła uroczą minkę smutnego psa. Rose tylko przewróciła oczami.
– Nie.
– Ale ja cię tak ładnie proszę, nakarm mnie.
– Niech ci będzie – Rose nałożyła ciasto na talerzyk, nabrała trochę na łyżeczkę i posłusznie nakarmiła Annie. Po drugiej stronie stołu First i Khaotung bawili się doskonale, parodiując kobiety.
* * *
Gemini jeszcze długo potem miał w głowie wiersz, który sam ułożył.
Nie oczekując wiele, spotkałem Ciebie.
Myślałem, że śnię.
Lecz Cię zgubiłem.
Nie wiedząc, gdzie i kim jesteś.
Szukałem.
Beznadziejnie, bezskutecznie.
Wpatrywałem się w tłum.
A Ciebie tam nie było.
Rozpacz szarpała mnie od środka,
Niczym wygłodniały wilk.
Gdzie jesteś, mój aniele, gdzie jesteś, mój książę?
A gdy Cię odnalazłem...
Dlaczego uciekałeś?
Byłeś... Tak blisko, a tak daleko.
Serce mi łamiąc.
Nie wiedzieliśmy nic o sobie ani naszym przeznaczeniu.
Teraz wiem, jesteś obok.
Już niczego się nie boję.
Splatam moją dłoń z Twoją.
Tak idealnie.
Może taka chwila już się nie powtórzy.
Ulotna, piękna, pełna emocji.
Szukałem Cię, lecz to Ty odnalazłeś mnie.
Pozwoliłeś, bym złożył całość z odłamków Twego serca.
Będąc z Tobą wiem,
Że nie potrzebuję nic więcej.
Ty jesteś tuż obok,
Ukazując mi, że Magia istnieje.
W prostych gestach, słowach.
W Twoich oczach i ramionach.
W prostym „Kocham".
Układając się do snu objął Fourth'a ramieniem i pomyślał: „Jestem szczęściarzem. Jestem cholernym szczęściarzem, że cię znalazłem. Ty jesteś moim powodem, by nigdy się nie poddawać, udowadniasz mi każdego dnia, że warto walczyć i warto cierpieć, by jako nagrodę dostać słodycz tak piękną i uśmiech tak cudowny jak twój".Po czym zasnął spokojnie, świadom tego, że cokolwiek przyniesie jutro, oni razem poradzą sobie z tym, a łagodny ciepły wiatr będzie ich sprzymierzeńcem.
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top